MAŁGORZATA GODZISZ: – W 2017 r. 25 marca minęło 25 lat od powstania diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Jak to się stało, że jesteśmy, kim jesteśmy, jako wierni tego terenu?
Reklama
KS. INF. FRANCISZEK GRENIUK: – Coś na ten temat starałem się opracować w formie pisemnej na zamówienie Zamojskiego Informatora Diecezjalnego. Kilkunastostronicowy elaborat posłałem do ich dyspozycji. Rzeczywiście, była to okazja dla mnie do tego, żeby rzucić okiem wstecz na to, jak to się działo. Nawiązałem tylko do pierwszych dziesiątków lat istnienia diecezji, bo te najlepiej znałem. Zacząłem od stwierdzenia, że jeszcze zanim nastąpiła reorganizacja diecezji w Polsce, odczuwano potrzebę tej reorganizacji. Kierowano się względami pastoralnymi, bardziej bezpośrednim dostępem do pasterzy. Chodziło o zwiększenie ilości diecezji i przemyślenie sieci diecezjalnych w Polsce, a dla księży biskupów o łatwość dojazdu czy komunikacji z wiernymi dzięki temu, że diecezje byłyby mniejsze. Te dwie racje leżały u podłoża całej myśli przeprowadzenia reorganizacji. Trzeba od razu powiedzieć, że pełny sens przeprowadzenia takiej reorganizacji dopiero miał miejsce, gdy nastąpiła liberalizacja warunków społeczno-politycznych w Polsce. Przede wszystkim przez zniesienie dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych, w tym biskupów. Już od tej pory Kościół mógł autonomicznie decydować o tym, kogo obsadzać na poszczególnych diecezjach, stolicach biskupich i nie uzależniać tego od wpływu czynników świeckich. W tym celu były wypowiedzi publicystyczne natury administracyjnej. Powołano odpowiednie zespoły: zespół ogólnopolski i zespoły w poszczególnych diecezjach, które przygotowały konkretne propozycje. Wiadomo, że ta reorganizacja mogła być przeprowadzona tylko przez Stolicę Apostolską, ale Stolica Apostolska musiała mieć odpowiednio przygotowane projekty ze strony poszczególnych episkopatów, czyli Kościoła lokalnego. Takie zespoły zostały powołane na płaszczyźnie ogólnopolskiej i także na płaszczyźnie diecezjalnej. Chodziło przede wszystkim o diecezję lubelską, w której opracowywano projekty poszczególnych granic diecezji i także przynależności parafialnej do określonej diecezji.
– Co było bezpośrednim wymiarem wprowadzonych zmian w diecezji?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Nowa reorganizacja Kościoła w Polsce znalazła konkretny wyraz w postaci bulli apostolskiej „Totus Tuus Poloniae populus” wydanej 25 marca 1992 r. Bulla została ogłoszona w tym dniu na uroczystym posiedzeniu Komisji Episkopatu i wtedy podano do wiadomości, jeśli chodzi o obsadę stanowisk biskupich, kto jest naszym biskupem. Został nim bp prof. Jan Śrutwa, biskup pomocniczy diecezji lubelskiej. Stolicą biskupią nowej diecezji został Zamość. Terytorium nowo utworzonej diecezji obejmowało również część archidiecezji lwowskiej, która dotychczas swoją siedzibę miała w Lubaczowie.
– 25 marca 1992 r. wszystko się zaczęło. Rozpoczęła się pierwsza droga diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Jak kształtowały się struktury i granice diecezji?
– Jeśli chodzi o granice diecezji, to sprawa wyglądała w ten sposób, że była przyjęta zasada, przynajmniej w Lubelskiem, iż o przynależności decyduje się całymi dekanatami, a nie poszczególnymi parafiami. Jeśli chodzi o instytucje, całą inicjatywę wtedy w organizowaniu struktur i życia przyjął bp Jan Śrutwa. W jego rękach wtedy było wszystko.
Reklama
– Ksiądz Infułat w l. 1992 – 2002 pełnił funkcję kanclerza Kurii Diecezjalnej w Zamościu. Jak wyglądała ta praca u podstaw? Wracając wspomnieniami do tamtych czasów, co pojawia się na pierwszy rzut oka?
Reklama
– Bardzo taki osobisty moment. Ta bulla przewidywała, że przynależność do poszczególnej diecezji jest z natury prawa. Księża pracujący na terenie nowej diecezji przynależeli siłą rzeczy, ale księża pochodzący z innych diecezji mieli prawo decydowania, czy chcą pozostać w tej nowo utworzonej diecezji, czy powrócić do swoich. Byłem z Lublinem już związany przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, oczywiście z diecezją lubelską. Na drugi dzień napisałem podanie do już wtedy abp. Pylaka, że uprzejmie proszę, mimo iż pochodzę z terenu diecezji zamojskiej, o zaliczenie mnie do duchowieństwa archidiecezji lubelskiej. Ta przynależność trwała tylko niecały dzień. Tak się złożyło, że byłem wtedy przełożonym naszego domu diecezjalnego księżowskiego, w którym obydwaj mieszkaliśmy, bp Śrutwa i ja. W sprawach organizacyjnych poszedłem do niego na drugi dzień po ogłoszeniu tej bulli, po uzgodnienie punktów zebrania dotyczącego naszego domu. A on mi mówi: „Zaraz, zaraz, ja tu mam inną sprawę”. Wtedy zaproponował mi objęcie stanowiska w jego nowo powołanej diecezji. Od razu zaznaczył, że chodzi o stanowisko kanclerza i wikariusza generalnego. Przedstawiłem księdzu biskupowi, że już zgłosiłem chęć przystąpienia do diecezji lubelskiej i powołałem się na racje, które przemawiały za tym: studia seminaryjne, wyższe, kilkudziesięcioletnia praca od 1956 r. w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i mieszkanie. Biskup zaczął pokonywać mój opór, jednak ja się nie bardzo dawałem. W pewnym momencie powiedział: „Chodź tutaj do kaplicy, klęknij, pomódl się, skrusz się i wtedy będziemy rozmawiać”. Skutek był taki, że rzeczywiście pomodliłem się, skruszyłem się i wyraziłem zgodę. Przez to zostałem jednym z ogniw struktury nowej diecezji. Pierwsze moje urzędowanie było bardzo proste. Skoro jest nowa diecezja, a wiem, że nie ma do tej pory pieczęci, poszedłem do zakładu grawerskiego i zamówiłem pieczęć. Tego dnia, kiedy ją odebrałem i wracałem z zakładu, mieszczącego się na ulicy, przy której mieszkałem, podeszła do mnie jedna z Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi z Łabuń, prosząc mnie: „Sprowadzamy auto, prosimy o poświadczenie z kurii, że to jest auto na potrzeby zakonne, żeby uzyskać zwolnienie z dodatkowych opłat”. Ta pieczęć, jeszcze świeża, została użyta do pierwszego pisma kurialnego naszej diecezji. Pierwsze dni wyglądały tak, że dojeżdżałem razem z księdzem biskupem do Zamościa i po urzędowaniu wracaliśmy lub samodzielnie wracałem do Lublina. Zatrzymałem w dalszym ciągu zajęcia dydaktyczne na uniwersytecie i tam zacząłem się udzielać. To udzielanie oczywiście wymagało stałej obecności i dlatego z czasem zacząłem nocować. Przygarnęła nas parafia Świętego Krzyża w Zamościu. Proboszcz ks. Andrzej Jabłoński, mój współrodak z parafii Grabowiec, udzielił gościny na mieszkanie. Natomiast jeśli chodzi o lokal, kuria uzyskała mieszkanie dla księdza biskupa na infułatce u ks. dziekana Żurawskiego. Ciepły, słoneczny pokój, wtedy przy ul. Kolegiackiej 1, przy kolegiacie.
– Nasuwa się jeszcze jedno pytanie: Czym dysponowała diecezja zamojsko-lubaczowska na początku? Co posiadaliśmy? Czym mogliśmy zarządzać i jak też organizować się na następne lata?
Reklama
– Poważnie mówiąc, to, w co zostaliśmy wyposażeni, to tylko dwa auta. Auto osobowe dla księdza biskupa, używane dotychczas przez niego, i samochód ciężarowy wykorzystywany później w dużej mierze do złożenia płodów na rzecz utrzymania seminarium, z którym zresztą było sporo kłopotów. A poza tym tylko długopis i dobra wola. Jeśli chodzi o takie bezpośrednie wyposażenie, to do pisania wziąłem swoją erikę, maszynę do pisania. Była to jedyna maszyna do pisania, którą dysponowaliśmy. Była akurat wizyta z diecezji wiedeńskiej. Prałat, którego imienia nie pamiętam, zapytał: „To tylko tyle macie?”. Dziwił się ogromnie. I nie dziwię się, że on się dziwił. To było jedyne wyposażenie techniczne, jakie mieliśmy. Z czasem dostaliśmy inną maszynę do pisania od ks. prof. Janusza Nagórnego. Natomiast jeśli chodzi o meble, zacząłem po prostu prawie każdego dnia coś dokupywać do wyposażenia naszego biura. Z czasem dostaliśmy finansową dotację ze strony archidiecezji lubelskiej. Siłą rzeczy dostaliśmy wszystko to, co było konieczne. Przede wszystkim akta personalne księży, które przewoziłem swoim autem do dyspozycji w Zamościu. I akta metrykalne naszych parafii zamojskich oraz akta bieżące, które były uważane za bieżące w diecezji lubelskiej. Nie przewoziliśmy akt dawnych. Ja to wszystko zwiozłem i przez to zapoczątkowało istnienie archiwum diecezjalne.
– Za nami jubileusz 25-lecia diecezji zamojsko-lubaczowskiej. W tym spotkaniu z historią diecezji uczestniczył Ksiądz Infułat. Bardzo dziękuję za rozmowę i za to, że mogliśmy powrócić do tamtych czasów, kiedy nasza diecezja powstawała i przejść przez lata, gdy się rozwijała.
– Bardzo dziękuję za tę prezentację i jest mi przyjemnie, że taki kontakt został nawiązany. Życzę powodzenia całej diecezji i niech Pan Bóg otacza ją swoją opieką. Natomiast jeśli chodzi o 25. rocznicę istnienia diecezji, jest to dla mnie satysfakcja, że mogę przynależeć do tej diecezji, cieszyć się powodzeniami i osiągnięciami. Przy okazji wyrażam najlepsze życzenia: błogosławieństwa Bożego, pomyślności, dobrego układu i wszelkich warunków, które są potrzebne do spełnienia tej misji, jaką diecezja ma do wykonania w swoim istnieniu.