Tuż przed świętami Bożego Narodzenia postanowiłem napisać o chlebie, bo w postaci cieniutkiego opłatka jest on nieodłącznym elementem tych świąt, szczególnie w naszym kraju.
Do chleba mam szczególny stosunek, bo od kilku lat piekę go sam. Na początku wyhodowałem zakwas. Od tej pory każdego tygodnia go dokarmiam, przy okazji wytwarzania zaczynu. Pozwalam, żeby nabrał siły przez noc, a rankiem – dodaję go w odpowiedniej proporcji do mąki pszennej. Dosypuję nieco soli, dodaję wodę i przez kilkanaście minut robot planetarny wyrabia za mnie ciasto. Potem wkładam je do koszyka lub formy, żeby wyrosło, i jadę do pracy. Gdy wracam, ciasto jest już gotowe i można je wstawić do pieca. Po 40 minutach mam pachnący, zazwyczaj też śliczny, własny chleb (to dodatkowa przyjemność), który starcza mi na niemal cały tydzień.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Codziennie patrzę też na chleb w naszym kościele. W środku wisi obraz św. Alberta Chmielowskiego. Widnieje na nim zakonnik, który łamie chleb. Mamy też albertyński relikwiarz z drewna w kształcie bochenka chleba. To oczywiste nawiązanie do słów tego niezwykłego człowieka, że trzeba być dobrym jak chleb. Bo chleb jest dobry. Żeby się jednak o tym przekonać, trzeba doświadczyć głodu...
Pod postacią chleba pozostał z nami Bóg, chcąc pokazać, że jest nam tak samo – poprawię się: o wiele bardziej – bliski jak chleb. Jest przecież Emmanuelem, Bogiem z nami. Tak jak chleba do życia potrzebujemy Boga, a po prawdzie – tysiąckroć bardziej. Bóg jest człowiekowi niezbędny, aby ten mógł żyć pełnią życia, dlatego przychodzi i nieustannie nam się daje.
Trzymając ten cieniutki opłatek chleba w Wigilię, łamiąc się nim, pomyślmy o tych znaczeniach chleba. O jego dobroci i o Bożym wyborze obecności. Człowiek powinien być dobry jak chleb. Żeby tak się stało, potrzeba Bożej obecności. Chodzi nie tylko o to, aby ta dobroć była reglamentowana, ale też by starczyło jej dla wszystkich. U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga. U Boga wszystko jest możliwe.