Abp. Wacław Depo, przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Środków Masowego Przekazu, napisał w tym roku do dziennikarzy, że powinni przekazywać nie samych siebie, ale osobową prawdę, dobro i piękno. „Zawodowym obowiązkiem prawdziwego dziennikarza pisze jest podanie stanowiska nie tylko zgodnego z właściwą wizją świata, ale motywów i racji osób wierzących, które uznają normy moralne za wartość obiektywną. Kościół, rozpoznając znaki czasu, ma obowiązek reagować na przekaz, którego celem jest wypieranie hierarchii wartości związanych z Chrystusem i tym samym wprowadzenia zamętu do rozumienia sensu życia”.
Z racji Dnia Dziennikarza, jak popularnie nazywamy obchodzone w Kościele wspomnienie naszego patrona św. Franciszka Salezego, chcemy odsłonić nieco kulisy pracy dziennikarza mediów katolickich. Opowiedzieć o swojej pracy o jej dobrych i tych mniej miłych stronach. O ludziach, dzięki którym możemy zdobywać informacje, o sytuacjach, które nas czasem uskrzydlają, a bywa, że przerastają.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Nie ma dziennikarza katolickiego i świeckiego uczono nas na zajęciach z dziennikarstwa. Dziennikarz jest albo dobry, albo zły. Nasza praca myślę o ludziach zatrudnionych w redakcjach katolickich rzeczywiście nie różni się wiele od pracy dziennikarza lokalnej prasy. Pracujemy tylko na nieco innym terenie, nasze zainteresowania skierowane jest w inną stronę niż dziennikarzy świeckich. Tematem, który nas intrsuje jest Kościół i wszelkie przejawy jego aktywności. Ludzie Kościoła i sprawy, które dzieją się zarówno na poziomie ogólnopolskim, jak diecezjalnym czy parafialnym. Rzeczywistość Kościoła mieni się taką ilością barw, że czasem trudno nadążyć. Tak wiele jest grup, organizacji, stowarzyszeń, czy fundacji o katolickim profilu, że nigdy nie zabraknie nam tematów. Trzeba tylko znać sposób jak do ciekawych ludzi dotrzeć i jak sprawić, by zechcieli z nami porozmawiać.
Dziennikarz plecie siatkę
Reklama
„Dziennikarzem można zostać z dnia na dzień. Jeżeli ktoś ma talent do pisania czy łatwość mówienia, opowiadania, umie słuchać ludzi, zbierać informacje i umie słuchać obu stron, nie tylko jednej” pisał Stefan Bratkowski. I my często bazujemy na tym zdaniu. Bo tworząc diecezjalny dodatek do ogólnopolskiego tygodnika pracujemy niemal wyłącznie w terenie, a więc opieramy się głównie na korespondentach parafialnych. Bez takiej siatki ludzi nam życzliwych nie będziemy w stanie zrobić cotygodniowego wydania pisma. Zresztą podstawową umiejętnością dziennikarza jest posiadanie znajomych i znajomych znajomych w możliwe wielu miejscach. Ktoś, kto odbierze telefon i nie odmówi komentarza, czy pomocy w znalezieniu właściwej do komentarza osoby. Ktoś, kto nam przetrze szlak, poda informację, że coś ważnego będzie się działo u niego w parafii, albo w organizacji. Pozna z nietuzinkowymi ludźmi, których powinniśmy opisać na naszych łamach. Bez takiej kooperacji błądzimy, jak w gęstej mgle. A czytelnik momentalnie wyłapie zmianę jakościową. Bo ludzie wolą czytać o tym, co dzieje się w ich otoczeniu, niż pięknie brzmiące, ale oderwane od rzeczywistości teksty. O korespondentów parafialnych zabiegamy więc nieustająco, z różnym zresztą skutkiem. Czasem dla osoby z zewnątrz trema przed napisaniem własnego kawałka, obawa, co pomyślą czytelnicy uniemożliwia jakąkolwiek współpracę. Dziennikarstwo jest zresztą zawodem bardzo specyficznym. Trzeba od początku zmobilizować wszelkie pokłady pokory, bo w tym fachu bardzo szybko dowiemy się, co sądzą o nas inni. Poddajemy się nieustannej ocenie, czyli gorzej niż w czasach szkolnych. To sprawia, że do zajęcia tego nie każdy się nadaje.
