Reklama

Historia

Ludobójcze dziedzictwo

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Akcja „Wisła”, przeprowadzona przez Ludowe Wojsko Polskie wiosną 1947 r., została swego czasu potępiona przez parlament III RP, i słusznie. W wyniku masowych aresztowań rzeczywistych i domniemanych bandytów (ok. 1,5 tys. z UPA i 2,9 tys. z OUN) oraz przesiedleń, sięgających ponad 140 tys. osób, z południowo-wschodnich krańców obecnej Polski ludność cywilna pochodzenia ukraińskiego i rodziny łemkowskie zostały wiosną 1947 r. osiedlone na ziemiach zachodnich i północnych. Nikt nie pytał ich o zdanie, nikt nie szukał indywidualnej winy. Wygrała odpowiedzialność zbiorowa, zjawisko niemieszczące się w polskiej tradycji prawnej. Wysiedleńcy mogli powrócić legalnie do swej ojcowizny dopiero po 1956 r. Celem akcji nie było jednak zastosowanie masowej czystki etnicznej, ale ostateczne rozbicie oddziałów banderowskich wraz z ich zapleczem kwatermistrzowskim, czyli okolicznymi wsiami. Trzeba pamiętać, że Polacy po wojnie – niezależnie od swego stosunku do komunizmu – w 1947 r. poparli en masse likwidację ostatnich band OUN-UPA grasujących nie tylko na terenie Bieszczad, ale wpływami sięgających również Lubelszczyzny i Łemkowszczyzny. Pamiętano jeszcze wówczas o okrucieństwach II wojny światowej, o ludobójczych praktykach oddziałów spod znaku Bandery i Szuchewycza, banderowców i melnykowców. Wielu nieznającym realiów przesiedlenia akcja „Wisła” jawiła się jako akt sprawiedliwości i zadośćuczynienia za bezmiar okrucieństwa i dzikiej nienawiści. Jako warunek bezpieczeństwa. I nic dziwnego.

Ludobójcza doktryna i praktyka

Reklama

Zbliża się kolejna rocznica koszmarnych dni i tygodni, które stanowiły kres życia wielu tysięcy Polaków mieszkających na obszarze Kresów Południowo-Wschodnich Polski Odrodzonej. Dopiero w zeszłym roku najpierw Senat RP, a po nim Sejm podjęły decyzję w specjalnych uchwałach, by pasmo zbrodni dokonywanych w latach 1939-45 przez ukraińskich nacjonalistów, opanowanych przez pogańską ideologię zaczerpniętą z „nauk” Adolfa Hitlera, na bezbronnej polskiej ludności cywilnej nazwać ludobójstwem. Początkiem tej masowej zbrodni było przekonanie, wyrażane przez część ukraińskiej elity już przed 1939 r., że wolna Ukraina powstanie jedynie na zgliszczach pozostałych po żyjących obok Lachach. Daty graniczne nie są zatem przypadkowe; według historyków, już we wrześniu 1939 r. zaczęło dochodzić do pierwszych morderstw, szczególnie drastycznych w powiatach brzeżańskim i stanisławowskim (np. w Sorokach k. Buczacza rozbijano główki niemowląt). Ich apogeum stanowiły wydarzenia z lipca 1943 r., kiedy to w ciągu kilku tygodni Ukraińcy wymordowali kilkanaście/kilkadziesiąt tysięcy Polaków mieszkających na Wołyniu. „Nie było na Wołyniu żadnej wsi, gdzie by nie dokonano na Polakach mordu w wyrafinowany sposób. Zdzierano żyletkami skórę z twarzy, palono żywcem, wbijano kołki dębowe między żebra, rżnięto piłą. Mordowano osoby pojedyncze, całe rodziny, wsie, osady. Bywały wypadki, że w mieszanych małżeństwach strona ukraińska mordowała stronę polską” – spisywał relacje wołyńskie bp Wincenty Urban. W sumie tylko w tej części II RP zginęło najprawdopodobniej do 60 tys. Polaków. Uciekinierzy do wielkich miast (np. do Łucka) i na zachód, w stronę Lwowa, pozostawili mrożące krew w żyłach świadectwa. Wkrótce także i te ziemie zostały opanowane przez ukraińskie komanda śmierci. Ilu Polaków zginęło do końca wojny? Zapewne od 160 do 200 tys. Każda z tych osób to konkretny człowiek – mający swych bliskich, rodzinę, której obcięto brutalnie jedną z gałęzi genealogii rodu. Bezpowrotnie. Tak jak Żydom ginącym w Holokauście, pierwszym ofiarom także ukraińskiego ludobójstwa na Kresach Południowo-Wschodnich.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zbrodniom na Polakach towarzyszyło masowe niszczenie gospodarstw chłopskich, sadów i inwentarza, czyli dorobku ich życia, ale także dóbr kultury, dorobku wielu pokoleń wpisujących się w budowanie polskiego dziedzictwa. Jak pisali Lucyna Kulińska i Czesław Partacz: „Po wymordowaniu we wnętrzach klasztoru (dominikańskiego w Podkamieniu) kilkuset miejscowych Polaków oraz licznej grupy uciekinierów z Wołynia, którzy schronili się w tym świętym miejscu, lokalni banderowcy, współpracujący z 4. Pułkiem Policji SS – Galizien, przez kilka dni ograbiali zniszczony klasztor – jeden z najzasobniejszych w precjoza i skarby sztuki na całych Kresach”.

Reklama

W sposób szczególnie okrutny ukraińscy nacjonaliści, poganie w sercach, choć często motywowani do zbrodni także przez duchownych – szczególnie prawosławnych – mordowali polskich kapłanów rzymskokatolickich i siostry zakonne. Według wyliczeń Leszka S. Jankiewicza, ogółem w latach 1939-47 z rąk ukraińskich (także wspólnie z Niemcami lub Sowietami) zginęło 148 kapłanów, 15 zakonników, 4 kleryków i 29 sióstr zakonnych. Jako bodaj pierwszy zginął, już w 1939 r., kleryk Józef Janas. Potem kolejni, m.in. ks. Hieronim Szczerbiński i ks. Jerzy Cimiński, „zostali umęczeni i zabici, a później nadzy, okręceni drutem kolczastym wrzuceni do studni głębokiej, ale wyschniętej”. Ginęli także księża greckokatoliccy (w sumie co najmniej 26), solidaryzujący się z kapłanami polskimi: „Ks. Serafin Horosiewicz, greko-katolik, proboszcz Żabcze, powiat Łuck, za przyjaźń z polskim księdzem został w czasie nabożeństwa wieczornego 26 marca 1943 r. sam zamknięty w cerkwi, którą potem oblano benzyną i księdza żywcem spalono” – opisywał kolejne świadectwa osób uratowanych bp Urban. Niektórzy przeżyli, ale na zawsze musieli zachować w pamięci tamte tragedie, jak ks. Stefan Zawadzki, któremu Ukraińcy poderżnęli gardło. Przeżył, ale kalectwo stale odczuwał.

Zbrodnia niepotępiona

Zbrodnia pozostaje przez długie dziesięciolecia bez kary. Może dlatego jej wymiar nie dociera do świadomości naszych wschodnich sąsiadów? Może trzeba skazać, choćby pośmiertnie i symbolicznie, przed Trybunałem Narodowym tysiące morderców, by współczesna Ukraina potrafiła zrozumieć polskie rozpamiętywanie kresowych okrucieństw?

Reklama

Trzeba sobie zadać pytanie: Co mogło skłonić człowieka, i jednocześnie zabić w nim czujność sumienia, do popełniania tak masowych i ciągłych zbrodni? Jak mógł się tamten człowiek spod znaku Bandery czy Melnyka tak zagubić, skoro potrafił znienawidzić niemowlę, którym rzucał o powałę chałupy, kapłana, któremu wkręcał w odbyt zardzewiały pręt, czy kobietę, której obcinał obnażone piersi? Zadajemy sobie także pytanie o ciągłość w dziejach narodów. Co ma być tym znakiem wyróżniającym naród ukraiński w jego długim trwaniu? Czy kozacka swoboda, czy rzeź humańska z 1768 r., o której pisał Władysław Serczyk: „Tłumy powstańców wdarły się do środka miasta (...). W kościołach, synagodze i ratuszu skupiła się większość szlachty i Żydów. Księża katoliccy komunikowali i udzielali absolucji (...). Rozpoczęła się rzeź zainicjowana najprawdopodobniej przez żądnych zemsty chłopów. Według współczesnych świadectw, w samej tylko synagodze poniosło śmierć około trzech tysięcy Żydów. Zabijano i męczono. Żydom obcinano ręce i uszy. Wyciągano ich poza tym z piwnic, domów, a nawet – rowów, gdzie daremnie szukali schronienia. Kolejnymi ofiarami nienawiści powstańczego tłumu stali się księża katoliccy i uniccy”. Jakże podobny obraz do wizerunku banderowskiego rzeźnika!

Czy talenty i wkład w kulturę narodu Tarasa Szewczenki oraz Wasyla Stefanyka przeważą, czy zostaną zakrzyczane przez równie silną skłonność do szukania tożsamości w doktrynerstwie Dmytro Doncowa, skutkującym w latach II wojny światowej pasmem mordów? Czy poświęcenie i odwaga widoczne w niedawnych czasach Majdanu mogą się stać fundamentem budzącego się nowoczesnego narodu, czy raczej dominować będzie niezdolność do wytworzenia własnego państwa, nie tylko suwerennego, ale i jednoczącego rzeczywistą wspólnotę, czyli obywateli? Te i wiele innych pytań musimy sobie zadawać, z roku na rok patrząc uważnie na politykę historyczną uprawianą przez państwo ukraińskie i jego agendy, by lepiej zrozumieć naszego sąsiada, od którego tyle nas w historii dzieli i tyle może łączyć.

* * *

Jan Żaryn
Redaktor naczelny „wSieci Historii”, historyk, wykładowca INH UKSW, publicysta i działacz społeczny, m.in. prezes SPJN, członek Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, senator RP

2017-07-05 09:47

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Co nas dzieli niech nas łączy

[ TEMATY ]

historia

felieton

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Na początku chciałbym gorąco i serdecznie przywitać się z czytelnikami portalu „Niedziela”! Jestem zaszczycony tym, że mogę publikować na łamach portalu, który wyrósł w tradycji tygodnika, który za dwa lata obchodzić będzie swoje 100. urodziny i jest na stałe wpisany w polską historię.

W czasie II wojny światowej czasopismo „Niedziela”, a konkretnie jego nazwa została zawłaszczona przez Niemców na potrzeby dodatku do gadzinowego Kuriera Częstochowskiego, a powojenne aresztowanie redaktora naczelnego wznowionego pisma, ks. Antoniego Marchewkę to był tylko jeden z elementów prześladowań ze strony komunistów, których tygodnik „Niedziela” niesamowicie „uwierał”. Czym? Tym samym co dziś uwiera wrogów Kościoła Katolickiego: pomocą duchową i otuchą jaką otrzymywali Polacy, nauczaniem o zbawieniu, prawdzie i kłamstwie, złu i dobru oraz naturze ludzkiej. Ostatecznie w 1953 r. pismo zostało przez władze komunistyczne zawieszone, a w latach 80. ubiegłego tygodnik było wielokrotnie obiektem ingerencji cenzorskich.
CZYTAJ DALEJ

Kto zarządza sprawami Kościoła po śmierci papieża?

2025-04-21 18:52

[ TEMATY ]

śmierć Franciszka

PAP/EPA/ALESSANDRO DI MEO

Po śmierci papieża Franciszka najważniejszą osobą w Watykanie został 77-letni, urodzony w Irlandii, a następnie naturalizowany w USA kardynał Kevin Farrell, który jest Kamerlingiem Świętego Kościoła Rzymskiego. Zarządza on administracją Kościoła i troszczy się o dobra i prawa doczesne Stolicy Apostolskiej w okresie wakansu.

Urodzony w Dublinie w 1947 roku należy do Zgromadzenia Legionistów Chrystusa. Ukończył uniwersytet w Salamance w Hiszpanii i Papieski Uniwersytet Gregoriański w Rzymie, a następnie Uniwersytet Notre Dame w USA.
CZYTAJ DALEJ

Bliskość, która budowała – bp Adam Bałabuch o spotkaniach z papieżem Franciszkiem

2025-04-21 23:13

[ TEMATY ]

papież Franciszek

bp Adam Bałabuch

śmierć Franciszka

Archiwum Vatican Media

Bp Adam Bałabuch podczas spotkania z papieżem Franciszkiem w czasie wizyty „Ad limina Apostolorum” w Watykanie

Bp Adam Bałabuch podczas spotkania z papieżem Franciszkiem w czasie wizyty „Ad limina Apostolorum” w Watykanie

Ojciec Święty Franciszek przez dwanaście lat przewodził Ludowi Bożemu jako Pasterz prostoty, czułości i duchowej głębi. Jego pontyfikat to czas licznych reform, modlitewnych gestów, troski o peryferie Kościoła i wezwania do braterstwa. Z tej okazji o osobistą refleksję poprosiliśmy bp. Adama Bałabucha, biskupa pomocniczego diecezji świdnickiej.

W rozmowie z redakcją bp Bałabuch wspomina przede wszystkim osobiste spotkania z papieżem Franciszkiem, zwłaszcza te, które odbyły się w ramach wizyt ad limina Apostolorum.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję