Reklama

Wiara

Świadectwo siostry katarzynki Martyny: Jestem szczęściarą, bo żyję z Panem Bogiem!

S. Martyna Ujazdowska ze Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny w rozmowie z portalem niedziela.pl o zaplanowanej na 2025 rok beatyfikacji katarzynek – siostry Krzysztofy Klomfas i jej XIV towarzyszek, swojej drodze życia z Panem Bogiem i kryzysie zakonnych powołań.

[ TEMATY ]

świadectwo

siostry katarzynki

Archiwum siostry Martyny Ujazdowskiej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Agata Kowalska: Siostro, zacznijmy od beatyfikacji siostry Krzysztofy Klomfas i jej XIV towarzyszek. Ta chwila nastąpi już w przyszłym roku – 31 maja 2025 r. Czym siostry się wyróżniały, że zostaną wyniesione do chwały ołtarzy?

S. Martyna Ujazdowska: Na pewno wyróżniały się głęboką wiarą, heroiczną odwagą i miłością potężniejszą od śmierci. Nawet w obliczu cierpienia i niebezpieczeństw nie zrezygnowały ze swojej misji. Siostry mimo trudności, pozostawały wierne, wspierały się nawzajem i modliły za swoich oprawców. Ich postawa była świadectwem chrześcijańskiej miłości i przebaczenia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Historii naszych przyszłych błogosławionych nie da się przedstawić w kilku zdaniach. Każda z nich jest inna. Każda to inna osobowość, ale wszystkie spotkały się na wspólnej drodze powołania zakonnego w Zgromadzeniu Sióstr św. Katarzyny. Być może przeżyłyby swoje życie w cichości, wykonując swoje codzienne obowiązki, modląc się i pracując, jednak przyszedł rok 1945, który odsłonił okrucieństwo jednych ludzi, ale pokazał też odwagę innych, umiejętność wzniesienia się ponad przeciętnością. Paradoksalnie te 15 sióstr choć poniosły śmierć, to jednak odniosły zwycięstwo.

Reklama

Siostra Krzysztofa Klomfas, była wielokrotnie zgwałcona, wykłuto jej oczy i wycięto język, zadano aż 16 ran bagnetem. Jej śmierć była prawdziwie heroiczna i dokonała się jako pierwsza z ponad 100 sióstr katarzynek, ofiar II wojny światowej. Inne dwie siostry Sekundina – Barbara Rautenberg i Adelgarda – Agata Eufemia Bönigk, zginęły z rąk oprawców w Kętrzynie, gdzie pracowały i pozostały, by ratować potrzebujących. Obie były okrutnie bite i gwałcone. Siostra Sekundina po brutalnym gwałcie, była duszona dużym różańcem, który siostry nosiły przy paskach habitu. To właśnie ona, jeszcze przed złożeniem ślubów zakonnych napisała takie słowa: „O mój Jezu, pozostanę Tobie wierna, nawet jeśli muszę przejść przez ciernie” – słowa te wypełniła. Obie umierały na ulicach miasta ciągnięte za samochodem.

Siostra Sabinella – Rosalia Angrick, była przełożoną w Lidzbarku Warmińskim. Gdy do klasztoru wtargnęła grupa radzieckich żołnierzy, siostry zostały zagnane do refektarza zakonnego. Widząc wszystko, co się dzieje, siostra Sabinella powiedziała do swoich współsióstr: „lepiej pozwólmy się zastrzelić niż byśmy dały się zhańbić”. Rozpoczęły się bicia i wyrywanie pojedynczych sióstr z grupy. Wtedy siostra Sabinella broniąc młodych sióstr powiedziała do jednego z żołnierzy: „zamiast nich, zastrzel mnie!” Oddała życie stając w obronie powierzonych sobie sióstr. W godzinie śmierci pokazała, jak wielką wartość mają dla niej śluby zakonne.

Siostra Leonis – Käthe Müller, pracowała w biurze Szpitala Mariackiego w Olsztynie. Jej męczeństwo w styczniu 1945 r. w Olsztynie, a następnie w drodze na Syberię, było szczególnie trudne i upokarzające, lecz niesione heroicznie i z wielką miłością do Jezusa. Do swoich współsióstr, które przeżyły podobny dramat powiedziała: „teraz mamy okazję kochać naszych wrogów, nie odpłacać złem za zło”. Zmarła z wycieńczenia i głodu 5 czerwca 1945 r., mając 32 lata. Dokładne miejsce jej śmierci jest nieznane.

Reklama

To tylko niektóre z tych bohaterskich sióstr. Dla dokładniejszego zapoznania się z naszymi Siostrami Męczennicami, polecam książkę autorstwa mojej współsiostry s. Angeli Krupińskiej pt: „Pod prąd, pod wiatr i pod fale. Droga sióstr katarzynek, warmińskich męczennic”.

KSIĄŻKA DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI: ksiegarnia.niedziela.pl

AK: Dla całego Zgromadzenia św. Katarzyny Dziewicy i Męczennicy jest to wielka chwila. Jak siostry, to przeżywają? Czym jest dla sióstr ta beatyfikacja?

Reklama

S. MU: To ogromna radość mieć tyle błogosławionych! Powiedziałabym jest to coś niezwykłego. Nie tylko dla nas, ale także dla całej archidiecezji warmińskiej jest to wyjątkowe wydarzenie, bo w ponad 780-letniej historii istnienia (powstała 29.07.1243 r.), będzie to pierwsza beatyfikacja, która odbędzie się na jej terenie, w Braniewie. Tu powstało nasze zgromadzenie, założone przez mieszkankę Braniewa, Bł. Reginę Protmann. Dla nas, katarzynek, jest to okazja do lepszego uświadomienia sobie misji zgromadzenia, umocnienie w wierze i wierności charyzmatowi. Jest to też zaproszenie do pogłębienia modlitwy i wdzięczności za Boże działanie w życiu naszego zgromadzenia, okazja do ukazania światu świadectwa świętości. Beatyfikacja naszych sióstr przypomina o podstawowych wartościach, takich jak wierność, ofiarność i miłość bliźniego. Jest także inspiracją do odwagi w dawaniu świadectwa Ewangelii we współczesnym świecie. Przygotowanie do beatyfikacji ma dwa aspekty – duchowy i organizacyjny. Od strony duchowej jest to proces, w którym chodzi o pogłębienie wiary i zrozumienie życia naszych sióstr wynoszonych do chwały ołtarzy. Jest to czas refleksji i modlitwy, pomagający otworzyć serca na Boże działanie i zainspirować się przykładem tych 15 katarzynek.

Przez beatyfikację i kanonizację Kościół propaguje wzory świętości, pomagające interpretować przesłanie Ewangelii w codziennym życiu. Osoby te cieszą się już w pełni oglądaniem Boga w niebie i one nie potrzebują beatyfikacji, ona nie pomnaża ich szczęścia. Ich beatyfikacja służy wspólnocie wierzących, pielgrzymujących po drogach doczesności. Chodzi więc o pożytek duchowy, jaki beatyfikacja przyniesie wspólnocie Kościoła, o oddziaływanie apostolskie i wpływ na życie wierzących.

Przygotowanie duchowe jest dla nas elementem kluczowym. W całym zgromadzeniu propagujemy tak zwany „łańcuch modlitewny” polegający nam tym, że w wyznaczonym dniu każda wspólnota modli się o owoce duchowe i dobre przygotowanie do beatyfikacji. W Polskiej Prowincji w ramach formacji stałej miałyśmy spotkania poświęcone naszym siostrom męczenniczkom, w których każda siostra brała udział. Siostry też indywidualnie modlą się za wstawiennictwem wybranej, „ulubionej” w jakiś szczególny sposób bliskiej ich sercu siostry.

Reklama

Dla parafii archidiecezji warmińskiej siostry opracowały materiały duszpasterskie pomagające w przygotowaniu wiernych. Raz w miesiącu w parafiach odprawiana jest nowenna, na październik były przygotowane rozważania różańcowe, przygotowane są też rozważania drogi krzyżowej i inne formy modlitwy. Jest też grupa sióstr, która na zaproszenie księży proboszczów jeździ do parafii w całej Polsce, aby zapoznać wiernych z życiem tych warmińskich męczenniczek, gdyż ważne jest ukazanie w jaki sposób realizowały one Boże wezwanie w swoim życiu oraz zrozumienie, jaki jest sens świętości i beatyfikacji. Przygotowane też są plakaty, publikacje, krótkie filmy i inne środki medialne, które pomagają dotrzeć do większej liczby osób.

Przed nami jest ogrom pracy związanej z samą uroczystością, która odbędzie się 31 maja 2025 r. Jest to bardzo absorbujące zadanie pod względem organizacyjnym. Są odpowiedzialne osoby, zarówno ze strony zgromadzenia, archidiecezji jak i władz Braniewa. Zapraszamy już dziś na uroczystość beatyfikacji właśnie do Braniewa!

AK: Czym zajmują się siostry katarzynki na co dzień? Jaka jest wasza rola w świecie?

Reklama

S. MU: Jesteśmy zgromadzeniem międzynarodowym o charakterze kontemplacyjno-czynnym, łączymy życie duchowe z aktywną służbą na rzecz bliźnich w duchu naszej założycielki bł. Reginy Protmann. Modlitwa jest fundamentem naszego życia i pracy apostolskiej, jest siłą sprawczą tego, z czym idziemy na zewnątrz. Nasza misja koncentruje się na niesieniu pomocy potrzebującym, budowaniu wspólnoty wiary i świadectwie chrześcijańskiej miłości. Stąd bierze się różnorodność form naszego apostolatu. Opiekujemy się chorymi i cierpiącymi poprzez prowadzenie szpitali, domów opieki, domów samotnej matki, domów dziecka, udzielamy pomocy chorym i cierpiącym w ich domach. Zajmujemy się wychowaniem, edukacją dzieci i młodzieży. Mamy przedszkola, szkoły, nauczamy w szkołach katechezy. Pracujemy w parafiach – siostry pracują jako zakrystianki, organistki, animatorki grup parafialnych, kancelistki. Siostry są też misjonarkami pracującymi w różnych krajach świata np. Togo, Beninie, Filipinach, Haiti, Białorusi…

AK: Siostro, a jak jest z powołaniami do zakonów dziś? Czy tę sytuacje spadkową można nazwać kryzysem? Jak wygląda sytuacja powołaniowa w waszym zakonie?

S MU: W drugim pytaniu pojawia się podpowiedź, że jest sytuacja spadkowa. Nie będę ukrywać, że w moim zgromadzeniu odczuwamy brak nowych powołań. W innych krajach, w których pracujemy jest kilka osób w formacji początkowej, ale my w Polsce obecnie niestety nie mamy kandydatek ani w postulacie, ani w nowicjacie. Jeżeli więc sytuację spadkową uznamy za kryzysową to można mieć albo powody do niepokoju, albo widzieć to jako wyzwanie. W języku greckim kryzys oznacza moment przełomowy, punkt zwrotny, ale też odsiew, wybór, rozstrzygnięcie. Może właśnie to jest ten moment, kiedy coś umiera, aby mogło zrodzić się coś nowego? Właśnie rozpoczęliśmy rok jubileuszowy pod hasłem: „Pielgrzymi nadziei”. Więc patrzę z tą nadzieją w przyszłość mojego zgromadzenia, także w kontekście nowych powołań, bo w końcu „nadzieja zawieść nie może” (Rz 5,5).

Archiwum siostry Martyny Ujazdowskiej

AK: A czy na koniec zechciałaby Siostra podzielić się z nami swoim świadectwem powołania?

S. MU: Jako nastolatka nigdy nie brałam pod uwagę życia zakonnego. Będąc w liceum należałam do oazy u Franciszkanów w Kwidzynie, jeździłam na rekolekcje oazowe, chodziłam na piesze pielgrzymki na Jasną Górę. Na jednej z nich poznałam siostry katarzynki. Jedna z moich koleżanek wstąpiła do zgromadzenia, a my jeździłyśmy ją odwiedzać. Podczas jednej z takich wizyt, jej mistrzyni zapytała mnie z uśmiechem: A ty kiedy przyjdziesz? Bez namysłu odpowiedziałam: „nie zamierzam” i roześmiałam się. Po liceum rozpoczęłam studium położnicze, w którym przez ponad rok kontynuowałam naukę. Nagle jak grom z nieba, pojawiła się myśl, która nie dawała mi spokoju. A może jednak zakon? Nie zastanawiałam się wiele i zadzwoniłam do mojej koleżanki, która była już po pierwszych ślubach i pracowała w Elblągu. Powiedziałam jej, że chcę wstąpić do zgromadzenia, a ona odpowiedziała mi na to, że to nie jest rozmowa na telefon i jak chcę z nią porozmawiać to mam przyjechać. Długo nie czekała, bo już kolejnego dnia byłam w Elblągu. Chwilę porozmawiałyśmy i ta idąc za ciosem, stwierdziła, że zadzwonimy do przełożonej prowincjalnej w Braniewie i się z nią umówię. Zgodziłam się bez protestu. Jak później się przyznała, to był z jej strony taki test, bo nie dowierzała, że mówię poważnie. I tym sposobem 11 listopada 1987 r. zadzwoniłam do furty klasztornej w Braniewie. Dodam, że moi znajomi robili zakłady kiedy wrócę. Dziś nie jestem w stanie powiedzieć, czy był ktoś kto wygrał :) Moja przygoda życia z Panem Bogiem i katarzynkami trwa i nadal uważam, że jest to coś najlepszego, co Pan Bóg mi podarował. Jestem szczęściarą!

