Reklama

Niedziela Wrocławska

Granice misji

W miejskiej dżungli porusza się na hulajnodze, chadza własnymi drogami, nie daje się skolonizować miejscowym i pielęgnuje swoją dziką tożsamość. Misjonarz z Polski – o. Wojciech Kobyliński CMF opowiada o granicach misji i misjach za granicą

Niedziela wrocławska 42/2018, str. VI

[ TEMATY ]

misje

misjonarz

Archiwum o. Wojciecha Kobylińskiego

Misjonarz katechizuje...

Misjonarz katechizuje...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Posłuszeństwo

Ojciec Wojciech Kobyliński na co dzień mieszka we Wrocławiu, w Zgromadzeniu Misjonarzy Klaretynów przy ul. Bujwida 51. Przez 5 lat służył na Wybrzeżu Kości Słoniowej jako misjonarz. Gdy zaczynał misje miał 29 lat. Czy tego chciał? – Ja nie marzyłem o misjach. To była jedna z opcji, których bałem się najbardziej. Miałem do wyboru m.in. studia z prawa kanonicznego, ale podobno zrobiłem na tę wieść tak „szczęśliwą” minę, że prowincjał sam zrezygnował z tego planu. Drugą propozycją były misje, więc nie wypadało już odmówić – mówi. Mimo że misje nie były jego największym marzeniem, zwyciężyło posłuszeństwo, które zakonnik ślubował w obliczu Boga, przyjmując profesję. Dziś sam stwierdza: – Gdyby teraz była potrzeba to pojechałbym na misje jeszcze raz, choćby jutro. Ojciec zauważył, że kiedy człowiek sam sobie wybiera pracę czy miejsce jej pełnienia, jest mu o wiele ciężej w chwilach kryzysu – w końcu „sam chciał”, a gdy dostaje powołanie do pełnienia funkcji, wspiera go wspólnota. Przyjmuje pełnienie woli Bożej i zaczyna widzieć w tym działanie Ducha Świętego. W zakonie mawia się: „przełożony może się mylić, ale nie myli się zakonnik, który słucha przełożonego”, ponieważ pierwszą cnotą potrzebną misjonarzowi zaraz po miłości jest dyspozycyjność. Ojciec Wojciech używa zwrotu: „z niewolnika nie ma robotnika”, co znaczy, że przełożeni oczywiście patrzą na marzenia, pewne preferencje czy predyspozycje kandydatów na misje.

Wypełnić misyjne powołanie

Każdy w zgromadzeniu ma swoje funkcje, pełni normalną pracę parafialną i duszpasterską, jednak tutaj, we Wrocławiu, kiedy brakuje katechetów, to ojcowie klaretyni nimi są, jeśli jest potrzeba głoszenia rekolekcji, to je głoszą, jak potrzeba misjonarzy za granicą, to wyjeżdżają. Są zawsze gotowi do służby: organizują szkołę św. Wawrzyńca – katechezy dla dorosłych, których jest we Wrocławiu niewiele, pełnią tzw. misję współdzieloną, czyli dołączają do akcji ewangelizacyjnych podejmowanych przez inne wspólnoty, zajmują się formacją osób zakonnych, opiekują się studentami z Duszpasterstwa Akademickiego, organizują Klaretyńskie Dni Młodych czy rekolekcje powołaniowe. To inicjatywy poświęcone tym, którzy są w Kościele, ale zgromadzeniu zależy na peryferiach Kościoła, np. na studentach, którzy nie chodzą na Mszę św. Klaretyni zastanawiają się, jak pokazać im jakąś alternatywę życia z Bogiem i w efekcie wychodzą działać poza mury domu zakonnego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Czy misje w Polsce są anachroniczne?

Nie każdy klaretyn musi wyjechać na misje, ale każdy klaretyn jest misjonarzem i każdy ma tę samą misję: głoszenie Słowa Bożego. Ta misja może być realizowana w różny sposób i w różnych miejscach. Także w Polsce. Także we Wrocławiu. Misje nie znają granic. Dziś okazuje się, że misjonarzy w ojczyźnie jest mało. Każdy na miejscu ma dużo obowiązków i czasem przydałby się dodatkowa para rąk do pomocy, ale oczywiście na pierwszym miejscu jest powołanie misyjne do krajów, gdzie świadomość chrześcijaństwa nie jest jeszcze tak namacalna. – Klaretyni podejmują misje m.in. w Burkina Faso, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, Kubie, Filipinach, Syberii, Czechach, Niemczech, Białorusi... Próbujemy nawet otworzyć misje w Chinach, ale tam jest bardzo trudno. W krajach afrykańskich jest dużo powołań miejscowych, biali misjonarze są w odwrocie, ponieważ tam jest już Kościół i ludzie szukają swoich dróg – mówi ojciec, dlatego tym bardziej warto pomyśleć o zasadności misji miejscowych.

Chrześcijaństwo działa w praktyce

Co robić, gdy jednego dnia żyjesz spokojnie w swoim miasteczku, a drugiego dowiadujesz się, że za jakiś czas wyjedziesz na misje? Jak się do tego przygotować? Bogactwo życia zakonnego polega na tym, że żyje się we wspólnocie. Na misje nie wyjeżdża się pojedynczo, a tym bardziej „w ciemno”. Najczęściej zakonnicy trafiają do wspólnoty braci, którzy są już w danym miejscu kilkanaście lat, więc po co studiować zwyczaje kilkudziesięciu plemion, kiedy można tego po prostu doświadczyć? Przed wyjazdem misjonarz spotyka się z kompetentną osobą, która mówi o tym, co robić, ale także czego unikać w obcej kulturze. Pomocna jest na pewno znajomość języka. Ojciec Wojciech uczył się przez rok francuskiego, zanim trafił na Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie są 74 języki plus 400 dialektów. Nikt się ich nie uczy, żeby nie zrazić żadnego plemienia znajomością tylko jednego, dlatego używa się języka powszechnego dla terenu danej misji. – Tego nauczyłem się w Afryce: chrześcijaństwo działa w praktyce; to religia, która potrafi zakorzenić się w każdej kulturze – dodaje zakonnik. Misjonarz musi posiadać jedną zasadniczą umiejętność – umiejętność wcielenia się w daną kulturę, a nie narzucania swojej. – Żeby kogoś pokochać, trzeba go przyjąć takim, jakim jest. Na misje nie jedzie się po to, żeby zakładać Kościół polski. Mamy się odnosić z szacunkiem do kultur miejscowych – słusznie zauważa wrocławski misjonarz. – My jedziemy na miejsce i robimy swoją robotę. Odprawiamy Msze św., pracujemy, nie robimy jakichś wielkich akcji ewangelizacyjnych. Sakramenty, katecheza, bycie z ludźmi i życie z nimi – to nasze główne zajęcia.

Reklama

Dzień na misjach ma swój rytm. Rano modlitwa wspólnotowa i śniadanie, do którego ojcowie wprowadzili nowy element życia wspólnotowego nazwany godziną marudzenia: narzekać można tylko przy śniadaniu, później nie można już powiedzieć złego słowa. Następnie praca fizyczna, taka jak budowanie Kościoła czy porządkowanie terenu misji. – Był czas, w którym brało się maczetę, szpadel i taczkę. Dla miejscowych to było poruszające, że Europejczycy żyją i pracują razem z nimi – zauważa o. Wojciech. Później następują modlitwy wspólnotowe i obiad, a po obiedzie dwugodzinna sjesta. Około 16.00 zaczyna się życie parafialne, ponieważ wtedy jest chłodniej, a ludzie kończą pracę. – Trochę jak w duszpasterstwie akademickim – mówi z przymrużeniem oka duszpasterz.

Reklama

Trudy misji zagranicznej

Ojciec dzieląc się swoim doświadczeniem zauważa, że w Afryce funkcjonuje zupełnie inne pojęcie czasu. Kiedy w naszej kulturze „kwadrans akademicki” trwa 15 minut, „kwadrans iworyjski” trwa 1 godzinę i 15 minut. Ojciec opowiada o tym, że Afrykańczycy nie mają umiejętności myślenia przyszłościowego. W naszym klimacie, gdy ktoś nie obsiał pola w odpowiednim momencie, umierał z głodu, natomiast w Afryce (przynajmniej w klimacie tropikalnym) zawsze znajdzie się coś do jedzenia. Afrykańczycy nie potrafią czegoś planować, odłożyć „na jutro” – kiedy dostają wypłatę, zapraszają całą rodzinę czy plemię i świętują przez 2, 3 dni, a pozostałe 28 dni miesiąca klepią biedę. Z tego też powodu trudno im odnaleźć się we współczesnym świecie. Mówi się, że rolą misjonarzy jest zepsucie tych ludzi po to, by zaczęli myśleć o sobie, a nie o innych, chociaż ich postępowanie wydaje się być ewangeliczne (chociażby właśnie kwestia dzielenia się z innymi). Kiedyś, gdy ktoś zabił słonia, to miał ogromne ilości mięsa, które musiał spożytkować, aby się nie zmarnowało, a człowiek afrykański bardzo lubi się dzielić. W Afryce funkcjonuje także inny model rodziny. Każdy Afrykańczyk powie, że najważniejsza jest dla niego rodzina, chociaż w tamtej kulturze naturalne jest wielożeństwo i praca kobiet, więc kiedy po kilku, kilkunastu latach w parafii misyjnej zaczynają się pojawiać rodziny afrykańskie, gdzie jest jedna mama, tato i dzieci, gdzie kobieta i mężczyzna się wspierają, ojciec wychowuje dzieci, płaci za ich wykształcenie, a kobieta w małżeństwie jest szczęśliwa i ma swoją godność, jest to nie lada zdziwieniem. Trudem misji, a raczej czymś, co przeszkadza w ich efektywności jest obecność czarnoksiężników, niemniej jednak zdarzały się sytuacje, w których sami „marabu” wysyłali ludzi do Kościoła twierdząc, że chrześcijanie są w posiadaniu potężnego amuletu, który działa przeciw złym mocom (chrzest).

Dzikie serce

Dziś ojca Wojtka można zobaczyć z maczetą, rozpalającego ogień czy jeżdżącego po Wrocławiu hulajnogą. To dzikie serce, które jest niespokojne, kiedy siedzi w jednym miejscu. Gdy miejska dżungla nie daje mu wytchnienia, zdobywa szczyty w Koronie Gór Polski, bierze udział w Przygodowym Rajdzie na Orientację o nazwie „Tropiciel”, spływa Doliną Baryczy, biwakuje, podróżuje do Rumunii, pisze opowiadania o wampirach... Nie ma się co dziwić, w końcu od kilku już lat nowe, misjonarskie doświadczenie zdobywa obcując z najdzikszym plemieniem, które jest wiecznie głodne i co semestr walczy o przetrwanie: ze studentami.

2018-10-16 11:31

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Misje warto kochać

Niedziela bielsko-żywiecka 45/2016, str. 5

[ TEMATY ]

misje

misjonarze

misjonarz

PB

Spotkanie grup misyjnych w Aleksandrowicach

Spotkanie grup misyjnych w Aleksandrowicach

Misjonarz to nie jest osoba bohaterska. Ma po prostu powołanie misyjne i może je realizować dzięki naszym modlitwom i naszej pomocy materialnej. Proszę byście nie zapomnieli o misjonarzach – mówił w bielskiej parafii św. Maksymiliana o. Luca Bovio ze Zgromadzenia Matki Bożej Pocieszenia, sekretarz krajowy Papieskiej Unii Misyjnej. Kapłan na co dzień pracujący w Warszawie gościł w Bielsku-Białej, aby przybliżyć wiernym tematykę misji i wziąć udział w spotkaniu grup misyjnych z naszej diecezji. Podczas niedzielnych kazań o. Luca odwołując się do hasła tegorocznego Tygodnia Misyjnego „Ochrzczony znaczy posłany” przypomniał, że Polska zawdzięcza swoją1050-letnią historię działaniu misjonarzy. – Mieszko I przyjął chrzest ponieważ misjonarze przybyli tutaj, głosili Ewangelię – powiedział pochodzący z Mediolanu kapłan. Podziękował także za modlitewne i materialne wsparcie misyjnych działań w Kościele. Oprócz głoszonego w aleksandrowickiej świątyni słowa, o misjach przypomniał także misyjny kiermasz. Parafianie mogli wesprzeć misjonarzy nabywając różańce misyjne, kalendarze, książki, wśród których był także świeżo wydany biograficzny album o męczenniku z Pariacoto bł. Michale Tomaszku z podżywieckiej Łękawicy. Ponadto przez cały dzień młodzież kwestowała na cele misyjne. W przeddzień Misyjnej Niedzieli w Aleksandrowicach spotkali się przedstawiciele kół misyjnych naszej diecezji. Mszy św. przewodniczył ks. Piotr Jarosz z Żywca, a homilię wygłosił o. Luca. – Dziękuję wam za to, że kochacie misje. Bo misje kochać warto – powiedział do uczestników spotkania kapłan z Mediolanu. Po wspólnej modlitwie wszyscy udali się do parafialnej kawiarenki Emaus, by omówić bieżące sprawy związane z działalnością parafialnych kół misyjnych. Misyjną działalność wspierano w wielu innych parafiach. W parafii św. Maksymiliana Męczennika w Oświęcimiu gościł ks. Don Bosco z Indii, który obecnie posługuje w Belgii. Jak podkreślił ks. proboszcz Józef Niedźwiedzki – misjonarz głosił słowo Boże, dzieląc się radością Dobrej Nowiny, a równocześnie ukazując złożoność sytuacji, w jakiej znajdują się chrześcijanie w różnych stronach świata, np. w Indiach. Zaś 1 listopada Zespół Misyjny rozprowadzał kalendarze na nowy rok. W ostatnim czasie wiele parafii wspierało misyjną działalność Kościoła. W konkatedrze kazania głosił ks. Dariusz Komadowski, posługujący w gruzińskiej Arali, prosząc też o ofiarę na pomoc tamtejszemu Kościołowi. Nieco wcześniej żywiecką parafię odwiedziła s. Bonawentura Barcik pracująca w Boliwii. W październiku misjonarz z Tanzanii ks. Krzysztof Dybał gościł w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Skoczowie. Także Siostry Pasterzanki – Służebnice Matki Dobrego Pasterza odwiedziły diecezję, o swojej działalności opowiadając w parafii Imienia NMP w Cieszynie-Bobrku.

