Kamil Krasowski: Bulkazmaslem 2.0 i Cobywam. Co to za projekty?
Ks. Daniel Geppert: „Cobywam tu wcisnąć z ambony”. Tak brzmi pełna nazwa. To był mały żart wobec małżeństw z Domowego Kościoła w Lubsku. Zarzucali mi, że korzystam z gotowych kazań z internetu, to podałem im link do zmyślonej strony www.cobywam…, z której niby korzystam. Pozdrawiam oba Kręgi, bo dziś są słuchaczami Cobywam. Uznałem, że to jest dobra nazwa. Zaczepna, intrygująca, zapraszająca do zerknięcia. Przecież ciekawość to nasza ludzka słabość. Niestety. Natomiast Bułka z masłem 2.0 to kontynuacja zeszłorocznej inicjatywy. Bułka miała być kiedyś fizycznym działaniem, a stała się wirtualnym. Wielki Post jest szczególnym czasem, który podprowadza do Wielkanocy. Do szczytu naszej wiary, która opiera się o Zmartwychwstanie. Dlatego moim postanowieniem jest publikacja kilkuminutowych rozważań. Nie wiem, jak znoszą to słuchacze. Może słuchając, umartwiają się (śmiech).
Dlaczego postanowił Ksiądz ewangelizować w sieci?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Niczego nie planowałem. Sytuacja zepchnęła nas do sieci. Przyszła dwa lata temu pandemia i nagle Msza online, szkoła online, praca online. Tylko wiara jest żywa. Taka powinna być. Słowo Boże jest żywe. Za każdym razem, gdy czytamy Pismo Święte, ono inaczej nas porusza. Wdepnąłem w „te sieci” z konieczności, żeby prowadzić lekcje. Zaczęło się od katechez, a przerodziło się w dalsze inicjatywy. Mam nadzieję, że każdy wie, jaki jest cel misji prorockiej. Głosić. Bez patrzenia czy słuchają. Iść i głosić. Nie ustawać. Dlatego nie mam celu, na nic konkretnego nie czekam. Robię to, co do mnie należy. Przecież jeden z elementów pracy duszpasterskiej to przepowiadanie. Ja tylko wypowiadam to, co Słowo mówi do mnie. Dzielę się swoim odczuciem. W mniej lub bardziej akceptowalny sposób. Choć po roku mogę powiedzieć, że z każdym dniem grono słuchaczy się powiększa, więc chyba idę w dobrym kierunku. Nie kupuję lajków, nie promuję się za pieniądze. Mój pierwszy proboszcz, śp. ks. Zygmunt Lisiecki (zmarły przed rokiem), był niemal zrośnięty z Biblią. Jakby to była część jego ciała. Nawet na trumnie zamiast mszału leżała Biblia. Taki jego znak rozpoznawczy. Przez pięć lat mogłem się przyglądać jego życiu, słuchać jego nauk. Dziś ta sama Biblia towarzyszy mnie. Biblijnie to jakbym otrzymał cząstkę ducha Eliasza. Jego płaszcz. Ale ja nie czuję się Elizeuszem. Jestem do tego zbyt mały.
Jaki cel postawił Ksiądz sobie, gdy chodzi o tegoroczne wielkopostne rozważania?
Nie ustaliłem niczego. Gdy podejmowałem się tego wyzwania, nie spodziewałem się ile to wymaga pracy. Mówiłem, że łatwiej by było zrezygnować ze słodyczy czy kawy, które pochłaniam. Zeszłoroczna Bułka bazowała na zasadzie przeciwieństw, dwa kontrastujące słowa. W tym roku każdy dzień pisze swoją historię w oparciu o Słowo. Dzięki temu słuchacz może zobaczyć, że ono jest zakorzenione w naszych działaniach, a zarazem nasze działania mogą mieć oparcie w Słowie. W parafii od Środy Popielcowej mieliśmy rekolekcje. Od dwóch lat zmagamy się z covidem. Tydzień przed Wielkim Postem rozpoczęła się wojna rosyjsko-ukraińska. Widzimy, że życie jest faktycznie jak gliniane naczynie, które można łatwo rozbić. Wielu z naszych bliskich odeszło. Myśl, którą podjąłem w Środę Popielcową, to przeżyć ten czas tak, jakby miał być ostatnim w moim życiu. Już wtedy żywo śledziliśmy relację o agresji Rosji na Ukrainę. Przy posypaniu głów popiołem padają słowa: „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Prawdę mówiąc, do wielu rzeczy nie przywiązujemy się z należytą uwagą. W wielu kwestiach żyjemy „mechanicznie”, bez myślenia. Robimy coś, choć niekoniecznie wiemy dlaczego.
Reklama
Jak więc Księdza zdaniem dobrze wykorzystać tegoroczny Post i owocnie przygotować się do świąt Wielkiej Nocy?
Chyba trzeba wziąć sobie do serca słowa o nawróceniu. Przede wszystkim o świadomym podchodzeniu do wiary. Do zastanawiania się, dlaczego ja chodzę na Eucharystię, dlaczego się modlę, dlaczego się spowiadam. Zauważam, że w tym wszystkim jest wiele przyzwyczajenia. Co do Eucharystii to mam jeszcze taki pomysł na później, żeby o tym powiedzieć w sieci. Na chwilę obecną on jeszcze dojrzewa.
Do kogo kieruje Ksiądz swoje rozważania? Czy ma Ksiądz jakąś konkretna grupę odbiorców?
Reklama
Początkowo byli to moi licealiści. Video-katecheza. Gdy wyszedłem dalej, kanał stał się publiczny, to tą grupą stali się ludzie dorośli. Dziś mogę powiedzieć, że zdecydowana większość, do której docieram, to przedział wiekowy 25-55 lat. Są oczywiście też młodsi i starsi. Tak podpowiadają mi statystyki na kanale. One mogą być przekłamane. Ale mimo wszystko to pokazuje, że to pokolenie ludzi dorosłych potrzebuje konkretnych bodźców i prowadzenia. W rzeczywistości jest to grupa, którą próżno szukać fizycznie w kościele. Są zdystansowani. Zagubieni. Ukryci. Zaganiani. Uważam, że jest to wyzwanie na najbliższą przyszłość do pracy w parafiach. Bo tak prawdę mówiąc, niewiele mamy dla nich propozycji, żeby mogli się formować i pogłębiać swoją wiarę. Ja też z wiekiem inaczej postrzegam życie duszpasterskie. Dorosły dla mnie to człowiek, w którego warto inwestować, bo ma już jakąś wizję swojego życia i posiada większą stabilność niż młodzież, która jest blisko do matury, a później ucieka. I nagle zostajesz bez ludzi. I musisz zacząć od nowa.
Co Księdzu daje taka forma ewangelizacji – operowanie słowem, grafiką i obrazem? Czy można powiedzieć, że to także swego rodzaju pasja?
Dla mnie jest to wyzwanie. Od pierwszego filmu wrzuconego do sieci do chwili obecnej uczyniłem wielki krok. Grafika, obraz, dźwięk, to wszystko wymaga precyzji. Bardzo lubię takie wyzwania techniczne i wiele się uczę w tym zakresie. Próbowałem coś zrobić dla dzieci, ale to był błąd. Uznaję to za moją porażkę. Wolę do dzieciaków wyjść na Mszy i z nimi rozmawiać na żywo. Natomiast ks. Michał Gławdel (YT Ksiądz Skaut – Manna z nieba) w tym przedziale dziecięcym robi dobrą robotę. Nie mam jakichś wielkich zasięgów, bo takich głosicieli jak ja jest mnóstwo. Jest kilku wybijających się, których słuchają wszyscy. Ja raczej działam lokalnie, dla ludzi których znam z widzenia. Przede wszystkim chcę im w taki sposób towarzyszyć. Jakby nie było, ostatnie dwa lata wyizolowały nas od kontaktów i spotkań. Wystraszyły nas. Tego, co robię, nie uważam za pasję, choć pochłania to wiele czasu i wymaga systematyczności. Ale co dziś tego nie wymaga? Życie ludzi, do których mówię, ich obowiązki zawodowe i domowe są pewnie bardziej absorbujące. Oni zajmują się pracą, domem i dziećmi. Ja w jakiś sposób zajmuję się nimi, żeby mieli choć chwilę wytchnienia na zastanowienie się, co w życiu jest ważne.