O czym piszemy, a o czym nie. I dlaczego?
„W tym roku dzieciaki przygotowały w kościele fantastyczne jasełka...”, albo „zebraliśmy ciężarówkę rzeczy na pomoc dla najbiedniejszych rodzin z okolicy, ale wyście o tym nie napisali” słyszymy czasem takie pretensje. Wtedy ripostujemy szybko: A dlaczego nie powiedzieliście nam o takim ważnym, fajnym, ciekawym wydarzeniu nawet słowa. Nikt od was nie zadzwonił, nie wysłał maila? Przecież samo się nie zrobi.
Przekonujemy przy okazji do jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy: jeśli w twojej parafii, czy wspólnocie, w miejscu pracy, czy nauki dzieje się coś dobrego, ciekawego, niezwykłego... podziel się tą informacją. Jeśli ludzie skrzyknęli się i robią coś razem dla dobra wspólnego czy ratują drugiego człowieka to poinformowanie nas o tym powinno być obowiązkiem. Bo skąd wiesz, drogi czytelniku, czy gdzieś tam, na drugim końcu diecezji, albo w innym powiecie, twoja informacja nie zainspiruje do działania, nie spowoduje akcji łudząco podobnej do waszej. I to jest piękne bo dzielenie się dobrymi pomysłami może stworzyć, dzięki tej jednej informacji, łańcuszek dobra...
Reklama
Powodem owego „zatajania” jest najczęściej zbytnia skromność. Przekonanie, że jeśli jesteś w czymś dobry, to nawet za piecem go znajdą. Otóż nie do końca. W dzisiejszym świecie przekazywanie sobie informacji, to podstawa. Na spotkaniach z czytelnikami często prosimy o ten kontakt, o potraktowanie nas życzliwie, a nie stylu „radźcie sobie sami”. Bez tej współpracy masa wspaniałych pomysłów i inicjatyw przepada. Czy tego chcemy, czy nie, funkcjonujemy w rzeczywistości, w której jeśli coś nie zaistniało w mediach, to jakby tego w ogóle nie było.
Spec od wszystkiego
Mawia się, że dziennikarz musi wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o czymś. Ale dobrze, żeby w jednej chociaż dziedzinie był naprawdę specem. Istnieją przecież dziennikarze sportowi, ci od giełdy, czy wytrawni znawcy polityki. Dobrze jest więc, by dziennikarz piszący o Kościele wiedział o czym, a raczej o kim pisze. Taka solidna wiedza może czasem uratować nam, dziennikarzom, skórę. A materia jest delikatna, bo pisząc o życiu Kościoła dotykamy sfery ducha. W związku z tym uznajemy jedną podstawową zasadę jeśli nie jesteś dziennikarzu teologiem, nie pisz na tematy teologiczne. Jak cię poniesie wyobraźnia i w tekście zamieścisz własne przemyślenia dotyczące np. tajemnicy Trójcy Świętej, albo pomylisz Wniebowzięcie z Wniebowstąpieniem, spotkasz się z natychmiastową reakcją redaktora odpowiedzialnego za edycję w „Niedzieli” funkcje te pełnią zawsze kapłani, a więc teologowie. W edycji sandomierskiej ks. Adam Stachowicz.
Ciągle w drodze, czyli jak uciec od sztampy
Reklama
Pracujemy w zasadzie wyłącznie w terenie. Nasi dziennikarze przemierzają diecezję po wielokroć, bez względu na pogodę. Gdy kościoły sandomierskie nawiedzała Matka Boża w kopii Cudownego Obrazu Ikony Jasnogórskiej przez wiele tygodni, także śnieżnych i zimowych, zamieszczaliśmy na naszych łamach zdjęcia i relacje ze wszystkich miejsc, do których zawitała. To była wyczerpująca praca, szczególnie, że w większości parafii scenariusz wydarzenia był niemal identyczny należało więc wymyślić sposób na opis zdarzeń, tak by czytelnik nie przysypiał przy lekturze. Czy się udało? Nie do nas należy ocena. Podobnie było podczas klęski powodzi. Staraliśmy się wtedy, jako tygodnik, zrobić dla powodzian więcej niż tylko pisać o ich dramatach. Czytelnicy „Niedzieli”, to ludzie o wrażliwych sercach. Na nasze apele o wspieranie sandomierskiej Caritas czy np. sióstr dominikanek z Wielowsi, odpowiedziała trudna dziś do podania liczba osób. Z pewnością można ich liczyć w tysiące.
Praca w terenie rodzi pewne doświadczenia. Podstawa są wizyty w parafiach. Jeśli dziennikarz umówi się wcześniej i przez telefon powie, o co mu chodzi niemal zawsze spotka się z miłym przyjęciem. W tym miejscu po raz kolejny w imieniu całego naszego zespołu redakcyjnemu dziękujemy Księżom Proboszczom za gościnność, chęć współpracy i cierpliwość. I oczywiście liczymy na dalszą życzliwość.
Rytm nigdy nie zawiedzie
Prasa diecezjalna rządzi się pewnym rytmem, odpowiadającym kalendarzowi kościelnemu. Nie dziw się więc, czytelniku, jeśli w okresie Bożonarodzeniowym nasze łamy pękają od informacji o jasełkach i spotkaniach opłatkowych. W Wielkim Poście zdominują nas wiadomości o Misteriach Męki Pańskiej i obchodach Triduum Paschalnego. W lecie odwiedzimy kolejne kolonie Caritas i obozy młodzieży oazowej.
Z kalendarza pastoralnego pochodzi sporo pomysłów na tzw. temat numeru, czyli rozkładówkę. Podpatrujemy co dzieje się w diecezji w związku np. z dniem patronalnym organizacji takich jak Akcja Katolicka, KSM, czy Legion Maryi. W związku z tym skoro 2 lutego przypada dzień Życia Konsekrowanego, w przygotowaniu jest już duży materiał o zakonach na naszym terenie. I tak rok w rok, jednak z zastrzeżeniem nie wolno nam zbyt często powracać do wcześniej wykorzystanych tematów.
Reklama
Księża opowiadają nam nieraz, że zaczynają lekturę „Niedzieli” od dodatku sandomierskiego. Podobnie wielu innych czytelników. Wieść o tym, że w edycji ukaże się coś z naszej parafii, mobilizuje ludzi do zakupu pisma. Kupują je wtedy nawet ci, którzy zazwyczaj omijają szerokim łukiem stolik z prasą, lub sprzedającego „Niedzielę” ministranta. Znacznie podnosi atrakcyjność wydania serwis fotograficzny a zwłaszcza, gdy na zdjęciach zobaczymy siebie lub kogoś z rodziny. Zdarza się wtedy, że jedna osoba kupuje nawet kilka egzemplarzy dla ciotki, babci, stryjka i kuzynów. Wiemy o tym dobrze, dlatego tak zależy nam na jakości publikowanych zdjęć. Na szczęście coraz częściej nasi korespondenci dysponują niezłym cyfrowym sprzętem, który niemal automatycznie zapewnia świetną jakość fotek.
Wiedz też, drogi Czytelniku, że jeśli coś wczoraj miało miejsce w Twojej parafii czy miejscu zamieszkania, nie oznacza to automatycznie, że przeczytasz o tym w najbliższym numerze „Niedzieli Sandomierskiej”. Informacja o tym znajdzie się bowiem na naszych łamach jakieś 18 dni później tyle bowiem trwa przygotowanie, wydrukowanie i rozwiezienie naszej „Niedzieli”.
Czego więc może sobie życzyć dziennikarz katolicki w dniu swojego święta? Czego powinien życzyć swoim kolegom po fachu z rozgłośni radiowych i lokalnych telewizji?
Ryszard Kapuściński, cesarz polskiego reportażu, mawiał, że dobry dziennikarz powinien być przede wszystkim dobrym człowiekiem. I przy tych życzeniach pozostańmy...