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: niech Bóg błogosławi Węgrów!

2024-04-25 11:10

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

„Niech Bóg błogosławi Węgrów” - powiedział papież przyjmując dziś na audiencji pielgrzymów z tego kraju, przybyłych, aby podziękować mu za ubiegłoroczną wizytę apostolską w swej ojczyźnie. Obok prymasa Węgier, kardynała Pétera Erdő i przewodniczącego episkopatu Węgier, biskupa Andrása Veresa gronie pielgrzymów obecny był także nowy prezydent kraju Tamás Sulyok.

Ojciec Święty mówiąc o swej ubiegłorocznej pielgrzymce zaznaczył, że przybył jako pielgrzym, aby modlić się wspólnie z węgierskimi katolikami, także za Europę, w intencji „pragnienia budowania pokoju, aby dać młodym pokoleniom przyszłość nadziei, a nie wojny; przyszłość pełną kołysek, a nie grobów; świat braci, a nie murów. Modliłem się za wasz drogi naród, który przez tysiąclecie zamieszkiwał tę ziemię i użyźniał ją Ewangelią Chrystusa. Obyście w modlitwie zawsze znajdowali siłę i determinację do naśladowania, także w obecnym kontekście historycznym, przykładu świętych i błogosławionych, którzy wywodzą się z waszego narodu” - zachęcił papież. Przypomniał, że realizacja daru pokoju „zaczyna się w sercu każdego z nas ... Pokój przychodzi, gdy postanawiam przebaczyć, nawet jeśli jest to trudne, a to napełnia moje serce radością” - stwierdził Franciszek.

CZYTAJ DALEJ

Najpierw wołanie, później powołanie

2024-04-25 23:30

ks. Łukasz Romańczuk

Konferencja do młodzieży bpa Jacka Kicińskiego CMF

Konferencja do młodzieży bpa Jacka Kicińskiego CMF

Egzamin dojrzałości i ósmoklasisty coraz bliżej. O dary Ducha Świętego i pomyślność na czas pisania matur modlili się uczniowie szkół średnich i ci, kończący “podstawówkę”. Była to także okazja do wysłuchania konferencji o. bpa Jacka Kicińskiego CMF.

Z racji tego, że modlitwa ta odbywała się w czasie Tygodnia Modlitw o powołania kapłańskie i zakonne, konferencja dotyczyła rozeznawania powołania i swojej drogi życiowej. Przede wszystkim bp Jacek wskazał młodym, że w rozeznawaniu ważne jest słuchanie głosu Pana Boga.- Powołanie dzieje się w wołaniu. Najpierw słyszymy wołanie, a potem dokonuje się powołanie. Jezus woła każdego z nas po imieniu - mówił biskup, dodając, że to od człowieka zależy, czy ten Boży głos będzie słyszalny. Ta słyszalność dokonuje się w momencie, kiedy otworzy się uszy swojego serca. - Uczniowie przechodzili szkołę wiary. Mieli momenty zwątpienia. Na początku były wokół Niego tłumy, ale z czasem grupa ta zaczęła topnieć, bo zaczął wymagać. I zapytał Piotra: „Czy i wy chcecie odejść?”. Wszystko zaczyna się od słowa i w tym słowie się wzrasta - przekonywał bp Jacek.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję