To nie będzie tekst o wakacjach księży, chociaż z wdzięcznością i podziwem chciałbym najpierw wspomnieć niesamowitych kapłanów, którzy wakacje spędzają z dziećmi, młodzieżą lub rodzinami, często w ramach swojego urlopu, bez wynagrodzenia, a nawet z własnym dofinansowaniem pobytu uczestników wyjazdów i rekolekcji. Wielkie brawa dla tych Bożych szaleńców, którzy zamiast wylegiwać się w wygodnych kurortach, są na oazach, rekolekcjach, wędrują z młodymi po górach i 24 godziny na dobę dają świadectwo kapłańskiej miłości i pasji ewangelizacji. Spotkałem wielu takich księży w Zakopanem, Licheniu, na Festiwalu Życia w Kokotku czy na wielu innych wakacyjnych spotkaniach dla młodych. Tak, trzeba dziś mądrości i odwagi, żeby mimo wszystko być z ludźmi, szczególnie z młodymi.
Myślę jednak, że kapłańskie walizki powinny być gotowe do drogi nie tylko w wakacje, ale w każdym czasie. Jeśli Chrystus – jedyny i wieczny Kapłan jest ciągle w drodze, to jego uczeń i naśladowca – ksiądz nie może siedzieć w jednym miejscu i ciągle z tymi samymi ludźmi, nawet jeśli całkiem dobrze wykonuje swoją posługę. Od czerwca niemal we wszystkich diecezjach odbywają się zmiany personalne, czyli posłania proboszczów i wikariuszy na nowe placówki duszpasterskie. Dzieje się tak już od wielu lat i może nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie jakieś niezrozumiałe napięcia, które zaczynają towarzyszyć tym zmianom. Wystarczy zerknąć na liczbę wejść na strony z informacjami o zmianach księży. To naturalne, że zarówno sami księża, jak i wspólnoty wiernych bardzo się interesują tym, gdzie będzie nowy proboszcz, dokąd pójdzie ich wikary, kto przyjdzie na ich miejsce do parafii. Nowa jest jednak jakaś skala oczekiwań, a nawet roszczeń wobec tych zmian, trochę tak, jakby ksiądz stał się własnością parafii lub jej najemnikiem, wybieranym nie według woli i mandatu Kościoła, ale według oczekiwań, a nawet żądań danej wspólnoty wiernych. Z pewnością głos wspólnoty powinien mieć tu swoje znaczenie i trzeba się w niego wsłuchać, ale co z widzeniem całości Kościoła i jego potrzeb? Gdyby wspólnota w Antiochii uparła się i siłą zatrzymała u siebie Pawła i Barnabę, i nie pozwoliła im wyruszyć na ewangelizację do jeszcze pogańskiej Azji Mniejszej, gdzie były dużo gorsze warunki – co byłoby z rozszerzaniem się Ewangelii? Gdyby Apostołowie nauczali i posługiwali tylko w jednym, wygodnym dla nich miejscu – czy mielibyśmy dzisiaj Kościół powszechnie obecny na całym świecie? Stabilizacja uczniów Jezusa jest jednocześnie destabilizacją ewangelizacji. Statyczny sposób życia i posługi księży groziłby zastojem w głoszeniu słowa Bożego i duszpasterstwa oraz budowaniem wspólnoty wokół konkretnego człowieka, a nie wokół samego Jezusa. Przy malejącej liczbie księży powinniśmy nie tylko nie walczyć o księdza dla siebie i naszej wspólnoty, ale dzielić się jego osobą i powołaniem, wspierać go w drodze do innych wspólnot i parafii. Przeczytałem w tym roku kilka petycji z żądaniami zostawienia proboszcza czy wikarego, wysłuchałem kilku protestów małych parafii, które poproszono, aby podzieliły się posługą swojego duszpasterza z sąsiednią, małą wspólnotą. Trudno zrozumieć argumenty typu: „to nasz kościół”; „nie puścimy księdza”; „utrzymujemy go, to ma nam służyć”. Czy naprawdę Kościół i kapłaństwo uczyniliśmy już tylko naszą własnością, a czy nie są one własnością Boga służącą powszechnemu dziełu zbawienia? Czy chcemy zatrzymać Jezusa tylko dla siebie i swojej wspólnoty, bez troski o nawrócenie i zbawienie innych?
Mentalność bycia w drodze jest wpisana w życie każdego z nas, księży, dlatego nasze kapłańskie walizki powinny być zawsze gotowe do drogi. Przecież u początków naszego powołania było Jezusowe wezwanie: „Pójdź za Mną!”. Pozwólmy więc kapłanom iść za Jezusem, a nie zostawać tylko z nami. Przyjmijmy też tych, których Pan Bóg do nas przysyła, bo oni przecież nie przychodzą na nasze zamówienie, ale posyła ich do nas Jezus!
Pomóż w rozwoju naszego portalu