Najważniejsze wydarzenia w życiu Kościoła w 2014 r. to: kanonizacja Jana Pawła II, zmiana przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i wizyta „ad limina apostolorum” polskich biskupów w Stolicy Apostolskiej. W polityce – wybory do Europarlamentu i do samorządu, przetasowania na scenie politycznej, nowi gracze, wzrost lub spadek w sondażach. W gospodarce – chwiejna równowaga na niskim poziomie, rosnący garb długu publicznego i deficytu. W kulturze – niepewne losy filmu o Smoleńsku, filmu o Powstaniu Warszawskim, ważna nagroda teatralna. W sporcie – medale Polaków: spodziewane na zimowych igrzyskach i – niepewne – w mistrzostwach świata siatkarzy rozgrywanych w Polsce. Do tego okrągłe rocznice wyborów 1989 r., Powstania Warszawskiego i zdobycia Monte Cassino… Nie będziemy w tym roku narzekać na brak wydarzeń. Oj, będzie się działo.
Gorący czas
Reklama
W 2013 r. w polityce miało się dziać niewiele. Dopiero w nowym, 2014 r. – jak prognozowano – może dojść do zmian. Mniej więcej to się sprawdziło: nie działo się nic nadzwyczajnego. Ubiegły rok to w polityce przedbiegi do przedbiegów, a prawdziwe rozstrzygnięcia czekają nas w 2015 r., gdy wybierzemy parlament – a zatem również rząd – i przedłużymy kadencję, lub nie, obecnym mieszkańcom Belwederu.
Na to, co się wtedy zdarzy, istotny wpływ będą mieć wydarzenia tego roku, rozpoczęte wiosenną kampanią do Parlamentu Europejskiego. Tegoroczne głosowania to sondaż: z ich wyników dowiemy się, co się może zdarzyć w przyszłości. Gdy któraś z partii osiągnie dużą przewagę albo jakaś nowa, np. Polska Razem, utrzyma się ponad progiem, może to mieć wpływ na późniejsze wydarzenia. Wielu może dokonać rewizji swojej aktywności w polityce, a to może doprowadzić do sensacji.
Ten rok może namieszać, ale na kulminację musimy poczekać. – Cykl wyborczy potrwa jeszcze dwa lata, we wcześniejsze wybory do Sejmu nie wierzę – mówi prof. Piotr Gliński, socjolog i ekonomista z PAN. – Zbliża się jednak gorący czas, a im bliżej wyborów, tym większe prawdopodobieństwo przetasowań.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z kim warto iść
Reklama
Dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, doskonale pamięta, jak bardzo różniły się między sobą wybory do Europarlamentu z lat 2004 i 2009. Pierwsze to apogeum zamieszania na scenie politycznej. Próg wyborczy przekroczyło osiem partii. Zaraz potem nastąpiło przesilenie, po którym polska scena zaczęła się układać na nowo.
Pięć lat później głosowanie przyczyniło się do uporządkowania sceny. W PE znaleźli się reprezentanci tylko czterech partii. W tym roku może powtórzyć się któraś z tych sytuacji – przypomina Jarosław Flis. Jednak podstawy do przewidywania są słabe, a sytuacja niepewna. Można spodziewać się wszystkiego. Także zakonserwowania sceny politycznej. Zamieszanie lub uporządkowanie mogą wzmocnić wybory samorządowe.
Dla wyborców i polityków „sondażowe” wybory do Europarlamentu to ważny test na to, z kim warto iść, a z kim trzeba dać sobie spokój, tłumaczy dr Flis. Jednak, jak pokazali politycy Unii Wolności w 2004 r., każdy kapitał da się szybko roztrwonić.
Czy w 2014 r. spadek notowań rządzącej PO pogłębi się? – O bliskim końcu tej partii słyszymy od pięciu lat. Platforma traci, ale ma nadal potencjał. Poza tym może jej pomóc PiS, którego notowania rosną, ale Jarosław Kaczyński zawsze może powiedzieć coś niemądrego. Gdy mówił o śląskości jako zakamuflowanej opcji niemieckiej, stracił na Śląsku jedną czwartą głosów – mówi Jarosław Flis.
Dużo za mało
Reklama
Politycy PO przebąkujący, że w nowym roku w gospodarce powieje optymizmem, zdumiewają Ireneusza Jabłońskiego z Centrum im. Adama Smitha. – Pozytywne zdarzenia w gospodarce, nabieranie tempa rozwoju nie biorą się same z siebie – zaznacza. Potrzeba impulsu. Tymczasem o przełomowych działaniach o charakterze systemowym w gospodarce, w systemie fiskalnym, prawie gospodarczym, prawie pracy itp.
– które uwolniłyby naturalną przedsiębiorczość i aktywność Polaków w życiu ekonomicznym – nie słychać.
– Dlatego oczekiwanie, że samo się poprawi, że gospodarka sama się naprawi i wyjdzie ze stagnacji, jest naiwnością – zaznacza dr Jabłoński. Tym bardziej że w otoczeniu gospodarczym Polski, u partnerów z UE, jest jeszcze gorzej: problemy zasypują dodrukowywaniem pieniędzy. – Dlatego jestem sceptykiem co do szans na rozkwit gospodarczy w nowym roku.
Jak przewiduje prof. Piotr Gliński, polska gospodarka, opierająca się głównie na przedsiębiorczości polskich biznesmenów, będzie powoli „tykała”. Tymczasem jeden czy dwa procent rozwoju to dużo za mało. – My musimy, jak twierdzą ekonomiści, rozwijać się w tempie czterech procent, bo to dopiero da pewną dynamikę i możliwość rozwiązywania kwestii długu publicznego czy deficytu. To nad nami będzie wisiało w 2014 r.! Jeżeli nie poprawi się katastrofalnej ściągalności podatków, przekroczymy progi ostrożnościowe, gospodarka będzie cały czas na krawędzi. Grozi nam też w każdej chwili – wskutek zaniechań rządu – zapaść finansów publicznych. A następnego OFE, pozwalającego gasić pożar, nie będzie.
Bunt widzów
Reklama
Wydarzeniem kulturalnym, ale i politycznym 2014 r. będzie film Antoniego Krauzego o katastrofie smoleńskiej... jeśli uda się go skończyć. – Gwarancji nie ma, to zależy od wsparcia, jakie otrzymamy – mówi Maciej Pawlicki, producent filmu, publicysta.
Środków na razie nie ma, trwa zbiórka pieniędzy i oczekiwanie na decyzję Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej w sprawie dofinansowania produkcji. – Mamy gotowy plan, projekt, ekipę, część zdjęć. Jest silna determinacja, żeby ten film powstał, ale bez dotacji z PISF będzie to trudne.
Po raz pierwszy w tym roku zostanie przyznana nagroda im. Zygmunta Hübnera „Człowiek teatru”. Ogłoszenie wyników i uroczyste wręczenie nagrody ma nastąpić w marcu. Maciej Pawlicki ma nadzieję, że nagroda będzie ważna dla polskiego teatru, przeżywającego trudny czas.
– W wielu miejscach popadł on w galop głupoty i prowokacji jako jedynej treści. Mam nadzieję, że nadejdzie wreszcie czas otrzeźwienia – mówi. – Chodzi o to, żeby do głosu doszli ci, którzy mają coś do powiedzenia, a nie ci, dla których pomysłem na sztukę jest obrażanie uczuć religijnych, tzw. przewartościowania i granie głupot. Jestem przekonany, że bunt widzów przeciwko hochsztaplerstwu, prowokacji i głupocie, z którym już mamy do czynienia, będzie miał swój dalszy ciąg, że teatr wróci do przyzwoitości.
Wydarzeniami, zdaniem Pawlickiego, będą dwa filmy związane z Powstaniem Warszawskim, którego 70. rocznica minie w tym roku. „Kamienie na szaniec” Roberta Glińskiego i „Miasto 44” Jana Komasy. Miłośników serialu „Czas honoru” ucieszą zapewne nowe, acz retrospektywne odcinki serialu, rozgrywające się w czasie powstania. – Pojawi się w nich mój bratanek Antoni Pawlicki, który zniknął w poprzedniej serii.
W okowach propagandy
2014 r. to czas okrągłych rocznic. Rocznice wyborów z czerwca 1989 r., zdobycia Monte Cassino, wreszcie – wybuchu Powstania Warszawskiego. Politycy będą chcieli je wykorzystać, by wokół nich budować swoją pozycję. Rządzący zechcą wykorzystać je do zorganizowania święta władzy. Zrobi to Bronisław Komorowski, choć i Donalda Tuska nie zabraknie w telewizji, przypuszcza prof. Piotr Gliński. Rocznice wykorzystają szczególnie ci, którzy mają dostęp do najważniejszych mediów.
– W Polsce główne media – uczestniczą w tym trzy główne telewizje i parę wysokonakładowych gazet – służą propagandzie, mówią to, co rządzący chcą słyszeć – mówi prof. Gliński. – Nie informują, lecz propagują. To demoralizujące i destrukcyjne dla życia społecznego. Nic się w tej sprawie w najbliższym czasie nie zmieni.
Premier, zamiast rządzić, rozwiązywać problemy społeczne – ociepla wizerunek, otacza się dziećmi: a to afrykańskimi, a to z kliniki Budzik, wyciąga z zakamarków życia prywatnego żonę i stawia na pierwszej linii frontu propagandowego. To wszystko jest niefajne – ocenia prof. Gliński. – I będzie takie. Pod tym względem niczego lepszego się nie spodziewam – mówi.
Socjologowie tłumaczą, że w życiu społecznym istnieje prawdopodobieństwo wydarzenia nieprzewidywalnego. – W Polsce takim wydarzeniem – potencjał ku temu jest, nagromadził się w ostatnich latach – byłaby jakaś forma buntu pracowniczego – tłumaczy prof. Gliński. – Ożywienie obywatelskie, pracownicze, religijne jest wyraźne. Jakie formy przyjąłby ewentualny bunt – nie wiadomo, ale wiadomo, że ta bomba już tyka.
Na fali
Optymiści spodziewają się w czasie zimowych igrzysk w Soczi (odbędą się w lutym) sukcesów podobnych do tych z poprzednich, w Vancouver. Polacy zdobyli wtedy sześć medali, najwięcej w historii zimowych występów. Jak obliczono, Polacy mają dwanaście szans medalowych w czterech konkurencjach. A zwykle spełnia się jedna na trzy.
– W rachubę wchodzą cztery medale i to uznalibyśmy za sukces – tłumaczy Leszek Masierak, kierownik działu sportowego ITVL. Nie wystąpi już co prawda Adam Małysz, ale wystartuje Justyna Kowalczyk. I to jest, według Masieraka, murowany kandydat do medali w Soczi. Oprócz niej – skoczkowie, biathlonistki, łyżwiarki i łyżwiarze szybcy.
Najważniejszą imprezą w sportach zespołowych w nowym roku będą dla nas mistrzostwa świata w siatkówce mężczyzn, które odbędą się we wrześniu. Nieprzypadkowo odbędą się w Polsce, od lat w tej dyscyplinie sportu osiągamy sukcesy. Ale czy będzie tak tym razem – pewności nie ma.
– Zachowanie naszych siatkarzy jest niewiadomą. Po znakomitym początku w 2012 r., gdy wygraliśmy Ligę Światową i wydawało się, że jesteśmy na wielkiej fali, była porażka na igrzyskach w Londynie – przypomina Leszek Masierak. – Potem nie było lepiej: nie dostaliśmy się do finału Ligi Światowej, przegraliśmy mistrzostwa Europy. Zmiana trenera na niedoświadczonego Stefana Antigę jest ryzykowna. Ściany pomagają gospodarzom, ale bardziej prawdopodobny jest blamaż niż sukces na miarę tego z Japonii sprzed pięciu lat.