Arcybiskup Stanisław był człowiekiem modlitwy. Modlitwą żył, oddychał i tak było na co dzień. Zaczynaliśmy dzień bardzo wcześnie, a kończyliśmy często przed północą. Przemieszczając się po różnych miejscach w Polsce i poza jej granicami, zauważał dzieła Pana Boga, kontemplował piękno przyrody. Uczył, także mnie, aby dostrzegać Boże piękno, dary Pana Boga.
Czciciel Bożego Miłosierdzia
Arcybiskup Stanisław był człowiekiem ogromnej radości, takiej Bożej radości. Był wielkim „miłosiernikiem”. Kochał Boże Miłosierdzie. Bardzo cieszył się z beatyfikacji i kanonizacji Siostry Faustyny i beatyfikacji ks. Michała Sopoćki. Bardzo często odwiedzał miejsce urodzenia św. Faustyny, jej dom. Przy wejściu do jej domu uklęknął i położył się najpierw na progu, pocałował ten próg. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z Maryją pod krzyżem Chrystusa
Reklama
Często również analizowałem jego biskupie zawołanie: Iuxta Crucem Tecum stare („Chcę pod Krzyżem stać przy Tobie”). Ono się w pełni objawiało w jego życiu. Kalwarie to były szczególnie bliskie dla niego miejsca modlitwy. W ostatnim okresie życia doświadczył osobiście tajemnicy kalwarii. Zawsze kiedy miał jakieś trudne sprawy, udawał się na modlitwę na kalwarię. Bardzo często, nawet w tygodniu, jeśli tylko mógł, udawał się na modlitwę na Górkę Przeprośną. Było tak nawet wtedy, kiedy już musiał poruszać się na wózku inwalidzkim. Wędrował wówczas od stacji do stacji i się modlił. Szczególnie przeżywał upadki Pana Jezusa. Najdłużej modlitwa trwała przy stacji trzeciego upadku Jezusa. Wtedy twarz księdza arcybiskupa zmieniała się. Pozostawał w bezruchu.
Ksiądz arcybiskup żywił niezwykłą miłość do Najświętszego Sakramentu. Udawał się na osobistą modlitwę do kaplicy adoracji. Ta modlitwa trwała dosyć długo. Uważał, że na modlitwie nie liczy się czasu. W trakcie naszych podróży modlitwę zaczynaliśmy od Godzinek do Najświętszej Maryi Panny, później był nieustannie odmawiany Różaniec. Sam po latach tęskniłem za tą modlitwą różańcową.
Kochał ludzi
Patrząc na jego życie, nauczyłem się tego, że życie to jest służba u Pana Boga na ziemi. Ksiądz arcybiskup lubił spotkania z ludźmi. Zatrzymywał się przy człowieku. Pewnego dnia, jadąc na jedną z uroczystości do Lichenia, przemieszczaliśmy się promem. Było to blisko miejsca mojego urodzenia. Wtedy obecni na tym promie rolnicy uklęknęli i prosili o błogosławieństwo. Arcybiskup został obdarowany różnymi kwiatami zebranymi na polach. To był moment jego wielkiej radości. Muszę przyznać, że teraz bardzo brakuje mi księdza arcybiskupa, jednak spotykam się z nim w codziennej modlitwie.