Przy ul. Kościuszkowców 85 w Warszawie znajduje się dom główny warszawskiej prowincji Zgromadzenia Sióstr św. Feliksa z Kantalicjo. Tutaj siostry felicjanki nie tylko pracują przy parafii, ale także prowadzą jadłodajnię dla ubogich, szkołę i przedszkole oraz świetlicę socjoterapeutyczną dla dzieci z dysfunkcyjnych rodzin.W diecezji warszawsko-praskiej prowadzą jeszcze jedno przedszkole. Znajduje się ono na Białołęce, gdzie siostry administrują także Zakładem dla Chronicznie Chorych Kobiet, w którym zajmują się 94 podopiecznymi. – Pokazujemy tym paniom sens cierpienia i śmierci, uczymy ich kontaktu z Bogiem – mówi s. M. Paula, dyrektor tego ośrodka.
Przełożona prowincjalna felicjanek Prowincji Matki Bożej Królowej Polski w Warszawie podkreśla, że zgromadzenie przez różne formy działalności pozostaje wierne swojemu charyzmatowi. – Temu bogactwu i dziedzictwu, które nasza założycielka pozostawiła nam w duchowym spadku – mówi „Niedzieli” s. Maria Wirginia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
103-letnia kucharka
Prowincja warszawska sióstr felicjanek prowadzi na terenie kraju 11 różnych instytucji. Siostry w posłudze chorym i potrzebującym, a także w działalności edukacyjno-wychowawczej, troszczą się o zbawienie wszystkich dusz.
Reklama
W Marysinie Wawerskim mieszka ok. stu sióstr. Wśród nich jest m.in. młoda s. M. Tecla z Kenii, która uczy się języka polskiego, a także urodzona w 1916 r. s. M. Wiktoria. Gdy obecny ordynariusz warszawsko-praski w latach 80. XX wieku był wikariuszem w parafii Matki Bożej Królowej Polski w Otwocku, s. Wiktoria była kucharką w tej parafii.
– Ks. Romuald Kamiński był zawsze wesoły. Lubił wszystko, co przygotowywałam do jedzenia – opowiada z uśmiechem „Niedzieli” 103-letnia s. Wiktora, która zanim trafiła na parafię w Otwocku zajmowała się gotowaniem dla podopiecznych w placówkach prowadzonych przez Felicjanki. – Cieszę się, że wstąpiłam do klasztoru. Byłam zawsze pracowita, pełna odwagi i życzliwości. Mogłam też zawsze robić to, co lubiłam, czyli pracować jako kulinaria – wyznaje s. Wiktoria.
W drodze do felicjańskiej jadłodajni, która jest jednym z miejsc wydawania posiłków na Pradze Południe, przed kaplicą spotykamy s. M. Mariettę. Ponad 90-letnia zakonnica cały czas śmieje się. Mówi, że uśmiech to sekret długiego życia. S. Marietta była kiedyś polonistką, nauczycielką, udzielała korepetycji, a także pracowała jako bibliotekarka.
– Możecie być szczęśliwi zarówno w klasztorze, jak i w życiu świeckim, jeśli będziecie widzieć Chrystusa w każdym człowieku i będziecie świadczyć dobro – mówi s. Marietta, która również nie kryje radości ze swojego zakonnego powołania.
Posiłek i duchowa formacja
Reklama
Przechodzimy przez ogród Sióstr Felicjanek i dochodzimy do Jadłodajni im. Matki Bożej Miłosierdzia. Wita nas odpowiedzialna za to miejsce s. M. Teresilla. W jadłodajni pracują dwie siostry, a w magazynie odzieży pomaga jeszcze jedna felicjanka. Codziennie na posiłek w dwóch turach przychodzi tu ok. 70 bezdomnych i ubogich osób. Część osób pomaga jako wolontariusze. – Czujemy się tutaj lepiej niż w rodzinie – wyznają podopieczni.
Każdego dnia w południe odbywa się spotkanie modlitewne. Raz w miesiącu dla bezdomnych jest również wspólna Msza św., a w każdy czwartek adoracja Najświętszego Sakramentu.
– Chciałybyśmy, żeby ci, którzy przychodzą do naszej jadłodajni otrzymywali nie tylko posiłek, ale także duchową strawę – podkreśla s. Teresilla. Dodaje, że jest jeden warunek. – Te osoby muszą być trzeźwe – mówi i wyciąga z szuflady trzy alkomaty. S. Teresilla jest zakonnicą od 62 lat. Przyjechała kiedyś do felicjanek z koleżanką, która chciała wstąpić do klasztoru. Ostatecznie to s. Teresilla została zakonnicą, a nie jej koleżanka.– Powołanie to taka siła wewnętrzna, której nie jesteśmy wstanie się oprzeć – wyznaje.
Obok jadłodajni znajduje się Ośrodek Socjoterapeutyczny im. Matki Bożej Miłosierdzia. Dyrektorem jest tutaj s. M. Jadwiga. To siostra, która nie tylko zajmuje się sprawami administracyjnymi i matematycznymi tabelkami, ale ma także znakomity kontakt z dziećmi i młodzieżą. W jednej z sal zabaw znajdują się cztery rybki. – Dokupiłam je ostatnio, dzieciaki bardzo się ucieszyły – opowiada s. Jadwiga i pokazuje m.in. salę komputerową i gimnastyczną, z których korzystają podopieczni.
Świetlica jak dom
Reklama
S. Jadwiga borykała się z licznymi problemami zdrowotnymi. Przeszła 11 operacji i ma usztywnioną stopę. Ale nie siedzi tylko za biurkiem. Chętnie odwiedza swoich podopiecznych i często z nimi wyjeżdża. – Szczęść Boże Karolku! – woła s. Jadwiga i przybija piątkę chłopcu, którego spotykamy na korytarzu. – Należymy do Ligi Piłkarskiej Ośrodków Socjoterapeutycznychi Domów Dziecka. Musieliśmy wybrać nazwę drużyny i proszę sobie wyobrazić, że jeden z chłopców zaproponował, aby drużyna (od nazwiska siostry dyrektor) nazywała się „FC Piorun” – opowiada s. Jadwiga. Od tego czasu na zawodach podopieczni felicjanek podczas kibicowania krzyczą: „FC Piorun, Bogu chwała, ta drużyna jest wspaniała!”.
Ośrodek zarejestrowany jest na 50 dzieci. Przychodzą one tutaj po zakończonych lekcjach w szkole. W godzinach popołudniowych przyprowadzane jest też ich rodzeństwo, które kończy zajęcia w przedszkolu. Podopieczni dostają podwieczorek i ciepły posiłek – Dzieciaki, które zaczynają edukację w szkole, kierowane są do nas przez psychologów, kuratorów oraz pracowników ośrodków pomocy społecznej, które otaczają opieką większość rodziców naszych dzieci – tłumaczy s. Jadwiga. Priorytetem jest, aby dzieci odrobiły lekcje, a potem uczestniczyły w zajęciach. Mogą korzystać m.in. z zajęć sportowych, logopedycznych, a także korekcyjnych i z pomocy psychologa.
Jezu, Ty się tym zajmij
Reklama
S. Jadwiga wyznaje, że przed wstąpieniem do zgromadzenia ukończyła klasę humanistyczną i nigdy nie lubiła matematyki. Chciała studiować resocjalizację, ale nie zaliczyła testu z wojny trzydziestoletniej. Ostatecznie została katechetką i nigdy nie miała kontaktu z osobami uzależnionymi. – Tego najbardziej się bałam. Ale w pracy przyświecają mi słowa naszej założycielki, Matki Marii Angeli Truszkowskiej: „Widzieć wszystko w Bogu a Boga we wszystkim”. Nie ma przypadków, że tutaj pracuję – wyznaje s. Jadwiga. Gdy otrzymała telefon od przełożonej z propozycją posługi w świetlicy na stanowisku dyrektora powiedziała, że matematyka była zawsze jej słabością i nie potrafi pracować na komputerze. Usłyszała odpowiedź, że jeśli Pan Bóg tego chce, to będzie tu pracować. – I rzeczywiście, gdy przeniesiono mnie z Kołobrzegu do Warszawy, na studia przybyła grupa chłopców, których uczyłam w liceum, pomogli mi z obsługą komputera i innymi sprawami – wyznaje s. Jadwiga. Natomiast w pozyskiwaniu sponsorów na utrzymanie świetlicy i korespondencji z darczyńcami pomaga jej od początku s. M. Angelika.
Na biurku s. Jadwigi, przed komputerem, znajdują się słowa ks. Dolindo: „Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami duszy: «Jezu, Ty się tym zajmij»”.
Chrześcijańskie wartości i patriotyzm
Zgromadzenie Sióstr św. Feliksa z Kantalicjo powstało w Warszawie w połowie XIX stulecia w odpowiedzi na szczególnie trudną sytuację ubogich kobiet, zarówno tych najmłodszych osieroconych dziewcząt, jak i chorych, kalekich staruszek. Założycielka zgromadzenia, Matka M. Angela Truszkowska, otaczała troską i opieką żebrzących na ulicach stolicy biedaków. Nie była obojętna na ludzkie cierpienie. Wbrew obowiązującym katolików zakazom wszelkiej dobroczynnej działalności, otworzyła schronisko dla osieroconych dziewcząt i starszych kobiet. O pomoc w rozeznaniu swoich planów zwróciła się do spowiednika bł. o. Honorata Koźmińskiego. Kapucyn stał się później pierwszym duchowym ojcem felicjańskiej rodziny zakonnej.
Niesienie pomocy najbardziej potrzebującym w różnych obszarach, a także działalność wychowawczo-edukacyjna od początku były wpisane w charyzmat zgromadzenia felicjanek. Do Szkoły Sióstr Felicjanek im. bł. Marii Angeli Truszkowskiej w Marysinie Wawerskim uczęszcza ponad 500 osób. – Wychowujemy uczniów w duchu wartości chrześcijańskich. Staramy się tak prowadzić dzieciaki, aby razem z nimi dojrzewać w wierze i polskości – podkreśla s. M. Benedykta, dyrektor szkoły. Obok szkoły znajduje się Przedszkole im. św. Franciszka, które opiekuje się ok. 170 maluchami. Dla s. M. Izajaszy, zastępcy siostry dyrektor przedszkola, praca z najmłodszymi to szczególny rodzaj powołania. – To praca, którą bardzo kocham – mówi s. Izajasza.