Reklama

Głos z Torunia

Sanktuarium życia

O słuchaniu, zaufaniu i myciu nóg z Katarzyną i Markiem Kalczyńskimi rozmawia ks. Paweł Borowski

Niedziela toruńska 38/2019, str. 4-5

[ TEMATY ]

wywiad

Archiwum rodzinne

Bycie we wspólnocie Domowego Kościoła pomaga w tworzeniu relacji małżeńskich i relacji z dziećmi

Bycie we wspólnocie Domowego Kościoła pomaga w tworzeniu relacji małżeńskich i relacji z dziećmi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KS. PAWEŁ BOROWSKI: – Całe małżeńskie życie jesteście w Domowym Kościele. Co Wam daje Domowy Kościół?

KATARZYNA KALCZYŃSKA: – Wiedziałam, że padnie to pytanie, a jednak zawsze trudno jest na nie odpowiedzieć (śmiech). Dzięki formacji w Domowym Kościele nie żyjemy osobno. Może to wydawać się dziwne, bo przecież jesteśmy małżeństwem, więc żyjemy razem pod jednym dachem, mamy wspólne sprawy, zmartwienia i troski. Jednak czasem można żyć z kimś pod jednym dachem, ale nie razem. Domowy Kościół nauczył mnie, jak żyć nie obok siebie, lecz ze sobą. Dzięki temu wiem, że kiedy dzieci opuszczą rodzinne gniazdo, to nie zostanie w nim dwoje ludzi, którzy żyją osobno. Zostanę w tym domu z kimś, kogo kocham, w tym domu nie będzie dwóch pokoi, w których żyje para nieznoszących się ludzi.

– Współcześnie dużo mówi się o kryzysie ojcostwa. Czy bycie w Domowym Kościele pomaga być ojcem?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

MAREK KALCZYŃSKI: – Bycie w tej wspólnocie pomaga w tworzeniu relacji małżeńskich i relacji z dziećmi. Uczę się rozmawiać z moją żoną, również z innymi ludźmi podczas spotkań kręgu. W Domowym Kościele praktykujemy tzw. dialog małżeński. Rozmawiamy ze sobą, a przede wszystkim wysłuchujemy się. Taki sposób rozmowy przenosimy również na komunikację z naszymi dziećmi. Skoro nauczyłem się słuchać żony (śmiech), tego, co ma do powiedzenia, to mogę słuchać także dziecka. Nie muszę od razu ustawiać się w roli nakazowej, oceniania, ale mogę słuchać, aby zrozumieć. Potem zostanę wysłuchany i zrozumiany przez swoje dziecko.
To prawda, że jest kryzys ojcostwa. Jedną z przyczyn jest to, że zmienił się model relacji między ojcem a dziećmi. Kiedyś był bardziej nakazowy ze strony rodzica. Ojciec kazał, a dziecko słuchało. Teraz dzieci, a zwłaszcza nastolatki, tego nie akceptują i tata nie wie, jak w takiej sytuacji postępować. Ja, ojciec, muszę z nimi rozmawiać, a nade wszystko słuchać, żeby do mnie dotarło, jaki jest rzeczywisty problem młodego człowieka i jak on to widzi, a nie to, co ja sobie wyobraziłem.

– Jednym z elementów formacji jest wspólna modlitwa małżeńska i rodzinna. Czy dzieci chętnie się modlą z Wami?

M.K.: – Chętnie. Przy czym nie jest prosto wszystkich zebrać naraz. Praktyką naszej rodziny jest wspólna modlitwa w każdą niedzielę. Modlimy się wspólnie również w różnych innych sytuacjach, np. przed podróżą, przed wyruszeniem na stok narciarski, przy problemach. Czasami, rzadko, ale zdarza się, że dzieci same proponują wspólną modlitwę z jednym z nas, z tatą czy mamą.
K.K.: – Wspólna modlitwa całej rodziny sprawia, że dzieci nie mają oporu, jest to dla nich czymś naturalnym i oczywistym.
M.K.: – Oczywiście te wszystkie rzeczy nie dzieją się automatycznie. To wszystko dokonuje się przez lata pracy nad sobą i formacji. Przychodzą różne kryzysy, z którymi trzeba się zmierzyć. Wiele lat temu uczestniczyliśmy w rekolekcjach z parami, które już miały dłuższe doświadczenie w Domowym Kościele. Odkryliśmy wtedy, że każde z tych małżeństw lubi ze sobą przebywać. Na rekolekcjach, na których małżeństwa zaczynają swoją przygodę w tej wspólnocie, pary spędzały często czas osobno – mąż oddzielnie, żona oddzielnie, albo szukały okazji do spotkań z innymi małżeństwami w czasie wolnym, a ci, którzy już przeszli lata wspólnej modlitwy i dialogu małżeńskiego wolne chwile spędzali ze sobą, lubili ze sobą przebywać.
K.K.: – To nas zmobilizowało do zweryfikowania swojego podejścia do wielu spraw. Pojawiło się większe pragnienie głębszego wejścia w formację i praktykowania zasad Domowego Kościoła takie, jakie one są. Pojawiła się myśl: Dlaczego tak późno to odkryliśmy (śmiech).

Reklama

– Domowy Kościół jest szkołą?

K.K.: – Jest szkołą. Uczy nas, jak żyć w zgodzie ze sobą, z mężem, z rodziną.
M.K.: – Każdy z nas ma jakieś ograniczenia, a spotkania kręgu, dialog z żoną i inne praktyki Domowego Kościoła pomagają mi te ograniczenia pokonywać.
K.K.: – Bycie we wspólnocie z innymi małżeństwami i rodzicami pozwala odkryć, że nie jesteśmy jedynymi, którzy przeżywają różnorakie trudności. To daje poczucie oparcia. Omawiamy też tematy pomagające pokonywać rodzinne problemy.

– Tegoroczna pielgrzymka rodzin i małżeństw na Jasną Górę przebiega pod hasłem: „Rodzina sanktuarium życia”. Jak rozumiecie te słowa?

K.K.: – To w rodzinie powstaje nowe życie, jest pielęgnowane, kształtuje się i rusza w świat. Rodzina nie jest miejscem, w którym mamy się zatrzymać na zawsze, lecz mamy wypuszczać w świat młodych ludzi, by szli i tworzyli nowe rodziny, tworzyli kolejne sanktuaria. Ale rodzina jest miejscem, do którego się wraca, jak z pielgrzymką do sanktuarium, by naładować akumulatory i ruszyć dalej.

– Jako nowa para diecezjalna Domowego Kościoła macie jakąś wizję swojej posługi?

M.K.: – Pełniliśmy już posługę pary rejonowej. Wówczas stworzyliśmy sobie jakieś plany, wizje drogi, którą chcieliśmy pójść, ale życie pokazało, że byliśmy postawieni przed innymi potrzebami i musieliśmy realizować coś innego, coś, co Bóg widział jako bardziej potrzebne. Oczywiście, że teraz też mamy pewne plany, ale obecnie podchodzimy z większą otwartością i zaufaniem do nowej posługi.
K.K.: – Chcemy również służyć tak, by nie zmarnować dzieła, które przed nami kształtowali inni.

– Macie jakiś wzór małżeństwa i rodziny?

M.K.: – Trudno wskazać jedno małżeństwo, ale wiele aspektów w życiu innych rodzin, podejście do dzieci, wzajemne relacje stawały i stają się dla nas inspiracją. Jedną z takich inspiracji był zwyczaj, który praktykowała jedna z rodzin, z którą spotkaliśmy się na rekolekcjach, a mianowicie umycie nóg w gronie rodziny po Liturgii Wielkiego Czwartku. Wprowadziliśmy ten gest do naszego życia. Muszę powiedzieć, że kiedy klękam przed swoim dzieckiem, by obmyć mu stopy, to jest to za każdym razem bardzo mocne doświadczenie. To jest coś więcej niż mycie nóg, to jest symbol wymagający przełamania się. Jest symbolem dla dziecka, dla mojej żony, ale jest symbolem także dla mnie: umywam nogi mojej rodzinie, bo jestem wezwany, by im służyć. Nie jestem tylko tym, który wskazuje palcem zadania do wykonania, chociaż również to robię, np. rozdzielając sobotnie zadania, ale jestem myjącym nogi, który służy swojej rodzinie.
K.K.: – Mamy szczęście wywodzić się z rodzin, których tradycją jest nierozerwalność małżeństwa. To też chcemy przekazać własnym dzieciom.

– Dziś w kulturze tymczasowości, kiedy wymienia się coś na lepszy model, trwanie w Domowym Kościele pomaga wytrwać w wierności małżeńskiej.

M.K.: – Nam pomaga. Dzięki trwaniu w Domowym Kościele lubimy ze sobą być. I widzimy, że małżeństwa, które są w tej wspólnocie, także lubią ze sobą być. To wspaniałe, kiedy patrzysz w oczy swojej żony po wielu latach i nadal ją lubisz, nadal chcesz z nią być. (śmiech)
Jednak ważne jest podkreślenie jeszcze jednej sprawy. Czy bycie w Domowym Kościele pomaga w budowaniu małżeństwa i rodziny? Myślę, że samo bycie – nie. Nie wystarczy przynależność i chodzenie na spotkania, potrzeba jeszcze życia wskazaniami, takimi jak: praktykowanie dialogu, modlitwy, czytania Pisma Świętego i wprowadzania dobrych nawyków do swojego życia.
K.K.: – Bycie w Domowym Kościele jeszcze nic nie zmienia, ale bycie domowym kościołem, już tak, zmienia wszystko.

* * *

Katarzyna i Marek Kalczyńscy
są małżeństwem od 22 lat. Pracę nad swym małżeństwem rozpoczęli 21 lat temu w kręgu Domowego Kościoła przy parafii pw. Matki Bożej Zwycięskiej w Toruniu. Od około 10 lat są w jednym z kręgów w parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie. Są rodzicami trójki dzieci: 19-letniego Bartka, 15-letniej Zosi i 10-letniego Szymka. Od września br. posługują jako para diecezjalna Domowego Kościoła Diecezji Toruńskiej

2019-09-17 14:31

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prezes PiS: opowieść, że mamy w praktyce zakaz aborcji to absurd

Opowieść, że mamy w praktyce zakaz aborcji to absurd - mówi w wywiadzie dla Interii prezes PiS Jarosław Kaczyński i przypomina, że kiedy aborcja zagraża życiu lub zdrowiu jest wciąż dozwolona.

W wywiadzie dla portalu Interia.pl prezes PiS był pytany o kwestię aborcji w kontekście wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niezgodną z ustawą zasadniczą trzecią przesłankę z ustawy, która pozwalała na przerywanie ciąży ze względu na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu. Wraz z publikacją wyroku 27 stycznia przepis ten przestał obowiązywać.

CZYTAJ DALEJ

Sędzia zdradził Polskę dla rosyjskiego miru

2024-05-12 13:04

[ TEMATY ]

komentarz

Adobe Stock

Ucieczka w kierunku Moskwy sędziego Tomasza Szmydta jest najbardziej widowiskową zdradą narodową w całej historii III RP. Sytuacja jest po wielokroć bardziej niebezpieczna niż agenturalne historie z lat 90., bo niestety żyjemy w czasach, gdy Rosja znów toczy swoje neoimperialne wojny, które są realnym zagrożeniem dla naszej państwowości.

Sędzia Tomasz Szmydt po ucieczce na Białoruś stał się gwiazdą zarówno białoruskich jak i rosyjskich mediów. Jest przedstawicielem "polskiej opozycji", która z "racjonalnych" powodów popiera politykę Moskwy oraz Mińska i jednocześnie sprzeciwia się wspieraniu walczącej Ukrainy. Mówi, że w Polsce są silne wpływy białoruskie i rosyjskie, bo ludzie chcą żyć w słowiańskiej przyjaźni. Chwali Łukaszenkę i Putina, a władze w Kijowie nazywa totalitarnymi. Jakby zupełnie nie dostrzegał faktu, kto w tej wojnie jest zbrodniczym agresorem, a więc kto jest katem, a kto broniącą się ofiarą.

CZYTAJ DALEJ

Ukraina: papieska korona dla Matki Bożej w Fastowie

2024-05-12 15:33

Grażyna Kołek

W przededniu rocznicy objawień fatimskich papieską koronę otrzymała figura Matki Bożej w Fastowie. W tym ukraińskim mieście leżącym nieopodal Kijowa działa dominikański Dom św. Marcina de Porres, stanowiący jeden z największych hubów humanitarnych w tym ogarniętym wojną kraju. Maryjna figura powstała dwa lata po objawieniach w Fatimie i przechowywana jest w miejscowym kościele Podwyższenia Krzyża Świętego, ważnym punkcie modlitwy o pokój na Ukrainie.

Odpowiedzialnym za funkcjonowanie ośrodka w Fastowie jest ukraiński dominikanin ojciec Mykhaiło Romaniw, który współpracuje z całą rzeszą świeckich wolontariuszy. „Pomysł koronacji wziął się stąd, że nasz parafianin, pan Aleksander Łysenko, na jednej ze stron antykwarycznych znalazł figurę Matki Bożej Fatimskiej. Figura jest drewniana, ma 120 centymetrów wysokości. Pochodzi z Fatimy i została wyprodukowana w 1919 roku. To nas bardzo zainteresowało” - mówi Radiu Watykańskiemu ojciec Romaniw. Jak podkreśla, „drugą ważną rzeczą było to, że Matka Boża Fatimska właśnie w tym kontekście wojny prosiła o to, aby się modlić za Rosję. To jest bardzo ważne i od zawsze pamiętałem, iż żadne inne objawienie nigdy nie mówi o Rosji”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję