ANNA SKOPIŃSKA: Czuje się Pan bohaterem?
MAREK CICHUCKI: Nie czuję się jak bohater, ale jestem bardzo zadowolony z tego, co zrobiłem. Bo jestem wolny. Naprawdę czuję się wolny. Dlaczego? Wielu ludzi mogłoby to zrobić. Wielu ludzi ma mocniejsze poczucie niż ja, że ma prawo to zrobić. Wielu ludzi ma więcej siły niż ja, więcej mądrości niż ja. Bardzo długo żyłem w cieniu swojego grzechu. Pomyślałem sobie niedawno, że to moje samopoczucie było jak samopoczucie Adama po grzechu on się ukrył. I my jesteśmy tacy ukryci. Bo zrobiliśmy niedobrze, bo powiedzieliśmy niedobrze, bo żyjemy niedobrze. Bohater to dla mnie ktoś, kto mając świadomość swoich ograniczeń, nie boi się doskonalić. Ja mam wrażenie, że udało mi się wejść na tę drogę.
Inni ludzie mogli, a nie wystąpili. „Inni ludzie” to środowisko aktorskie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tak. Tekst jest, jak powiedziałem już, bełkotliwy. I wielu ludzi tak myśli, ale nie mówi o tym...
Nie mówi, bo...?
Dlatego, że boimy się narazić „środowisku”. A to przecież różnorodność podobno czyni nas bogatymi. Dlaczego o tym nie powiedzieć? Mówić jedno, a myśleć drugie to jest ta różnorodność? Nie.
Reklama
Czy przewidywał Pan takie konsekwencje swojego protestu, czyli to, że zostanie zwolniony?
Absolutnie nie. Mówi się, że scena jest miejscem, skąd masz prawo mówić wszystko. Przychodząc na czytanie „Golgota Picnic”, tych fragmentów tekstu, zrozumiałem, że za chwilę każdy będzie mógł przyjść do teatru i zmusić mnie do robienia czegokolwiek. Jest takie powiedzenie nt. zawodowości aktora: aktor od grania jak d... od s... Wygodnie jest się w nie wcielić. Wtedy wystarczy tylko d..., by wyjść na scenę. A gdzie jest głowa, gdzie serce, a może coś więcej? Naśmiewamy się z ludzi, którzy protestują, bo obraża się najważniejsze dla nich wartości. A to przecież my mamy być wrażliwymi ludźmi. Kim my jesteśmy? zadałem sobie to pytanie. Wystawiamy wcześniej nawet go nie czytając, nawet nie widząc popieramy bełkot. Dlaczego? Widzieliśmy przygotowaną w nieprofesjonalny sposób manifestację, którą nazywa się pokazami czy czytaniami, ponieważ tak sugerują przygotowujący to „dzieło” nieskończone. A teraz może, gdy się sprawa uspokoi, zaczniemy ze sobą rozmawiać. Jakiego chcemy teatru? Bełkotliwego? Już taki mamy.
Jest Panu przykro że tak to się potoczyło?
Jest mi przykro.
W Internecie pojawił się list poparcia z podpisami kilkunastu tysięcy osób. Czy ze swojego środowiska otrzymał Pan jakieś głosy wsparcia?
Reklama
Tak, i bardzo za nie wszystkim dziękuję. Tyle mogę powiedzieć na ten temat. Nie chcę w to włączać moich kolegów, bo wiem, jaka jest sytuacja. Jesteśmy środowiskiem indywidualistów, i niech tak zostanie. Podejmujemy działania lub nie, z własną twarzą i na własną odpowiedzialność.
Można też pomyśleć, że Pan się przez tę akcję wylansował. Łódzki aktor przez „Golgota Picnic” staje się znany, wręcz sławny...
Nie. Tego, kto tak myśli, proszę, by zobaczył moje CV. Proszę sprawdzić, jak wyglądała moja droga zawodowa co zrobiłem, gdzie, jak i nad czym pracowałem. Chętnie też porozmawiam o mojej drodze życiowej. O tym, że wierzę w Boga, jestem grzesznikiem, żałuję, chcę się poprawić. Tylko że z powodu mojego grzechu nie będę właził do dziury. Potem proszę mi zarzucać, czy się lansuję, czy nie.
Ale wie Pan, że niektórzy tak to odbierają?
Wiem. Dlatego dziękuję Pani za to pytanie. Zacznijmy rozmawiać o sensie.
Co dalej? Słyszeliśmy już, że szuka Pan adwokata.
Zgłaszają się do mnie ludzie, którzy chcą mi pomóc w tym sporze od strony prawnej. Dziękuję im za to.
A co z drogą zawodową? Pojawiają się jakieś propozycje?
Mam 53 lata i tam, gdzie będzie sens, tam będzie moja praca. Patrzę optymistycznie w przyszłość.
Z perspektywy czasu zaprotestowałby Pan jeszcze raz? Czy może Pan żałuje?
Reklama
Nie żałuję. Postąpiłbym tak samo. Wie Pani, co mnie boli nie tylko w związku z tą sprawą, ale z tym, co dzieje się w środowisku artystycznym? Proszę sobie wyobrazić, że śmiejemy się ze starszych pań dewotki nie przeczytały tego tekstu. Tyle że artyści, którzy protestowali przeciwko odwołaniu tego spektaklu, też nie przeczytali tego tekstu. Artyści, którzy mieli przedstawić ludziom ten tekst nie przeczytali go, nie zapoznali się ze spektaklem, który mieli pokazać. Dlatego pytam: jakimi jesteśmy artystami? Czy my jesteśmy artystami? Zarzuca mi się postępowanie niezgodne z kodeksem etycznym. A gdzie jest etyka twórców? Gdzie jest etyka i profesjonalizm prowadzących instytucje kultury w Łodzi? Skoro opowiadają się za czymś, czego w ogóle nie znają... „Bo scena jest azylem, z którego można mówić wszystko”. Tu nie chodzi o wolność słowa, a o wolność bełkotu i nieprofesjonalizmu. A tego mamy teraz na scenie aż nadto. Nie chcę tego.
A gdzie w tym wszystkim miejsce dla aktora katolika, wierzącego, który niczym lekarze podpisuje się pod deklaracją wiary w swoim zawodzie?
Miejsce dla każdego aktora jest na próbach, gdzie można wyjaśnić sobie pewne rzeczy. Kłamstwa, przekłamania. W tym tekście także. Upadły anioł to scenicznie niezwykle atrakcyjna postać, z której działania nie wynika wcale, że jest oszustem. Nawet jeśli nie wierzymy w Boga, możemy wziąć na warsztat historię Stwórcy, który stworzył dzieło i powiedział: „Masz wolną wolę”, a jedno ze stworzeń mówi: „Jesteśmy równi”. Nie masz wolną wolę, ale nie możesz się ze mną równać, bo to Ja jestem Stwórcą. I Stwórca odtrąca go. Ten odtrącony nie ma już powrotu chce więc zniszczyć dzieło Stwórcy. Taką historię musimy opowiadać. Nie bajkę zły Bóg mnie strącił, a ja cierpię. Nie przekłamujmy prawdy i nie mówmy, że Bóg jest niedobry, a upadły anioł cierpi. On jest odtrącony. Na wieki. My upadamy, lecz mamy szansę się podnieść. Jesteśmy wręcz do tego zachęcani. Ja bardzo chcę się podnosić. Dziękuję za to Panu Bogu i wszystkim, którzy mi w tym pomagają.