Św. Paweł w Drugim Liście do Tymoteusza nie ukrywał przed swym uczniem, co czeka wyznawców Chrystusa: „Wszystkich, którzy chcą żyć zbożnie w Chrystusie Jezusie, spotkają prześladowania” (2 Tm 3, 12).
Słowa św. Pawła są aktualne także w obecnych czasach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Najtrudniejsza jest sytuacja chrześcijan w krajach tzw. Państwa Islamskiego, głównie na terenie Iraku oraz Syrii. Bojownicy islamscy wchodzą do szkół i klas, gdzie przebywają chrześcijańscy uczniowie, i oddają w ich kierunku serie z karabinów. Uzasadniają to stwierdzeniem, że edukacja jest złem dla islamu. Podczas nabożeństw regularnie bombardowane są kościoły – giną wtedy całe rodziny. Jeszcze niedawno Syria była najbardziej bezpiecznym krajem na Bliskim Wschodzie. W ciągu 3 lat działań zbrojnych zginęło tam 200 tys. ludzi. Chrześcijanie, całkowicie bezstronni w tym strasznym konflikcie, zostali także jego ofiarami: 450 tys. osób uszło do sąsiednich krajów, 3 mln dzieci nadal przeżywa tragedię, 3 tys. szkół zostało zbombardowanych, 60 kościołów – zniszczonych lub splądrowanych (w tym starożytne miejsca chrześcijańskie Maalula czy Sadad), 25 parafii zostało całkowicie wyludnionych – nie ma w nich już ani księży, ani wiernych. Zniszczone są ponadto fabryki, domy, sklepy, nie działają instytucje. W Jabrud islamiści nałożyli na chrześcijan haracz – miesięcznie muszą płacić 35 tys. dolarów, aby móc przeżyć. Odnotowano 215 męczenników, których zamordowano, bo odmówili wyrzeczenia się wiary w Chrystusa i przejścia na islam.
Trudno się dziwić, że ludność z krajów i terenów zajmowanych przez tzw. Państwo Islamskie masowo emigruje do Europy, głównie do Włoch, Grecji czy na Maltę – bo tam najbliżej przez Morze Śródziemne. Uciekają na barkach, łódkach, pontonach, kajakach, czym się da, nierzadko giną w morskich odmętach (niedawno u wybrzeży Włoch zginęło ok. 900 osób, które próbowały dostać się do Europy). Uciekają nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie. Nierzadko wśród uciekinierów ukrywają się bojownicy tzw. Państwa Islamskiego, aby w Europie przygotowywać rewolucję. Jak w tej sytuacji postąpić?
27 maja br. Komisja Europejska zaproponowała rozmieszczenie w krajach UE 40 tys. uchodźców. Do Polski miałoby na początek trafić 2659 osób, głównie chrześcijan z Syrii i Erytrei, którzy potrzebują ochrony międzynarodowej i mogliby u nas otrzymać status uchodźcy. Wkrótce KE ma zdecydować o obowiązkowych tzw. kwotach imigracyjnych – czyli im większy europejski kraj, tym więcej uciekinierów musiałby przyjąć. Docelowo Polska miałaby przyjąć 20 tys. osób.
Reklama
Oceniając te wydarzenia, trzeba jasno stwierdzić, że zbieramy żniwo „kolorowych rewolucji”, czyli wprowadzania demokracji przez USA i ich sojuszników w państwach rządzonych przez dyktatorów, tj. w Iraku, Libii, Algierii, Jemenie, Syrii czy Egipcie. Okazuje się, że choć dyktatorzy mieli swoje na sumieniu, to w ich krajach panowała względna tolerancja religijna, był spokój. Kraje te wspomagały nawet biedne państwa afrykańskie. A przede wszystkim owi dyktatorzy trzymali z dala od swych krajów islamskich szaleńców.
Trudno dzisiaj przewidzieć, jak UE załatwi problem uchodźców.
Ale skoro Polska będzie musiała obowiązkowo, według rozdzielnika, przyjąć jakiś procent imigrantów ze świata, to czy nie należałoby obecnie zaprosić jak najwięcej naszych ziomków z Kazachstanu, a przede wszystkim z Ukrainy, gdzie totalna wojna wisi na włosku?... Spełnilibyśmy wymagania „kwotowe”, a przede wszystkim – przyjęlibyśmy swoich.