Reklama

Wiadomości

Miłość nigdy nie umiera

Z Ewą Błasik – żoną gen. pil. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych Wojska Polskiego, który zginął 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem – rozmawia Krzysztof Tadej, dziennikarz TVP

Niedziela Ogólnopolska 14/2018, str. 22-24

[ TEMATY ]

Smoleńsk

Seweryn Sołtys

Gen. pil. Andrzej Błasik 10 kwietnia 2010 r. leciał do Katynia po raz pierwszy. To była dla niego bardzo ważna podróż w przeszłość

Gen. pil. Andrzej Błasik 10 kwietnia 2010 r. leciał do Katynia
po raz pierwszy. To była dla niego bardzo ważna podróż w przeszłość

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KRZYSZTOF TADEJ: – 10 kwietnia 2010 r. ...

EWA BŁASIK: – Andrzej wstał bardzo wcześnie. Nie miał zwyczaju tak rano jeść śniadań. Wychodząc z domu w białej koszuli i galowym mundurze, pocałował mnie, jak się okazało, ostatni raz..., chwilę później rozległ się dźwięk zamykanych drzwi. Do dzisiaj słyszę to zamykanie i mam w pamięci Jego ulubiony utwór „Windą do nieba”, w którym Elżbieta Dmoch śpiewa: „(...) i tak odchodzę bez pożegnania, jakby znienacka ktoś między nami zatrzasnął drzwi...”.

– Cieszył się, że leci do Katynia?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Leciał tam po raz pierwszy. Wiedziałam, jak ważna jest dla niego ta podróż w przeszłość. Zresztą dla nas wszystkich – dla mnie, dla dzieci. Głęboko przeżywaliśmy tę okrągłą rocznicę zbrodni katyńskiej. To przecież szczególne miejsce dla każdego Polaka.
Wcześniej byłam z mężem i dziećmi na filmie „Katyń” Andrzeja Wajdy. Pamiętam, jak w pewnym momencie na ekranie zobaczyliśmy pilota w furażerce, który jechał w wagonie na śmierć. Spojrzałam na Andrzeja. Był bardzo poruszony tą sceną. Po chwili zobaczyliśmy, jak pilot na desce w wagonie czymś ostrym wyrył datę: 10 kwietnia 1940 r. Później, po wielu dniach, przypomniałam sobie ten szczegół. 10 kwietnia... dokładnie 70 lat później wydarzył się kolejny dramat...

– Pani też miała lecieć do Katynia...

– Pragnęłam w tym wyjątkowym miejscu uczcić, uhonorować zamordowanych polskich żołnierzy. Andrzej powiedział, że zabierze mnie następnym razem, ponieważ w tę okrągłą rocznicę leci wielu Vip-ów. Wybrałam się do Katynia i Smoleńska już po śmierci mojego Męża.

Reklama

– Miał lecieć innym samolotem?

– W czwartek, na ostatniej odprawie kadry kierowniczej Dowództwa Sił Powietrznych, mówił, że zabierze wszystkich generałów na pokład samolotu Jak-40. W piątek, dzień przed wylotem, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego śp. gen. Franciszek Gągor podjął decyzję, że dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych polecą tupolewem razem z Panem Prezydentem, twierdząc, „że Prezydentowi się nie odmawia, jak zaprasza”. Andrzej przyjął do wiadomości decyzję przełożonego.

– Był czymś zaniepokojony?

– Andrzejowi kilka dni przed tragedią przyśniła się Jego śmierć. Obudził się w nocy i usiadł na łóżku. Zapytałam: Andrzejku, co się stało? Powiedział, że umierał w tym śnie, widział swoje ciało rozerwane na części. Pamiętam Jego dogłębnie zamyślony wyraz twarzy.

– Powróćmy do sobotniego poranka 10 kwietnia 2010 r. Jak się Pani dowiedziała o śmierci męża?

– Zadzwonił brat Andrzeja – Piotr i zapytał mnie, którym samolotem poleciał Andrzej do Katynia. Odpowiedziałam, że tupolewem, po chwili ciszy usłyszałam: „Włącz telewizor” – i się rozłączył. Włączyłam... Natychmiast zaczęłam dzwonić do Męża. Telefon był ciągle zajęty. Pewnie wiele osób próbowało się do Niego wtedy dodzwonić.

– I...?

– Wiedziałam, że muszę być twarda i że nie mogę się rozklejać, rozpaczać. Trzeba było chronić dzieci... Założyłam na siebie jakby taki stalowy pancerz. Po długim upływie czasu wojskowi wspominali i mówili: „Ewa, w tych pierwszych telefonicznych rozmowach to ty nas podnosiłaś na duchu, a nie my ciebie”. Myślałam ciągle o dzieciach, pragnęłam ulżyć im w potwornym cierpieniu. Dopiero później przyszedł czas na łzy i rozpamiętywanie.

– Czas leczy rany?

– Miniony okres, te 8 lat, to jedna wielka rana, niemal każdego dnia rozszarpywana przez kolejne kłamstwa cynicznych oszczerców mojego Bogu ducha winnego Męża. To trudny czas walki o prawdę. Mąż tak wiele dobrego zrobił dla Polski, dla naszych Sił Powietrznych i nie zasłużył na taką nikczemność. Tym bardziej że nie żyje i nie może się bronić.

– Co najbardziej bolało?

– Przeraźliwie bolało każde kłamstwo, a było ich tak wiele pod adresem mojego bezbronnego Męża, że trudno zliczyć! Znałam Andrzeja doskonale. Zawsze bronił pilotów i stawał za nimi murem. Również w tym locie był wsparciem dla załogi, a nie obciążeniem, jak chcą tego wynajęci kłamcy. Nie mogłam dłużej słuchać tych prostackich wymysłów i zarzutów. Zaczęłam walczyć o prawdę! Zastanawiałam się wtedy, czy jest jeszcze jakiś inny kraj, jakaś inna armia na świecie, które w takiej sytuacji nie broniłyby honoru i godności swojego poległego oficera. Był czas, gdy nie miałam odwagi patrzeć prosto w oczy Mężowi spoglądającemu z wiszącego na ścianie obrazu. Nie wiedziałam, czy dam radę udźwignąć ciężar obrony prawdy przed kłamliwą propagandą mediów głównego nurtu, nieuczciwych, bezmyślnych pseudodziennikarzy. Nie wiedziałam, czy poradzę sobie z osaczającym mnie bezdusznym złem. Modlitwa dawała mi ogromną siłę i moc do walki z tym złem.
Teraz, po 8 latach, sytuacja jest inna. Niedawno opublikowano fragmenty stenogramów z posiedzeń komisji Millera. To są niezbite dowody, jak przez lata bezpodstawnie budowano narrację obwiniającą mojego Męża. Te ujawnione stenogramy stały się jednym z dowodów, że miałam rację.

– Kiedy dzisiaj myśli Pani o Mężu...

– Bardzo mi Go brakuje, ale mam poczucie Jego bliskości. Myślę, że w czasie rozstania, rozłąki można być blisko drugiej osoby. Na co dzień odczytuję znaki, że mnie wspiera. Gdy mam podjąć jakąś decyzję, to zastanawiam się, co Andrzej zrobiłby na moim miejscu. Wracam do wspólnych pięknych chwil. Miłość nigdy nie umiera. Myślę, że po Jego śmierci jeszcze bardziej Go kocham.

– Miłość zaczęła się w Białej Podlaskiej od... maszyny do pisania.

– Dokładnie tak było. Koleżanka zapytała mnie, czy mogę pomóc pilotowi z Dęblina przepisać Jego pracę dyplomową. Zgodziłam się. Okazało się, że praca napisana jest z fachowymi skrótami i lotniczymi określeniami i trudno mi było to wszystko rozszyfrować. Sam zainteresowany musiał się pojawić, żeby mi ją podyktować. I tak zaczęła się moja znajomość z Andrzejem.

– To była wielka, romantyczna miłość od pierwszych chwil?

– Od razu czułam, że między nami dzieje się coś głębokiego. Andrzej bardzo szybko się we mnie zakochał. Ja od razu wiedziałam, że jest bardzo mądrym, ciepłym, pogodnym człowiekiem i ma wspaniałe serce. Zobaczyłam, że to człowiek wielkiej klasy i miary. W Jego obecności czułam się bezpiecznie. Tak, to była wielka, romantyczna miłość od samego początku.
W pierwszych miesiącach po skończonych studiach w Dęblińskiej Szkole Orląt Andrzej został przeniesiony do jednostki w Mirosławcu. Gdy miał wolny dzień, to przyjeżdżał do Białej Podlaskiej. Podróż trwała bardzo długo, nawet 12 godzin. To była spora odległość, bo 650 km w jedną stronę. Pomimo trudności przyjeżdżał. Choćby na chwilę, na kilka godzin. Nieraz więcej czasu spędzał w podróży, niż przebywał ze mną. Na koniec nie mogliśmy się rozstać. Zawsze odprowadzałam Go na dworzec. Czekał do ostatniej chwili, żeby wsiąść do pociągu. A ja długo stałam, patrzyłam na ten odjeżdżający pociąg i czułam, że jest mi bardzo źle bez Niego.

– Potem był ślub kościelny, mimo że w Ludowym Wojsku Polskim nie patrzono łaskawie na sprawy wiary.

– Dla Andrzeja było oczywiste, że weźmiemy ślub kościelny. Jeszcze nie znałam specyfiki wojska, nie wiedziałam, jak na to ktoś zareaguje. Andrzej też mnie nie wtajemniczał, że z tego powodu miał problemy.

– Jakie?

– Oficerowie polityczni Go wzywali, przesłuchiwali. Szczegółowo o wszystko wypytywali. Nie robiło to na Nim żadnego wrażenia. Był osobą głęboko wierzącą. Ślub kościelny, spowiedź, uroczystości religijne to było dla Niego coś oczywistego. Miał też zawsze przy sobie obrazek Matki Bożej Jasnogórskiej. Z tym obrazkiem wsiadł do samolotu. Za chwilę pokażę Jego portfel. W nim też nosił święte obrazki.
O Jego pobożności świadczy fakt, że zawierzył swoje życie Matce Bożej na Jasnej Górze. To zawsze było wyjątkowe miejsce w naszym życiu. Byliśmy tam wielokrotnie. Gdy jechaliśmy gdzieś na południe Polski, to wstępowaliśmy do sanktuarium, żeby się pomodlić. Dlatego po tragedii razem z dziećmi przekazałam Jego mundury, pamiątki właśnie na Jasną Górę. Urna ze szczątkami mojego Męża znalezionymi na miejscu katastrofy przez motocyklistów Rajdu Katyńskiego znajduje się w sanktuarium w Kaplicy Pamięci Narodu.

– Jak dzieci przeżyły te 8 lat?

– Moje dzieci do dzisiaj są zszokowane formułowanymi oskarżeniami. Andrzej był wspaniałym mężem i ojcem. Człowiekiem, który dla bezpieczeństwa Polski poświęcił całe swoje życie, a my razem z Nim. Rodzina pilota musi się przecież podporządkować służbie w wojsku, zaakceptować zmiany miejsca pobytu czy nieobecność ojca, który wyrusza na loty.

Kocham lotnictwo, podziwiam pilotów, bo to wyjątkowy, trudny i wymagający poświęceń zawód. Każdy w naszej rodzinie zdawał sobie sprawę, z jakim ryzykiem się wiąże. W tej profesji niekiedy sekundy decydują o życiu. Przeżyłam wiele pogrzebów pilotów. Wiedziałam, że śmierć jest czymś realnym. Dlatego dbałam, żeby w domu Andrzej miał jak najwięcej spokoju i jak najlepsze warunki. Domowe obowiązki brałam na siebie, żeby mógł się w pełni oddawać swojej lotniczej pasji.

– Na ile wiara pomogła Pani w przeżywaniu tej tragedii?

– Gdyby nie modlitwa, to chyba serce by mi pękło. Modliłam się, prosiłam św. Jana Pawła II o wsparcie, o pomoc. Wieczorami słuchałam jego kazań. Bardzo mi to pomagało.
Modlitwa towarzyszy mi każdego dnia. Dzięki niej przeżyłam ten najtrudniejszy okres mojego życia i myślę, że nie zawiodłam Andrzeja. Dzisiaj z ogromnym wewnętrznym spokojem patrzę na Jego portret.

2018-04-04 10:33

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Smoleńsk. Niezabliźniona rana

Niedziela Ogólnopolska 15/2022, str. 34-36

[ TEMATY ]

Smoleńsk

pl.wikipedia.org

Smoleńsk, 10 kwietnia 2010 r.

Smoleńsk, 10 kwietnia 2010 r.

Sobotni poranek 10 kwietnia 2010 r. powraca często we wspomnieniach. Minęło 14 lat, a potrafię odtworzyć ten dzień ze szczegółami. Pamiętam niemalże każdą jego minutę.

Garść wspomnień. Byłem w Warszawie, przygotowywałem się do mającego się odbyć dzień później koncertu w Galerii Porczyńskich w hołdzie dla Jana Pawła II w 5. rocznicę jego odejścia do domu Ojca. Poproszony zostałem o jego poprowadzenie. Do dziś często biorę do ręki scenariusz koncertu i notatki z prób... Finałem miał być proroczy wiersz Juliusza Słowackiego, w którym zapowiadał on wstąpienie na Stolicę Piotrową „słowiańskiego papieża”. Interpretacji wiersza miał dokonać jeden z najwybitniejszych aktorów, mistrz polskiej mowy i przekazu myśli – Janusz Zakrzeński, z którym miałem zaszczyt współpracować w Związku Piłsudczyków i prywatnie przyjaźnić się przez blisko 15 lat. Na jednej z prób powiedział mi: „Janek, ja po tym wierszu powiem coś jeszcze. Lecę z Prezydentem do Katynia, koncert jest dzień później. Ja muszę ludziom opowiedzieć, jak szumią teraz katyńskie drzewa, jak wołają do nas, jak proszą o pamięć. O tę pamięć wołał przecież także nasz papież, gdy spotykał się z ks. prał. Zdzisławem Peszkowskim i rodzinami zamordowanych oficerów”. W scenariuszu zapisałem odręcznie po utworze Słowackiego: „Janusz Zakrzeński – wspomnienia z wczorajszej narodowej pielgrzymki do Katynia”. Po porannej kawie przeglądałem raz jeszcze scenariusz papieskiego koncertu...

CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę: gasnący antychryst

2024-04-26 11:28

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

W odcinku odkryjemy historię tragicznego życia i upadku Friedricha Nietzschego, filozofa, który ogłosił "śmierć Boga", a swoje życie zakończył w samotności i obłędzie, nazywając siebie "biednym Chrystusem".

Chcę Ci pokazać , jak życiowe wybory i niewiedza mogą prowadzić do zgubnych konsekwencji, tak jak w przypadku Danniego Simpsona, który nie zdając sobie sprawy z wartości swojego rzadkiego rewolweru, zdecydował się na desperacki napad na bank. A przecież mógł żyć inaczej, gdyby tylko znał wartość tego, co posiadał. Przyłącz się do naszej rozmowy, gdzie zagłębimy się w znaczenie trwania w jedności z Jezusem, jak winna latorość z krzewem, i zobaczymy, jak te duchowe związki wpływają na nasze życie, nasze wybory i naszą przyszłość.

CZYTAJ DALEJ

Łódź: Byśmy byli jedno

2024-04-29 10:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

Instytut Pamięci Narodowej przygotował widowisko słowno-muzyczne poświęcone historii Kościoła w czasach komunizmu. Inscenizacja miała miejsce w kościele pw. Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus i Świętego Jana Bosko w Łodzi.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję