To nie jest zwyczajna wyprawa, rajd czy wycieczka. – Niewątpliwie stoimy przed ogromnym wyzwaniem – przyznaje ks. Marcin Napora, kapłan archidiecezji krakowskiej. Ks. Marcin oraz mieszkańcy Czarnego Dunajca: Marcin Kidoń (właśnie zdał maturę w Technikum Ekonomicznym na Kowańcu w Nowym Targu) i Bartek Michulec (uczeń kl. V Technikum Informatycznego w Jabłonce) wyruszyli do Lizbony 8 lipca sprzed budynku Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. Ruszyli z błogosławieństwem bp. Roberta Chrząszcza i kapłanów, z zapewnieniem o wsparciu modlitewnym rodziny i przyjaciół.
Od pomysłu do startu
Pomysł ten wziął się z pasji, która przed kilkoma laty – gdy ks. Marcin był wikariuszem w parafii Przenajświętszej Trójcy w Czarnym Dunajcu – połączyła grupę młodych. Na stronie: rowerowesdm.pl , gdzie znajdują się szczegółowe informacje o pielgrzymce i o przygotowaniach, które zrealizowali, piszą: „Jesteśmy niewielką grupą przyjaciół, którzy uwielbiają podróżować i poznawać świat z perspektywy rowerzysty. Mamy za sobą już setki, jeśli nie tysiące kilometrów tras rowerowych w Polsce i we Włoszech”. W rozmowie z Niedzielą ks. Marcin przekonywał: – Kapłaństwo też może być związane ze sportem. W duszpasterstwie można wiele zyskać przez aktywność fizyczną.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Przed kilkoma miesiącami Bartek i Marcin powtarzali, że chcieliby przeżyć tę wielką przygodę. To wynikało także z faktu, że w minione wakacje wybrali się z ks. Marcinem na udaną wyprawę rowerową do Włoch. – Gdy zadzwonili z pomysłem na wyjazd na ŚDM, kładłem się spać – wspominał ks. Marcin. Stwierdził, że jest to mało realne, ale po nieprzespanej nocy zmienił zdanie.
Jesienią minionego roku zaczęły się przygotowania do drogi – treningi przed pielgrzymką, ale też pozyskiwanie wsparcia, bez którego trudno sobie wyobrazić taką eskapadę. Ksiądz Marcin konsultował pomysł z o. Tomaszem Maniurą, oblatem, który wspólnie z dużymi grupami pokonał pięćdziesiąt siedem krajów na rowerze. Błogosławieństwo dla projektu dał metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski. Wsparcia (również materialnego) udzieliły rodziny pielgrzymów, parafia w Czarnym Dunajcu i tutejszy samorząd. Udało się również pozyskać sponsorów.
Szczególna intencja
Poza swoimi prywatnymi intencjami zabrali w drogę jedną szczególną. – Nasz trud chcemy ofiarować w intencji powołań kapłańskich w archidiecezji krakowskiej – wyjaśnił ks. Marcin i zauważył: – Tych powołań jest coraz mniej. Może nawet nie dlatego, że Pan Bóg nie powołuje do kapłaństwa, ale wielu nie decyduje się na to, by odpowiedzieć na to zaproszenie, bo ma różne obawy. Ksiądz zapewnia, że będą się modlić, aby młodzi ludzie chcieli odpowiadać na Boże wezwanie, aby się nie bali zaryzykować. Z uśmiechem stwierdza: – To tak jak my – podejmujemy pewne ryzyko, wybierając się do Lizbony.
Reklama
Wystartowali sprzed drzwi krakowskiego seminarium, gdzie wcześniej uczestniczyli w Eucharystii wspólnie z rodzinami i przyjaciółmi. – Nie ukrywam, że podziwiam i życzę naprawdę dobrego czasu, gratuluję niezwykłej odwagi – powiedział rektor seminarium ks. Michał Kania. Z kolei bp Chrząszcz, który przewodniczył Mszy św., podkreślił w homilii: – Będziecie propagować ideę ŚDM, będziecie pokazywać, jak wielką siłę ma młodość, ale proszę was, nie zmarnujcie tego czasu, bo każdy z was tę drogę w pierwszej kolejności będzie przemierzał dla siebie, aby duchowo się ubogacić, aby słuchać, co Bóg chce wam powiedzieć, aby jeszcze bardziej się do Niego zbliżyć. (...) Z pewnością jest to czas, w którym Kościół posługuje się wami, aby wyjść do świata.
Cieszą się i obawiają
Po Mszy św. bp Chrząszcz pobłogosławił rowery, a zebrani w auli seminarium wymieniali ostatnie uwagi i pomysły przed startem pielgrzymów. Ich rodzice nie kryli obaw. – To ich decyzja, to ich przygoda, na którą czekali, do której się przygotowywali, trzeba się z tym pogodzić i modlić o błogosławieństwo – powiedziała w rozmowie z Niedzielą mama Bartka, a tata Krzysztof, zapytany, jakich rad udzielił synowi, odpowiedział krótko: – Żeby byli rozważni, żeby na siebie uważali i potrafili przewidywać, co ich może spotkać za zakrętem. Szymon przyznał, że bardzo mu imponuje to, co robi jego starszy brat Bartek, i wyznał: – Nie wiem, czy nie będę tęsknił...
– Cieszymy się i lękamy – powiedzieli jednym głosem Elżbieta i Marian Kidoniowie, rodzice Marcina, a tata dodał: – Jestem pod wrażeniem ich odwagi, bo przed nimi długa droga, ale myślę, że Bóg ich prowadzi. Gdy pytam rodziców, co sprawia, że zaufali swym dzieciom i księdzu, z którym synowie wyruszyli, Marian Kidoń wyjaśnił: – Jesteśmy wszyscy wychowani w wierze katolickiej, jesteśmy częścią parafii, w której do Boga prowadzą nas kapłani.
Reklama
– Rowery to jego pasja, więc nas to nie dziwi, że po raz kolejny wyrusza w drogę – przyznała p. Janina, mama ks. Marcina. – Myślę, że będzie dobrze, jak Pan Bóg pozwoli, a Matka Boża pomoże, to dojadą do celu. A p. Władysław, tata ks. Marcina, stwierdził ze spokojem: – Jak dojadą do granicy, to już pojadą.
– A jak to się dzieje, że właśnie młodzi mieszkańcy Czarnego Dunajca i kapłan, który tam posługiwał, zdecydowali się na taką formę pielgrzymowania? – zapytałam proboszcza parafii ks. Krzysztofa Kocota. – Myślę, że jest to pokłosie zaangażowania młodych od czasów szkolnych, ich formacji w służbie liturgicznej oraz w grupie młodzieżowej. Zwraca też uwagę na główną intencję i podkreśla jej istotę: – Mamy księży, którzy pochodzą z naszej parafii, ale trzeba się modlić, aby tych powołań przybywało, także w Czarnym Dunajcu.
W drodze
– Stoimy przed ogromnym wyzwaniem. Dzisiaj mamy bardzo łatwy odcinek, zaledwie 90 km, ale kolejne będą znacznie dłuższe, średnio po 180 km – przyznał ks. Marcin Napora na kilka minut przed startem.
Ich pielgrzymka potrwa 22 dni w drodze i 2 dni odpoczynku (dokładny opis na wspomnianej już stronie). Ksiądz Marcin wrzuca też na Facebooka filmiki i informacje z kolejnych dni. Z pierwszych relacji wynika, że spotykają życzliwych ludzi, codziennie się modlą i pamiętają o głównej intencji. – To jest duży wysiłek, ale sami tego chcieliśmy – przyznał młody kapłan już z perspektywy drogi i zaznaczył: – Przecież to, co dobre, wartościowe, nie przychodzi samo, wszystko wymaga wysiłku.