S. Martyna Ujazdowska ur. 9.01.1968 r. w Kwidzynie. Do Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny wstąpiła w 1987 r., pierwsze śluby złożyła 1991 r., śluby wieczyste w 1997 r. Od 1991 r. pracuje w szkole jako katechetka – rozpoczynała pracę w szkole podstawowej, potem przez 16 lat w gimnazjum. Obecnie pracuje w Nowym Dworze Mazowieckim, w Szkole Podstawowej nr 5 i uczy klasy od 2 do 4, przygotowuje dzieci do I Komunii Świętej, prowadzi scholę dziecięcą przy parafii św. Michała Archanioła w NDM. W zakonie pełni funkcję rzecznika prasowego Polskiej Prowincji Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny. Ukończyła studia teologiczne z przygotowaniem pedagogicznym na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim uzyskując tytuł magistra teologii moralnej, studia podyplomowe na UKSW z integralnej profilaktyki uzależnień, a także trzyletnie studia w Prymasowskim Instytucie Życia Wewnętrznego z teologii duchowości.

2025-01-02 21:06

Oceń: +23 -3

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wiara jest oddechem Boga

„Choć na pustkowiu nie znajdowali siedziby Boga, to jednak wyraźniej słyszeli tam żywe słowo, które przynieśli w sobie. Ludzie, którzy na tyle oswoili się z pustynią, że nie odczuwają już presji przestrzeni i pustki, nieuchronnie zwracają się do Boga jako jedynej ostoi i jedynego wyczuwalnego rytmu istnienia. Wszystkie wierzenia semickie miały swe źródło w przekonaniu, że świat jest pustką, Bóg zaś obfitością” (T. E. Lawrence).

Wierzę, bo...? Opowiedz mi o tym bez użycia wielkich słów i gładkich zdań wytrychów. Mów tak, jakbyś opowiadał komuś bliskiemu, dziecku, ukochanej, przyjacielowi, który właśnie traci wiarę, a ty chcesz zrobić coś, co go na tej drodze zatrzyma. Szczerze, bez zakładania masek, bez przymilnej poprawności. Opowiedz o tym, jakie miejsce zajmuje w Twoim życiu wiara?... Pyta Katarzyna Woynarowska. ALEKSANDRA MARIA GIL, publicystka, grafik. Związana z ruchem pro life w Polsce, od 2000 r. - z Fundacją „Głos dla Życia”: - Wiem, że jako istota obdarzona wolną wolą decyduję o swoim postępowaniu, jednak to wiara porządkuje moje życie. W rzeczywistości, w której rozmywają się granice między dobrem a złem, gdy permisywizm wypiera postawy zgodne z naturą, to właśnie wiara pozwala mi pozostać człowiekiem i nie poddać się promowanej wokół bylejakości, godzenia się na wszystko i za każdą cenę... AGNIESZKA KONIK-KORN, historyk, dziennikarka, mama dwójki dzieci: - Gdy patrzysz na życie przez pryzmat wiary, to wszystko w życiu nabiera sensu. Nie ukrywam, że wiara w moim życiu cały czas ewoluuje - raz dojrzewa, innym razem przychodzą kryzysy. Wiara jest decyzją podejmowaną nie tylko w sercu, ale i w umyśle. Ważną rolę w rozwoju mojej wiary odgrywa formacja we wspólnocie, w zasadzie od dzieciństwa. Choć wspólnoty się zmieniały, to myślę, że bez nich trudno byłoby mi wiedzieć o pewnych rzeczach. W wierze także świadomość ma ogromne znaczenie. KS. ROMAN CHYLIŃSKI CSMA: - Wiarę w Boga rozumiem w trzech wymiarach: wierzyć Słowu Boga, ufać Słowu Boga i całkowicie Jemu zawierzyć swoje życie. - Czy później lżej się żyje? - Chyba nie, ale pewniej stąpa się po ziemi... S. BARBARA PODGÓRSKA, karmelitanka misjonarka: - Wiara jest oddechem Boga we mnie. Jest jak płomień, który daje radość i siłę do przyjmowania życiowych zadań. Wiara „nawraca” mnie do Boga... MAREK CHUDZIK, anestezjolog, ojciec dwójki dzieci, wdowiec: - Nie jestem człowiekiem zbyt pobożnym, więc nie wiem, czy jestem godzien mówić w tym gronie... Jednak trochę myślałem... Wiecie, jak ktoś wychował się w rodzinie katolickiej, będzie w ważnych chwilach zachowywał się jak człowiek wierzący... Nawet jeśli utrzymuje, że stracił wiarę. Albo tak jak ja, ciągle się zastanawia nad swoją relacją do Boga. Przekaz, jaki niesie chrześcijaństwo, jest dla mnie rodzajem tatuażu duszy. KAŹKA URBAN, ekonomistka, redaktorka, działaczka społeczna: - Nie godzę się na ten świat taki, jaki jest, rozumiesz... Ludzie potrafią być wielcy i mali jednocześnie. Wszyscy zawodzą, ja również. Zamiast frustrującego rozczarowania, można przyjąć ludzi i świat takim, jaki jest, nie wyrzekając się marzeń o absolutnej realizacji dobra i piękna, których skrawków doświadczam na co dzień. Potrzebuję Absolutu. To daje podstawy do wyrozumiałości wobec siebie i innych... - No dobrze, wobec tych pięknych deklaracji, czy i w jaki sposób wiara wpływa na podejmowanie przez Was codziennych decyzji? Nie mówię o robieniu zakupów, ale o istotnych sprawach... OLA: - Nie masz racji! Nawet zakupy podporządkowane są temu, w co wierzę. Nie kupuję np. produktów koncernów, które wykorzystują w swojej produkcji komórki macierzyste pozyskane z ciał abortowanych dzieci. Jedna z firm chciała wprowadzić na rynek napój, w którym znajdowały się takie komórki, tłumacząc to ulepszeniem smaku! Sam pomysł jest dla mnie niegodziwy, więc bojkotuję wszystkie artykuły tej korporacji... AGA: - Wszystko, co robię, staram się robić tak, by nie ranić Jezusa. Jest to najtrudniejsze w sytuacjach międzyludzkich, dochodzą tu także kwestie emocjonalne albo zwykłe „lubienie” czy „nielubienie się”. A żyć życiem wiary - to żyć w prawdzie... KS. ROMAN: - Kiedy poznałem paschalny wymiar wiary, to dopiero zrozumiałem, że wiara wymaga decyzji. Najpierw trzeba wyrzec się paru rzeczy, aby poważnie potraktować chrześcijaństwo w swoim życiu: wyrzec się szatana, grzechu i wszystkich okoliczności, które prowadzą do zła. I tu zaczyna się „bój bezkrwawy” o duszę. Trudna jest wiara chrześcijańska, bo wymaga radykalizmu, a nie bawienia się ze złem. KAŹKA: - Wiara w warunkach codzienności? Chyba najbardziej jest we mnie tych kilka chwil, podczas których miałam uczucie namacalnej obecności Boga. Kiedy powietrze staje się gęste od jakiejś nienazwanej substancji i tej błogości, że skoro tak jest, to wszystko jest dobre. Te kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, które przyszły nie wiadomo dlaczego i skąd (pewnie to nazywają łaską), staram się nieustannie w sobie odświeżać. A najintensywniej modlę się, oczywiście, w momentach, kiedy tak już nabroiłam, że wydaje mi się, iż nic mnie nie uratuje. A to zabawna historia z codziennego życia: Lata już temu, pewnie jak każda młoda mama, miałam straszny kryzys, poczucie, że jestem złą matką. Po trzech dniach użalania się nad sobą w rozmemłanym łóżku powiedziałam: - Panie Boże, ja się na ten świat nie prosiłam, stworzyłeś mnie, więc teraz coś z tym zrób, bo oszaleję. „And this is the last call!”. Otworzyłam Biblię na oślep, na fragmencie, jak Święta Rodzina zgubiła Jezusa w świątyni i nawet tego nie zauważyła! Roześmiałam się do łez, wstałam z łóżka, otrzepałam się i poszłam dalej... OLA: - Od 15 lat jestem żoną swojego męża i oprócz wszystkich chwil szczęśliwości były i kryzysy, i to wiara pozwoliła nam obojgu wytrwać przy sobie. Także moja praca, to ciągłe zmaganie się ze sobą - na ile realizuję talenty, którymi zostałam obdarowana, a na ile zakopałam je w ogródku rutyny?... S. BASIA: - Na pewno nie chciałabym przeżywać mojego życia „bez rozumu niczym koń i muł” (Ps 32, 9) czy jak ci, którzy „mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą; mają uszy, ale nie słyszą; mają ręce, lecz nie dotykają” (por. Ps 115, 5-7). Świadome przeżywanie życia, poszukiwanie sensu, piękna, mądrości prowadzi do zintegrowania różnych aspektów osobowości. Stąd nie waham się potwierdzić, że przyjmuję z wdzięcznością (i z pewną ulgą...) obecność wiary w moim życiu. MAREK: - Dużo ostatnio myślałem na ten temat i ku mojemu zdumieniu stwierdziłem, że system, w jakim żyję, moja codzienność i dziesiątki podejmowanych decyzji opieram na Dekalogu. Moim skromnym zdaniem - nie ma doskonalszego określenia granic. Kto wychodzi poza nie, staje się bezrozumnym zwierzęciem... KAŹKA: - Ewangelia jest zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaką przeczytałam. To opowieść o człowieczeństwie, o jakim marzę, najwyższych lotów... Jezus jest po prostu piękną postacią - mądrą, odważną, sprawczą, empatyczną do bólu. - Teraz będzie trudniej. Czy macie zwyczaj dzielenia się wprost z ludźmi swoim doświadczeniem wiary? Nie boicie się etykiety dewotki/ dewota? S. BASIA: - „Zwyczaju” dzielenia się wiarą jako takiego nie mam, ale też nie ukrywam pod korcem światła wiary. Wiara domaga się dialogu i świadectwa. KS. ROMAN: - Jako kapłan słyszę cały czas słowa św. Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”. Więc mi biada! KAŹKA: - Wiarą dzielę się w sposób nienachalny. Mówię o swoich doświadczeniach duchowych w taki sam sposób, w jaki mówię o przeżyciach nad obrazami mistrzów holenderskich. Jak coś się dzieje w moim życiu ważnego, to mówię o tym nawet niewierzącym przyjaciołom, niezależnie od tego, czy są to doświadczenia duchowe, kulinarne czy literackie. OLA: - Nie ukrywam się i nie chowam ze swoją wiarą. Na szczęście jeszcze za to nie zamykają w rezerwatach. Mam dość silną osobowość i opowiadanie o sytuacjach, które mnie spotkały, czy stanie na straży swoich przekonań to ta część mnie, która mnie dookreśla. AGA: - To zależy od sytuacji. Inaczej dzielimy się we wspólnocie, a inaczej wśród osób nieznanych. Jednak są takie środowiska, gdzie świadectwem będzie już noszenie krzyżyka lub milczenie w gronie plotkujących. Myślę, że dzielić się wiarą nie można na siłę, bo można kogoś zniechęcić. Po to też mamy rozum, by rozeznawać, jakie świadectwo potrzebne jest w danej sytuacji. Ale jeśli do osób niewierzących wrogo nastawionych do Kościoła będziemy podchodzić z przyjaźnią i radością, wyobrażając sobie, jak by do nich podchodził Pan Jezus, to myślę, że to jest najlepsze świadectwo. - Wejdźmy o stopień wyżej: Wiara bez uczynków jest martwa - a więc... AGA: - Jeśli ktoś wierzy, to nie oddzieli wiary od swoich decyzji. Powiem więcej - to właśnie wiara pomaga dostrzec, że coś jest nie tak. Wierzący nie usprawiedliwią się tak łatwo. Bez wiary nie podejmujemy pewnych działań, bo po ludzku nie zobaczymy w tym sensu. Nie pogodzimy się z naszym wrogiem, nie przebaczymy mu, jeśli wiara nie podpowie nam, że to jest nam potrzebne do zbawienia, do szczęśliwego życia jeszcze tu, na ziemi. S. BASIA: - Jedynie mówienie, że się wierzy w Boga, może stanowić pułapkę, a na pewno rodzi pustkę. Taki potok słów potrafi pomniejszyć, a nawet zagłuszyć wewnętrzną siłę wiary. Przecież nikogo nie zbawi ani nie uzdrowi taki aktywizm. Dlatego warto otwierać Ewangelię i spoglądać na otaczający nas świat oczami Boga. Pytać siebie o to, co nam każe wychodzić „z chatki miłości własnej”, by odziać, nakarmić, pocieszyć, przyjąć, nieść pokój... Zawsze i w każdym czasie chodzi przecież o życie. Życie w Bogu. OLA: - Dokonałam życiowego wyboru. Wyboru pracy. Nie jestem w wielkiej firmie, na superstanowisku i nie mam pieniędzy, które pozwoliłyby na zagraniczne wakacje. Ale wykonuję swoją pracę najlepiej, jak potrafię, wykorzystuję w realizowanych zadaniach swoje umiejętności. Każdego dnia, gdy wybieram się do pracy, mam świadomość, że przyczyniam się do dobra na świecie i że to, co robię, nie jest sprzeczne z tym, w co wierzę. KS. ROMAN: - Kiedy po ludzku już nic nie możemy uczynić, ani inteligencją, ani pobożnością, ani-ani... to wówczas robimy miejsce dla wiary. - Czyli, podsumowując - wiara to? AGA: - Wiara to coś, co pomaga nam powstawać. Pion, do którego cały czas musimy równać. Papierek lakmusowy naszych uczynków. Drogowskaz wskazujący nam cel, do którego zmierzamy... OLA: - Wiara to nadzieja, że dobro jest w każdym z nas. Wiara jest jak łódź. Gdy nie mam siły i wątpię, to dryfuję... Gdy jej zaufam - biorę ster we własne ręce i wówczas to już nie przypadek kieruje moimi losami. Wiara wprowadza w moje życie taki ład, w którym nie muszę godzinami zastanawiać się nad tym, co mam zrobić. Dzięki niej odpowiedzi znajdują się szybko, choć często są niełatwe do zrealizowania. KAŹKA: - Św. Augustyn powiedział: „intimior intimo meo”. Rozwinięty w tłumaczeniu ten cytat brzmi: Bliższy mi niż ja sam w tym, co mi najbliższe. To jest dla mnie kwintesencja wiary w Boga. Bóg, który jest, i ja, która się staram. I choć nie zawsze mi się udaje, to mam ten komfort, że jest Ktoś, kto patrzy w tym samym kierunku...
CZYTAJ DALEJ

Jeśli będziemy blisko Chrystusa, On będzie się troszczył o nas

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Mt 5, 1-12a

Sobota, 1 listopada. Uroczystość Wszystkich Świętych.
CZYTAJ DALEJ

Bp Długosz: cierpiący z Jezusem są błogosławieni

2025-11-01 14:23

[ TEMATY ]

Częstochowa

Wszystkich Świętych

bp Antoni Długosz

cmentarz Kule

Maciej Orman/Niedziela

– Człowiek, który doświadcza cierpienia i łączy się w nim z Jezusem, może być nazwany błogosławionym – powiedział biskup senior archidiecezji częstochowskiej Antoni Długosz. W uroczystość Wszystkich Świętych biskup przewodniczył Mszy św. w kościele rektoralnym Zmartwychwstania Pańskiego w Tajemnicy Emaus na cmentarzu Kule w Częstochowie, a następnie procesji z modlitwami za zmarłych.

Eucharystię koncelebrowali ks. Tadeusz Zawierucha, administrator rektoratu i cmentarza Kule, oraz ks. Jacek Marciniec, proboszcz parafii św. Zygmunta w Częstochowie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję