Reklama

Niedziela Wrocławska

Bóg szaleje z miłości

O. Jan Ożóg SJ, znany teolog, filolog klasyczny i tłumacz, m.in. „Ćwiczeń duchownych” św. Ignacego Loyoli. Przez wiele lat pełnił posługę redaktora naczelnego „Posłańca Serca Jezusowego”. Studiował w Krakowie, Warszawie i na Uniwersytecie Wrocławskim. Jest jezuitą od 70 lat, a kapłanem od 60 lat

Niedziela wrocławska 33/2019, str. 6

[ TEMATY ]

wspomnienie

Agnieszka Bugała

Urodzony w 1934 r. w Trzebosi, w wieku 15 lat rozpoczął nowicjat w Klasztorze Ojców Jezuitów w Starej Wsi k. Rzeszowa

Urodzony w 1934 r. w Trzebosi, w wieku 15 lat rozpoczął nowicjat w Klasztorze Ojców Jezuitów w Starej Wsi k. Rzeszowa

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Strażnik charyzmatu

Wszystko wskazuje na to, że Towarzystwo Jezusowe w Polsce ma takich nestorów zaledwie pięciu, wśród nich o. Jana, posługującego w parafii pw. św. Klemensa Dworzaka przy Alei Pracy. Urodzony w 1934 r. w Trzebosi, miał 15 lat, gdy rozpoczął nowicjat w Klasztorze Ojców Jezuitów w Starej Wsi k. Rzeszowa. „Ponieważ od urodzenia byłem straszliwym grzesznikiem, wcześnie mnie spotkała kara Boska w postaci jakiejś poważnej, a może nawet śmiertelnej choroby, co sprawiło, że już 15 marca tegoż 1934 r. zaniesiono mnie do kościoła parafialnego, w którym Pan Jezus już był bardzo miłosierny, chociaż wtedy nawet św. Faustyna Kowalska jeszcze o tym dokładnie nie wiedziała, i obdarzył mnie sakramentem chrztu świętego. I to pewnie Pan Jezus sprawił, że jakoś się wydobyłem ze szponów tej straszliwej choroby, wyzdrowiałem i... zacząłem kwitnąć” – pisał przed laty. „Mój Tata patrzył na to z przymrużeniem oka i spokojnie grał na skrzypcach albo słuchał radia, siedząc w zimie koło pieca, a w lecie pod wierzbą. Moja Mama jednak nie tylko mnie karmiła tym, co w domu było, a było tego bardzo niewiele, ale także przycinała we mnie wszystkie dzikie pędy, które rosły bardzo szybko i bardzo obficie, i starannie dbała o to, żebym się w jakiś chwast nie przerodził, zwłaszcza, że od dzieciństwa jakoś dziwnie mi się życie ułożyło, bo niemal wszyscy we wsi wiedzieli, że będę księdzem. Oczywiście, ja też o tym wiedziałem” – wyznawał.

„Zabrałem Cię z pastwiska” – napisał w tym roku na jubileuszowym obrazku, cytując werset z 1 Sm 7, 8. Dlaczego? – Bo jako dziecko zawsze pasłem krowę, wszyscy w wiosce takim mnie zapamiętali, więc to o mnie, choć wtedy, gdy przyszło powołanie, nie znałem jeszcze tego fragmentu Biblii – mówi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mądrość z Trzebosi

Bardzo mu się podobał ksiądz proboszcz w czasie odprawiania Mszy św. Patrzył na niego i coraz bardziej pragnął być jak on. Raz nawet, jeszcze przed Pierwszą Komunią, wystroił się w kapelusz taty i podszedł zapytać, czy mógłby być ministrantem, a potem księdzem. Osłupiały z wrażenia dobrodziej doradził mu, aby ministrantury nauczył go Tadek Osetek, kolega. A to, czy będzie księdzem – zostawił Panu Bogu, bo to Jego decyzja. I mały Janek zostawił, a ministrantem został. Z dzieciństwa wspomina biedę, której doświadczała cała wioska, ubożuchne Boże Narodzenie bez prezentów pod choinką i otwarte na oścież drzwiczki paleniska, aby doświetlić ciemne mieszkanie żarem z pieca. Wszystko po to, by zaoszczędzić na nafcie i na świecach, bo elektryczności przecież nie było.

Reklama

„Wierności Panu Bogu uczyli nas rodzice – pisał przed laty – a najczęściej nasze mamy pilnowały tego starannie, a bywało, że i dość boleśnie. Kiedyś mi się udało coś fałszywego utkać przed moją mamą – na moją korzyść, oczywiście. Nie minęło pół godziny i szydło wyszło z worka, a potem przez jakiś czas jakoś o wiele wygodniej mi było stać niż siedzieć… Ale też wtedy nie tylko w pamięć, ale i w serce zapadła mi zasada, którą później o wiele piękniej mi pokazało polskie porzekadło: Kłamstwo ma krótkie nogi” – wspominał.

Rodzice dbali, aby dzieci klękały do pacierza. – Modlitwa musiała być codziennie, rano i wieczorem. Czasem była w biegu, niedbała, może i Pan Bóg nieco się na nią krzywił, ale i Jego dobre Serce trochę się radowało: Cokolwiek by się powiedziało, to ten smarkacz przecież klęczy na twardym klepisku, więc pewnie się jednak modli – mówi o. Jan.

– W niedzielę Msza św. w kościele parafialnym, chociażby się nie wiadomo co działo. W dni powszednie szkoła i praca w polu, na łące lub na pastwisku. A uczenie się? Jak najbardziej! Przy pasącej się krowie – zadania pisałem najczęściej na jej grzbiecie – albo wieczorami, przy oknie lub na podwórku – wspomina.

Zakonnik i ksiądz

Miał 14 lat, gdy trafił do Małego Seminarium jezuickiego w Nowym Sączu. Nie miał wtedy pojęcia o istnieniu jezuitów, ale szybko poznał charyzmat. W Gimnazjum i Liceum im. Jana Długosza dokończył dziewiątą klasę. Już rok później, 30 lipca 1949 r. stanął przed furtą Klasztoru Ojców Jezuitów w Starej Wsi. Rozpoczął nowicjat, kilka lat później zdał maturę, w 1953 r. wyjechał do Krakowa. Studiowanie filozofii tomistycznej zakończył stopniem licencjata w 1956 r., a kolejne studia odbył w Warszawie – także teologię opartą na tomizmie. 29 czerwca 1959 r. przyjął sakrament kapłaństwa. Pierwsze kapłańskie Boże Narodzenie spędził w Wambierzycach i tam, przed cudowną figurką Matki Bożej, odprawił prymicyjną Pasterkę. Na pytanie, co mu się wciąż podoba w klasztornym życiu, po 70 latach odpowiada krótko i z błyskiem w oku: Wszystko. – Tylko nie wiem, jak oni ze mną tak długo wytrzymali – dodaje. Wrocław wybrał w 1961 r., gdy postanowił – jak mówi z typowym dla siebie poczuciem humoru – zostać wielkim uczonym. Został studentem filologii klasycznej, którą chwalebnie ukończył. – Pan Jezus życzliwie uśmiechał się do mojego planu zostania wielkim uczonym – mówi – i równie życzliwie wyznał pewnie aniołom i świętym: „Niech sobie wędruje. I tak zrobi to, co Ja zechcę”.

Reklama

Rzeczywiście, później sprawy potoczyły się swoim rytmem. Najpierw został redaktorem naczelnym wydawnictw książkowych w Krakowie, później pracował w Chicago w redakcji tamtejszego „Posłańca Serca Jezusowego”. – Kiedy przyjechałem do Polski, żeby załatwić sprawy wizowe, mianowano mnie redaktorem naczelnym wznawianego właśnie u nas „Posłańca Serca Jezusowego” – wspomina. I tak, na dwa dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, ukazał się pierwszy po wojnie numer najstarszego miesięcznika katolickiego w Polsce. O. Jan, jako naczelny, podjął zadanie, które przed wojną pełnił o. Józef Andrasz SJ, spowiednik św. Faustyny Kowalskiej.

Życiowe spotkanie

Czy boi się śmierci? Twierdzi, że w jego wieku już trzeba o niej rozmawiać nawet, gdy nie pytają. – Nie boję się, czekam, żeby się z Panem Jezusem wreszcie zobaczyć – mówi. Ale nie żeby o to spotkanie prosić, w żadnym wypadku. Tylko już mu do Niego tęskno, bo wie, że On na niego, Jana, czeka. – Przyjdę do Niego z moim workiem intencji modlitewnych. Jest duży, od 10 lat wkładam tam proszących o modlitwę, bo nie daję rady wszystkich kilka razy w ciągu dnia wymieniać – i poproszę, aby zechciał te sprawy pilnie załatwić. On lubi załatwiać nasze sprawy, lubi nam sprawiać przyjemność – mówi o. Jan. A w życiu modlitewnym zakonnik z 70-letnim stażem doradza cierpliwość i... czułość. Sam modli się jak na mnicha przystało: codziennie Eucharystia, Brewiarz, Różaniec, jezuickie rozmyślanie i kilka ulubionych, krótkich modlitw – „Duszo Chrystusowa”, „Pod Twoją obronę”, Modlitwa św. Bernarda, a także pięć litanii zatwierdzonych przez Kościół do publicznego odmawiania. Podpowiada, by na Pana Jezusa często zerkać, zwłaszcza na krzyż, z wdzięcznością i czułością. I często Mu mówić, że się kocha. – On jest wszechmocny, ale za naszą miłością tęskni jak wariat, to przecież cecha wszystkich zakochanych... – wyznaje 85-letni zakonnik.

2019-08-13 12:55

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Źródło siły

Niedziela rzeszowska 46/2019, str. 4-5

[ TEMATY ]

Tarnów

wspomnienie

bł. Karolina Kozkówna

Irena Markowicz

Pomnik „Przejście” upamiętniający ofiary wypadków komunikacyjnych

Pomnik „Przejście” upamiętniający ofiary wypadków komunikacyjnych

Zabawa niedaleko Tarnowa jesienną porą inspiruje do refleksji zgoła odmiennych niż sugerowane w nazwie miejscowości. Dramatyczne wydarzenia nie omijały tego miejsca i ludzi mieszkających w pobliżu oraz rzuconych tutaj podmuchem wydarzeń historycznych, wojen światowych, pierwszej i drugiej. Z tym miejscem związana jest patronka diecezji rzeszowskiej – bł. Karolina Kózkówna

Karolina Kózka przyszła na świat 2 sierpnia 1898 r. w miejscowości Wał-Ruda. Ochrzczona została w kościele w pobliskim Radłowie, bo świątynia w Zabawie oddana została wiernym dopiero parę lat później. Kończyła szesnaście lat, kiedy wybuchła I wojna światowa. Cztery miesiące później działania wojenne frontu wschodniego toczyły się na rozległych terenach od Wisły po Karpaty na południu, zahaczyły też o rodzinne strony młodej dziewczyny. 17 listopada żołnierze rosyjscy pojawili się w okolicy Zabawy. Wyprzedzała ich zła sława i opowieści o zagrożeniu kobiet i dziewcząt, gwałtach, przemocy. Potwierdziły to, niestety, wydarzenia dnia następnego, w których życie straciła Karolina. Jej zmasakrowane ciało odnaleziono dopiero 4 grudnia. Już wtedy zadbano o fachowe oględziny zwłok. Wieści rozchodziły się szybko i pogrzeb, 6 grudnia, zgromadził kilkutysięczny tłum. Tym wydarzeniom ciąg dalszy dopisała historia.

CZYTAJ DALEJ

„Napełnił naczynie wodą i zaczął umywać uczniom nogi” (J 13, 5)

Niedziela warszawska 15/2004

[ TEMATY ]

Wielki Tydzień

pl.wikipedia.org

Mistrz Księgi Domowej, "Chrystus myjący nogi apostołom", 1475

Mistrz Księgi Domowej,

1. Wszelkie „umywanie”, „obmywanie się” lub kogoś albo czegoś kojarzy się ściśle z faktem istnienia jakiegoś brudu. Umywanie to akcja mająca na celu właśnie uwolnienie się od tego brudu. I jak o brudzie można mówić w znaczeniu dosłownym i przenośnym, taki też sens posiada czynność obmywania; jest to oczyszczanie się z fizycznego brudu albo akcja symboliczna powodująca uwolnienie się od moralnego zbrukania. To ten ostatni rodzaj obmycia ma na myśli Psalmista, kiedy woła: „Obmyj mnie całego z nieprawości moich i oczyść ze wszystkich moich grzechów …obmyj mnie a stanę się bielszy od śniegu” (Ps 51, 4-9). Wszelkie „bycie brudnym” sprowadza na nas złe, nieprzyjemne samopoczucie, uwolnienie się zaś od owego brudu przez obmycie przynosi wyraźną ulgę.
Biblia mówi wiele razy o obydwu rodzajach zarówno brudu jak i obmycia, czyli oczyszczenia. W rozważaniach niniejszych zajmiemy się obmyciami z brudu w znaczeniu moralnym.

CZYTAJ DALEJ

USA/ Prezydent Ukrainy Zełenski: nie mamy już prawie artylerii

2024-03-28 20:25

[ TEMATY ]

#pomocdlaUkrainy

rosyjska agresja na Ukrainę

PAP/PRESIDENTIAL PRESS SERVICE HANDOUT

Prezydent Ukrainy na froncie

Prezydent Ukrainy na froncie

Rosja na 100 proc. wykorzystuje przerwę we wsparciu USA dla Ukrainy; nie mamy już prawie w ogóle artylerii - powiedział w wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Ostrzegł, że bez amerykańskiego wsparcia Ukraina przegra, a wojna bardzo szybko może "przyjść do Europy".

Zełenski rozmawiał z reporterem CBS pośród ruin osiedla w niezidentyfikowanym mieście na wschodzie Ukrainy. Pytany o sytuację na froncie ocenił, że Ukrainie udało się ustabilizować sytuację i jest ona lepsza niż dwa-trzy miesiące temu, kiedy siły ukraińskie zmagały się z dużym deficytem amunicji artyleryjskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję