Ratzingerowie odprawili swoje pierwsze Msze św. 8 lipca w kościele parafialnym św. Oswalda w Traunstein. W tamtych czasach nie było koncelebry, więc Georg odprawiał Mszę św. o 7, a Joseph o 9. Od tamtych chwil minęło dokładnie 71 lat. Osobisty sekretarz abp Georg Gänswein zgodził się opowiedzieć Niedzieli o swoim postrzeganiu pontyfikatu Benedykta XVI.
Reklama
Włodzimierz Rędzioch: Pamiętam, że wieczorem 2 kwietnia 2005 r. stałem obok Księdza Arcybiskupa na placu św. Piotra, gdy nadeszła smutna wiadomość o śmierci Jana Pawła II. Dwa tygodnie później był Ksiądz już sekretarzem nowego papieża...
Arcybiskup Georg Gänswein: Kardynał Ratzinger został zaproszony 1 kwietnia do odebrania Nagrody św. Benedykta w klasztorze Santa Scolastica w Subiaco. Uzgodniono z kard. Angelo Sodano, że gdyby się coś poważnego z Janem Pawłem II działo, to jego sekretarz zadzwoni do kard. Ratzingera, który był wtedy dziekanem Kolegium Kardynalskiego. Właśnie 1 kwietnia dostaliśmy alarmujący telefon – natychmiast wróciliśmy do Rzymu. Mieszkałem w Domu św. Marty, dwa kroki od placu. Wieczorem 2 kwietnia byłem niespokojny i wyszedłem na plac, na którym było bardzo wielu ludzi. Stałem pod statułą św. Piotra, gdy w papieskim apartamencie zapaliły się światła i abp Leonardo Sandri poinformował zgromadzonych o śmierci papieża. W tamtych chwilach nie myślałem wcale o przyszłym konklawe, a tym bardziej o tym, że zostanę sekretarzem przyszłego papieża…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak kard. Ratzinger zareagował na wybór kardynałów zebranych na konklawe?
Sam mówił o tym podczas audiencji dla niemieckich pielgrzymów, kilka dni po wyborze: „Kiedy przebieg głosowania zaczął wskazywać na to, że ten topór spadnie, że tak powiem, na moją głowę, zrobiło mi się nieswojo. Sądziłem bowiem, że wykonałem już dzieło mego życia i że dokończę moich dni w spokoju. Z głębokim przekonaniem powiedziałem Panu: Nie rób mi tego, proszę! Masz osoby młodsze i lepsze ode mnie, które mogą podjąć to wielkie zadanie z większym zapałem i siłami. (...) Drogi Pańskie nie są wygodne, ale my przecież nie zostaliśmy stworzeni do wygód, lecz do wielkich rzeczy, do dobra. W końcu nie pozostało mi nic innego, jak powiedzieć «tak»”.
Reklama
Miał Ksiądz Arcybiskup okazję obserwować konklawe?
Kardynał dziekan ma prawo podczas konklawe mieć przy sobie do pomocy osobę duchowną, i to ja nią byłem. Przebywałem ze wszystkimi kardynałami w Domu św. Marty, skąd przewożono purpuratów minibusami do Kaplicy Sykstyńskiej na głosowania. Drugiego dnia konklawe, po południu, kiedy kardynałowie udawali się na czwarte głosowanie, kard. Ratzinger chciał iść pieszo i poprosił, żebym mu towarzyszył. Gdy doprowadziłem go pod drzwi Sykstyny, pomyślałem: „Teraz coś się stanie”. I stało się – po czwartym głosowaniu z Kaplicy Sykstyńskiej wyszedł już nie kard. Ratzinger, ale Benedykt XVI.
W wywiadzie, którego Benedykt XVI udzielił mi w styczniu 2014 r., powiedział: „Nie mogłem i nie powinienem próbować kopiować jego (Jana Pawła II) pontyfikatu, próbowałem jednak, na ile tylko mogłem, kontynuować jego spuściznę i zadanie”. Jakie cele postawił sobie Benedykt XVI na początku swojego pontyfikatu?
W homilii podczas Mszy św. inaugurującej pontyfikat, 24 kwietnia, nowy papież powiedział: „Prawdziwym programem moich rządów jest nie postępować według własnej woli ani nie realizować swoich idei, ale wsłuchiwać się wraz z całym Kościołem w słowo i wolę Chrystusa, poddawać się Jego przewodnictwu, tak aby to On sam prowadził Kościół w tej godzinie naszej historii”. Od początku chciał on podążać za wolą Pana i ta wola uwidaczniała się po drodze, ale w jego pontyfikacie były dwa istotne punkty. Po pierwsze: postawić w centrum kwestię Boga, bo tak wiele od tego zależy – nie przypadkiem pierwsza encyklika Benedykta XVI nosi tytuł Deus caritas est, która właśnie w centrum umieściła Boga. Drugim ważnym punktem było znaczenie relacji między wiarą a rozumem, która nie jest abstrakcją, ale dotyczy konkretnego życia wiernych; nie jest to kwestia, która interesuje tylko teologów.
Reklama
W pierwszych latach pontyfikatu Benedykt XVI był dobrze przyjmowany i mało krytykowany. Ktoś powiedział, że „Jan Paweł II otworzył serca, natomiast Benedykt XVI je napełniał”.
Jan Paweł II miał zdolność łatwego nawiązywania kontaktów z ludźmi i otwierania ludzkich serc. Papież Benedykt XVI natomiast komunikował się przede wszystkim, przekazując treści, tzn. katechezy na audiencjach ogólnych, kazania i przemówienia, które były „pokarmem” dla wiernych głodnych duchowo i intelektualnie. Krótko mówiąc – napełniał serca ludzi swoim nauczaniem.
Benedykt XVI przez 23 lata był prefektem Kongregacji Nauki Wiary, czyli znał dobrze Kurię Rzymską. Dlaczego więc pojawiły się problemy właśnie z Kurią – krytyka jego współpracowników kurialnych, przecieki, Vatileaks itp.?
To prawda, że kard. Ratzinger pracował przez 23 lata w Kurii, ale przede wszystkim zajmował się pracą w Kongregacji Nauki Wiary. Nie interesowała go „polityka kurialna”, „spiski” i kłótnie. Pracując w Watykanie przez 25 lat, ja również miałem okazję poznać Kurię – nie jest to organizm całkowicie jednorodny. W tej złożonej rzeczywistości mamy do czynienia z różnymi interesami, napięciami, awersjami itp. – to fakt, to jest ludzkie, trzeba być szczerym i przyznać się do tego. Jeśli są przecieki z Watykanu, czasami dobrze przygotowane i strategicznie ukierunkowane – nic w tym dziwnego, to nic nowego! Niestety, jest to część codziennego życia Kurii i tak jest też w innych podobnych strukturach. Przypadek Vatileaks to przede wszystkim smutna sprawa. Są osoby, na które – albo z nieuczciwych powodów, albo z osobistych słabości – mają wpływ inni ludzie mający swoje „interesy”. Jeśli wszystko trafi w ręce niektórych dziennikarzy, zaczynają się kłopoty...
Reklama
Papież i Ekscelencja zostaliście zdradzeni przez jedną z takich osób – Paolo Gabriele...
Paolo Gabriele zmarł kilka miesięcy temu. Odwiedziłem go 2 dni przed śmiercią – chciał się ze mną spotkać. Udzieliłem mu namaszczenia chorych. Poprosił o przebaczenie. Rozeszliśmy się pojednani.
Kiedyś papież, rozmawiając z Peterem Seewaldem, zwierzył się z tego, jak trudne były wybory personalne w Watykanie, „bo nikt nie potrafi czytać w sercu drugiego człowieka”.
Otóż to.
Z biegiem czasu pojawiły się oskarżenia o tuszowanie przypadków wykorzystywania dzieci z udziałem księży. Często takie ataki, skierowane na Jana Pawła II i kard. Ratzingera, były instrumentalne i służyły uderzeniu w wiarygodność, a nawet wiarę Kościoła. Jak papież reagował na te ataki?
Cała sprawa krzywdzenia dzieci i pedofilii zaczęła się w latach 90. XX wieku w USA, kiedy kard. Ratzinger był prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Stopniowo uświadamiano sobie problem i podejmowano pierwsze decyzje, które dawały jasny sygnał, że nie ma akceptacji dla takich zachowań. Podjęto wtedy wiele ważnych decyzji, nawet jeśli z dzisiejszej perspektywy można je uznać za niewystarczające. Potem przypadki pedofilii ujawniono w innych krajach i wydaje się, że do dziś nie ma temu końca. Kuria Rzymska podejmowała zdecydowane decyzje, jednak konieczna była również reakcja biskupów i przełożonych zgromadzeń zakonnych na całym świecie – chodziło o współpracę i branie odpowiedzialności na siebie. To nie było takie proste – wymagało wiele wysiłku.
Reklama
Zgodzi się Ksiądz Arcybiskup, że często te same media i te same środowiska, które atakowały Kościół z powodu nadużyć seksualnych, usprawiedliwiały je lub – co gorsza – promowały poza Kościołem...
W Niemczech, ale nie tylko tam, w latach 70. i 80. znani byli politycy, partie polityczne i pedagodzy, którzy usprawiedliwiali pedofilię i chcieli ją „wykorzystać” jako metodę pedagogiczną! Trzeba pamiętać o tych faktach, które są dziś skrywane. Należy podkreślić, że Kościół katolicki jest jedyną światową instytucją, która dokonała i przeprowadza rzeczywiste porządki w tej dziedzinie. Zastanawiam się, co się z tym robi w szkołach, stowarzyszeniach sportowych lub innych miejscach. Należy skończyć z tym fałszywym oskarżeniem, że Kościół katolicki jest jedyną instytucją winną nadużyć na nieletnich.
Reklama
Podczas Mszy św. na początku pontyfikatu Benedykt XVI wypowiedział słowa: „Módlcie się za mnie, abym nie uciekł ze strachu przed wilkami”. Wielu przypomniało sobie te słowa, gdy 11 lutego 2013 r. papież ogłosił rezygnację z posługi biskupa Rzymu. Wiedział Ksiądz Arcybiskup wcześniej o tej decyzji i może definitywnie wyjaśnić, że nie chodziło o „ucieczkę przed wilkami”?
W wywiadzie z Seewaldem Benedykt XVI wyraził przekonanie, że jeśli papież stwierdzi, iż brak mu sił, ma obowiązek zrezygnować z urzędu – on również ma prawo do rezygnacji. Prawo kanoniczne przewiduje rezygnację biskupa Rzymu. Mówimy o rezygnacji, a nie o dymisji, ponieważ dymisję składa się przełożonemu, który musi ją przyjąć, ale papież nie ma przełożonego na ziemi. Wystarczy, że decyzja o rezygnacji zostanie podjęta bez nacisku i w wolności. W przemówieniu rezygnacyjnym Benedykt XVI powiedział dosłownie: „Aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi”. Sporo osób, nawet przyjaciół papieża emeryta, nie zaakceptowało tej decyzji, chociaż większość z czasem zrozumiała ją i pogodziła się z tym. Każdy, kto zna Benedykta XVI, doskonale wie, że jego rezygnacja nie była ucieczką.
W kwietniu obchodziliśmy urodziny Benedykta XVI. Jak wygląda teraz jego życie?
Papież emeryt stał się fizycznie bardzo kruchy, więc wszystko toczy się wolniej, wymaga więcej czasu. Oczywiście, jest rytm codziennych zajęć: poranna Msza św., modlitwa, brewiarz, śniadanie, odpoczynek, korespondencja, czytanie, modlitwa, obiad, odpoczynek. Po południu są okazjonalne wizyty, a wieczorem idziemy na krótki spacer po Ogrodach Watykańskich obok Groty z Lourdes – papież emeryt używa balkonika. Następnie, siedząc na ławce, odmawiamy Różaniec. Dzień kończy się kolacją, dziennikiem telewizyjnym i kompletą.
29 czerwca będziemy obchodzić rocznicę święceń kapłańskich Josepha Ratzingera. Jak przeżywał on swoje kapłaństwo?
Joseph Ratzinger w kapłaństwie widział cel swojego życia. Tak przeżywał je zarówno jako profesor, biskup, czy wreszcie papież. Całe swoje życie w przyjaźni z Jezusem...
Benedykt XVI pozostaje jednak uważnym obserwatorem świata. W ostatniej rozmowie z Peterem Seewaldem powiedział: „Współczesne społeczeństwo jest w trakcie formułowania antychrześcijańskiego credo, a przeciwstawianie się mu jest karane społeczną ekskomuniką. Strach przed tą duchową mocą Antychrysta jest aż nazbyt naturalny i przeciwstawianie się temu naprawdę wymaga pomocy modlitewnej całej diecezji i Kościoła światowego”. Zdaniem papieża emeryta, Antychryst działa dziś, chowając się za „powszechną dyktaturą pozornie humanistycznych ideologii, a przeciwstawianie się im pociąga za sobą wykluczenie z podstawowego konsensusu społecznego”...
Antychryst ma wiele twarzy. Dzisiaj głoszenie Ewangelii może stać się niebezpieczne, bardzo niebezpieczne. Nie jest łatwo żyć wiarą chrześcijańską, bo jest się celem ataków i nagonki niektórych antychrześcijańskich środowisk. Również dziś ludzie tracą życie dlatego, że chcą być chrześcijanami i żyć jako chrześcijanie. W Europie Kościół katolicki jest zmęczony i pełen niepewności, ale w innych częściach świata – pełen wigoru i radości. To pociecha dla wszystkich wierzących.
Jak Benedykt XVI chciałby być zapamiętany?
Przypominają mi się jego słowa wypowiedziane z Loży Błogosławieństw 19 kwietnia 2005 r., tuż po wyborze na papieża: „Jestem pokornym pracownikiem Winnicy Pańskiej”. Nie dbał on o to, jak jest postrzegany, co robić, żeby być dobrze ocenianym przez media czy opinię publiczną. Zrobił to, co musiał zrobić jako głosiciel wiary. Miarą jego działania była prawda, która wcieliła się w Jezusa Chrystusa. Nie ugiął się pod różnorodnymi naciskami. Kiedyś powiedział, że to, „co miał i otrzymał od Pana, dawał innym”. Dlatego uważam, że chciałby być zapamiętany jako świadek Chrystusa i piękna wiary.