Telewizja publiczna podała 13 maja br. w Wiadomościach skrót wypowiedzi Prezydenta RP, który podczas agitacji prounijnej w Białymstoku odpowiadał m.in. na pytanie: Czy po wejściu do Unii Europejskiej
średnie zarobki Polaków będą takie jak w pozostałych państwach Unii? W odpowiedzi usłyszeliśmy, że Hiszpania przez 20 lat do tego dochodziła i jest już coraz bliżej tego celu. W tej
lakonicznej wypowiedzi można było wyłapać jej ukryty sens: Polacy nie mają na co liczyć przez 20 najbliższych lat, może jeszcze za jakieś pięć czy dziesięć będziemy bliżej średniej unijnej (oczywiście,
chodzi w tym przypadku o zarobki). A więc wszystkie wpajane Polakom zapewnienia, że będą mieli równe prawa jak wszyscy mieszkańcy UE, okazują się nieprawdą. Nie ma nadziei ani dla nas,
ani dla naszych dorastających dzieci, że dla każdego znajdzie się praca, że każdy będzie traktowany jak pełnoprawny członek zjednoczonej Europy. Być może za kilkadziesiąt lat pojawią się jakieś perspektywy,
ale o tym nigdy się nie dowiemy...
Prezydent RP, premier i jego ministrowie od jakiegoś czasu jeżdżą po kraju i robią wszystko, żeby przekonać Polaków, by dobrowolnie oddali się w niewolę Unii. W Łomży w jednej
z wyższych szkół również odbyło się spotkanie dotyczące perspektyw Polski po wstąpieniu do Unii. Wziął w nim udział minister Jan Truszczyński, pełnomocnik Rządu do spraw Negocjacji o Członkostwo
Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej. Krótko omówił wcześniej przygotowane zagadnienia dotyczące perspektyw przystąpienia Polski do Unii, po czym, równie krótko, odpowiadał na pytania słuchaczy.
Otóż z jego wypowiedzi wynikało, że oczywiście, jakieś szanse dla województwa podlaskiego istnieją, ale środki dla naszego regionu nie będą gigantyczne. Przede wszystkim, nie łudźmy się, że dostaniemy
pieniądze z Unii za darmo. Do tego, co da Unia, drugie tyle musi dołożyć Polska, a z tym będą problemy - bo kasa od dawna pusta. To samo dotyczy dofinansowania regionów - tu Pan Minister
ma też wątpliwości, bo przeważająca część gmin jest bardzo biedna. Inny problem wiąże się z projektami inwestycji, które powinny "zasłużyć" na pieniądze z Brukseli i w tym wypadku "trzeba
starać się bardzo". Nie krył obawy, że Bruksela może je za każdym razem odrzucać, bo nie ma realnych projektów co do tego, co gminy powinny robić, jak się rozwijać.
Szansa dla średnich i małych firm - zdaniem Pana Ministra - jest, jeśli firmy pozyskają odpowiednie certyfikaty na swoje wyroby czy usługi (chcąc je sprzedawać dla państw Piętnastki). Sęk w tym,
że małych i średnich nie stać na wyłożenie z kasy 60 czy 70 tys. zł (średnio) za jeden certyfikat. Koszty dostosowania są bardzo wysokie, tak samo jak wymogi UE. Pewności mieć nie można,
że wszyscy zdążą na czas. Powiedział, że niekoniecznie 50% polskich firm musi zbankrutować (!), zaznaczył, że np. przemysł drzewny "powinien mieć perspektywy wzrostowe". A co z innymi dziedzinami
przemysłu w naszym regionie? Czyżby wszyscy teraz mieli przestawić się na stolarstwo czy prowadzenie tartaków? A kto miałby kupować drewno i jego surowce, skoro ludzie nie mają pieniędzy
na chleb?
Jakie są kierunki rozwoju edukacji - istotnych zmian nie będzie, bo edukacja nie jest jedną z podstawowych dziedzin omawianych na forum UE, a jedyną sferą rozpatrywaną na szczeblu unijnym
był przymus zniesienia dyskryminacji studentów z UE - czyli równe koszty nauki dla wszystkich (oby nie zabrakło miejsca na polskich uczelniach dla Polaków!).
Czy Polska jako kraj chrześcijański ma do wniesienia wkład w postaci krzewienia moralności w jednoczącej się Europie? Wyraził swoje stanowisko, że nie chce, żebyśmy popadali w dumę,
żebyśmy myśleli, że jesteśmy lepsi od innych: "... nie popadajmy w samouwielbienie, bo Polska nie jest wzorem do naśladowania dla innych" (!!!). Stąd wniosek, że powinniśmy tak jak inne państwa UE
zalegalizować aborcję, eutanazję, małżeństwa homoseksualne i możliwość adopcji przez nie dzieci (!). Czy o to nie chodziło Panu Ministrowi?
W dyskusji, która zrodziła się na skutek powyższych wypowiedzi Ministra, padło pytanie: Czy rząd uczciwie przedstawia sytuację w obliczu referendum, czy dysponuje wiedzą na temat, ile upadnie
przedsiębiorstw, skoro już teraz stoją one na granicy płynności finansowej, a będą musiały ponosić koszty związane z dostosowaniem się do UE. Odpowiedź była następująca: nie ma pewności czy
upadnie 40 czy 50 % małych czy średnich firm. I to stwierdzenie wystarczy: dowiedzieliśmy się tylko, że rynek pracy skurczy się, że kolejne grupy ludzi pójdą na bruk. Oto perspektywa dla tych, którzy
jeszcze cieszą się pracą (przed wstąpieniem do UE).
Padały też inne pytania, ale albo odpowiedzi ministra Truszczyńskiego były nie na temat, albo były wymijające, jak w tym przypadku, gdy poproszono o wyjaśnienie pojęcia podatku katastralnego
oraz zapytano o wysokość wzrostu cen na żywność, leki i usługi. Pan Minister pominął to pytanie, tłumacząc się brakiem czasu i zakończył dyskusję. Zignorował nie tylko młodzież, która przyszła
na spotkanie, ale wszystkich, którzy oczekiwali na rzetelną ocenę sytuacji naszego regionu w obliczu "zjednoczenia z Europą". Była okazja, by przekonać się, że wejście do Unii to wielka niewiadoma
tylko dla naszego społeczeństwa, bo przypuszczam, że rząd zna prawdę, która okaże się dla zwykłych obywateli gorzkim rozczarowaniem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu