Reklama

Emigracja - trudna miłość

Niedziela w Chicago 25/2003

W. Babicz

Czy tych przyjaciół też kiedyś rozdzieli złe słowo, zdrada, emigracja?

Czy tych przyjaciół też kiedyś rozdzieli złe słowo, zdrada, emigracja?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Późną nocą głos w słuchawce telefonu: - Słyszałaś, Andrzej wrócił! Jedziemy po niego na lotnisko. Zabierzesz się z nami?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Po drodze zastanawiam się, jaką Polskę zobaczy Andrzej po 17 latach od wyjazdu. Kiedyś kazano mu za miłość do tego kraju wyjechać na drugi koniec świata. Czy teraz uzna, że warto było nadstawiać głowy? I po co właściwie wraca właśnie teraz? Po zemstę, wyrównanie rachunków? A może z nostalgii...

Stoimy na tarasie lotniska. Białe kadłuby samolotów nikną w bieli śniegu. Pas startowy łączy się na horyzoncie z nieboskłonem, jakby nad naszymi głowami zamknęła się chłodna kopuła nieba. Andrzej, opalony, elegancki, wielkoświatowy patrzy uważnie w nasze twarze. Czekam kiedy zapyta o Tomka. Mija kwadrans, nim jakoś tak półgębkiem, od niechcenia powie.
- Nie przyjechał...
To tylko stwierdzenie faktu, nie pytanie. Widać najtrudniej przeboleć zdradę przyjaciela. Nawet czas nie leczy rany.
- To on na mnie doniósł, wiesz? W marcu 1982 r. - mówi do mnie nagle, gdy stoimy na drodze zatarasowanej przez rolnicze ciągniki "Samoobrony". Nad jednym powiewa wielka biało-czerwona flaga z napisem "Żądamy większych cen za żywiec".
- I popatrz - uśmiecha się pod wąsem - minęło tyle lat, a ja mam w sercu ciągle zadrę. Nie umiem przebaczyć najlepszemu przyjacielowi. Wrogowi bym chyba potrafił, ale nie Tomkowi...

Reklama

Andrzej i Tomek - koledzy z podwórka, szkoły, liceum. Nierozłączni. Patrząc na nich myślało się o wspólnocie dusz, tej metafizycznej sile łączącej ludzi różnych charakterów, temperamentów, światopoglądu.
- Takie przyjaźnie - mówi dziś Andrzej cynicznie - możliwe są tylko w młodości, gdy wierzy się w miłość, przyjaźń, szlachetne porywy duszy, wyidealizowane stany uczuciowe, wszystkie te romantyczne bzdury znad Świtezi. Tylko wtedy "tak" znaczy "tak", a "nie" po prostu "nie". Później człowiek przekonuje się, że istnieją właściwie jedynie odcienie szarości, boleśnie niejednoznaczne moralnie, skażone własnym egoizmem, przekonaniem o nieomylności swoich sądów, goryczą zmarnowanych okazji.

Reklama

Rozmawiamy kolejną nocną godzinę, tak jak zazwyczaj rozmawiają starzy przyjaciele. Wyłącznie o sukcesach. Intratne posady w instytucjach o długich angielskojęzycznych nazwach, atrakcyjne wyjazdy służbowe, szkolne sukcesy dzieci - to na początek. Wśród starych znajomych, którzy startowali z tego samego miejsca nie może być przecież przegranych. I nie ma. Przynajmniej tej nocy.
- Po co przyjechałem z Australii po 17 latach? - Andrzej ciągle patrzy za okno swojego rodowego gniazda, gdzie śnieg bieli kolejne dachy i wiruje w żółtym świetle ulicznych latarni. -Trochę z tęsknoty, trochę z przypadku, a po części dlatego, by wyrównać rachunki z przeszłości. Chciałbym dowiedzieć się - mówi spokojnie - kto zafundował mi taki życiorys, kto zamienił się miejscem z Panem Bogiem i z jakiego powodu, dla jakich korzyści zniszczył mi życie.
- Dlaczego zniszczył - pytamy chóralnie. - Masz przecież w Australii własną firmę, dom, żonę, dzieci, spore pieniądze?
- Australia jest fantastyczna. Ceni się tam pracowitość i uczciwość, każdy ma szansę na swój milion dolarów. Problem polega na tym, że ja mam słowiańską duszę. Czyli skomplikowaną. Mnie coś tam głęboko w sercu nie daje spokoju, jakiś polski demon... Dawno temu przejeżdżałem przez takie małe australijskie miasteczko w Interiorze. Wokół setki mil pustkowia po horyzont. Jadę, mam otwarte okno i zupełnie niespodziewanie dopada mnie zapach świeżo upieczonego chleba. Wiecie, taki polski zapach, że aż w żołądku kręci. Wyraźnie dochodzi z jednego domów. To ja po hamulcach, biegnę do chałupki, żeby uścisnąć rodaków, najeść się polskiego chleba, pogadać po polsku. A tam nad kadzią dwie olbrzymie Murzynki ważą jakieś aborygeńskie jadło. Tu nie chodzi o zwykłą nostalgię, ale o poczucie bezpańskości. Po tylu latach nie potrafię już porządnie tęsknić. Polska mi się nie śni. Wraca uczucie, że z czegoś ważnego mnie okradziono.

Reklama

Małgorzata, dawna koleżanka ze studiów, pamięta Andrzeja i Tomka. Na trwale wpisali się w krajobraz jej młodości.
- Numerem jeden zawsze był Andrzej. Typ przywódcy. Rozdyskutowany, rozpolitykowany, rozgrzany temperatura lat 80. Prymus na studiach. W czepku urodzony, mówiło się na wydziale. I Tomek, jedynak z dobrej rodziny. Strasznie ambitny, ale nieśmiały, wycofany. Naśladował Andrzeja we wszystkim. Słuchali tej samej muzyki, czytali te same książki, łazili z tymi samymi dziewczynami. Tylko że Tomek zawsze o krok za mistrzem. Jakby w jego cieniu. Myślę, że nikomu nie przyszło do głowy, że ta sytuacja zacznie mu kiedyś ciążyć. Po tej sprawie z Andrzejem zachodziliśmy w głowę kto to mógł zrobić. Najbardziej dramatycznie zareagował Tomek...
- Byli przyjaciółmi, ale w rzeczywistości stanowili olbrzymi kontrast - ks. Jacek był wtedy wikarym w pobliskiej parafii i sympatykiem "Solidarności", obracał się w kręgach studentów. - Andrzeja porwała działalność opozycyjna, nienawidził komuny, na Mszy św. darł się pod chórem najgłośniej "Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie", jakby mu zależało żeby go zgarnęli, zamknęli, poturbowali. Ryzykant, po wariacku odważny. Miało się wrażenie, że zależy mu na sławie bohatera, męczennika. Brał cały plecak bibuły i łaził zomowcom pod nosem w te i wewte. Stancje zamienił w drukarnię. Tłukł ulotki dzień i noc. Cała kamienica wiedziała. Pyskował głośno i w miejscach publicznych rzeczy, o których przeciętniacy bali się nawet pomyśleć. Niektórzy się go trochę bali, bo on w te swoje wariactwa wciągał naiwne dzieciaci z liceum. Inni bali się o niego. Właściwie kiedy dowiedziałem się, że komuniści wyrzucają go z kraju pomyślałem, że Bóg uratował mu w ten sposób życie. Prędzej czy później znaleźliby go gdzieś w bramie zakatowanego na śmierć przez "nieznanych sprawców". A komu ten wyjazd zawdzięcza? Andrzej, patrząc po ludzku, miał wszystko. Wymarzone studia, wspaniałą dziewczynę, ideę, której służył, nimb bohatera nad głową... Po jego wyjeździe okazało się, że wszystkie te dobra przypadły Tomaszowi. Oczywiście, upłynęło trochę czasu nim zajął jego miejsce w NZS-ie, w strukturach podziemia, z których wystartował potem do wielkiej polityki, biznesu, wpływowych znajomych. Zmienił się tak bardzo, że gdy w 1990 r. widziałem go na zjeździe "Solidarności" nie mogłem uwierzyć, że to ten dawny niepozorny, cichy Tomaszek. Skupiał na sobie uwagę tłumów, jak aktor grający swoją życiową rolę. Bardzo wtedy przypominał Andrzeja.

- Nie mam wątpliwości, że Tomek sprzedał wtedy Andrzeja komuchom, a potem zawłaszczył spadek po przyjacielu. Niektórzy czuli zdradę, nazywali Tomka "Judaszem", większość jednak do dziś uważa Tomasza za jedną z ofiar komunistycznego reżimu. - twierdzi Robert, przyjaciel Andrzeja. - W parę dni po wprowadzeniu stanu wojennego ubecy znaleźli go w jednym mieszkaniu na Dąbkach. - opowiada Robert. - Andrzej się tam ukrywał, a adres znało zaledwie dwoje ludzi. Jego dziewczyna Miśka i Tomek. Początkowo przyjaciele ani rodzina nie wiedzieli co się stało z chłopakiem, dopóki nie okazało się, że ma nakaz opuszczenia kraju. Wtedy tak się załatwiało sprawy. Nie podoba ci się świetlany ustrój, władza robotniczo- chłopska to won! Ale bez prawa powrotu. Andrzej skazany na banicję! Nie rozumieliśmy tego, bo on w zasadzie trzymamy był w odwodzie. Żaden wielki działacz. Takich studencików jak on ubecy załatwiali jednym palcem. Przyjęła go Australia. Koszmarnie daleko. Mawialiśmy wtedy, że dla nas Andrzej umarł śmiercią cywilna. Nikt nie wierzył, że się jeszcze zobaczymy. A już najmniej Tomek... Czy w grę wchodziła wtedy zazdrość o dziewczynę Andrzeja? O Miskę? Nie wiem, mieliśmy wtedy po dwadzieścia kilka lat. Wiadomo było, że Tomek kocha się w tej dziewczynie, ale żeby do tego stopnia...

Reklama

Dzwonię do Tomka. Mieszka teraz w Gdyni, zasypanej śniegiem podobnie jak góry świętokrzyskie. W słuchawce trwa długa cisza, po tym jak mówię, że Andrzej chce z nim porozmawiać. Wyobrażam sobie wyraz twarzy Tomka. Niespieszny gest przeczesywania włosów, ocierania dłonią skroni. Przymknięcia powiek.
- Chętnie go zobaczę... - w słuchawce jego głos brzmi chrapliwie, obco.

- Po co zemsta? - pyta ks. Jacek. - Czy zemsta może czynić dobro? Nawet jeśli Tomek go zdradził to moim zdaniem lepiej przebaczyć... Od zemsty świat ani trochę nie stanie się lepszy. Zło nie potrafi tworzyć rzeczy pięknych, mądrych. A zemsta jest zła. Nawet jeśli nazywa się ja dochodzeniem sprawiedliwości. W niedziele o wieczornej Mszy przyszło kilku znajomych. Rozgrzała ich wieść o wizycie Andrzeja. Odbyli coś w rodzaju sądu kapturowego nad Tomkiem. Że napiszą do gazet, zniszczą mu opinię w pracy, podadzą do sądu... Słowem dokonają aktu sprawiedliwości dziejowej. Wyręczą Andrzeja. Słuchałem i krew we mnie zawrzała. Przed chwila byliście w kościele, wrzasnąłem, klęczeliście przed Bogiem, który kazał przebaczać. A teraz żółć się z was wylewa bokami. W co wy, ludzie, tak naprawdę wierzycie... Obrazili się, trzasnęli drzwiami a ja wyszedłem na gbura.

W piątek wstał lodowaty świt i drogi posypał srebrną szacią. Odprowadziłam Andrzeja na dworzec, na pociąg do Gdańska. Poprosiłam żeby zadzwonił po powrocie i opowiedział mi te historię do końca. Obiecał, że zadzwoni. Nie dotrzymał słowa. Po tygodniu wrócił do Australii, na farmę położoną dwieście kilometrów na wschód od Sidney. Nie pożegnał się. Zostawił nas bez puenty, do której mieliśmy jednak prawo. Tomasz nadal robi karierę polityczną. Czasem widać go w telewizji. Nikt z nas pewnie już się nie dowie czy Tomek był zdrajca czy także ofiara stanu wojennego. I czy zemsta się dokonała?

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

VIII Kongres Przywódców Religii Świata i Tradycyjnych. Synergia dla przyszłości

2025-09-17 09:46

[ TEMATY ]

Kongres Przywódców Religii Świata i Tradycyjnych

synergia

dla przyszłości

Materiał prasowy

Wśród oficjalnych delegatów na Kongres znajduje się bp Adam Bab, jedyny reprezentant z Polski

Wśród oficjalnych delegatów na Kongres znajduje się bp Adam Bab, jedyny reprezentant z Polski

Przyszłość, którą sobie wyobrażamy: przyszłość pokoju, braterstwa i solidarności, wymaga zaangażowania wszystkich rąk i wszystkich serc – napisał Ojciec Święty Leon XIV.

W Astanie rozpoczął się VIII Kongres Przywódców Religii Świata i Tradycyjnych pod przewodnictwem Prezydenta Republiki Kazachstanu Kasyma Żomarta Tokajewa. Zgromadził 100 delegacji z ok. 60 państw z Azji, Afryki, Europy i Ameryki. Wśród nich znajduje się ponad 50. przywódców duchownych chrześcijaństwa, islamu, buddyzmu, judaizmu, hinduizmu i taoizmu, a także przedstawiciele organizacji międzynarodowych, środowisk naukowych, politycznych i społecznych. Stolicę Apostolską reprezentują kard. George Jacob Koovakad, prefekt Dykasterii ds. Dialogu Międzyreligijnego i abp George Panamthundil, nuncjusz apostolski w Kazachstanie. Są też obecni abp Tomasz Peta, metropolita Astany oraz bp Adam Bab, biskup pomocniczy diecezji lubelskiej i przewodniczący Rady ds. Ekumenizmu Konferencji Episkopatu Polski.
CZYTAJ DALEJ

Św. abp Zygmunt Szczęsny Feliński

[ TEMATY ]

święty

Warszawa

metropolita

św. Zygmunt Szczęsny Feliński

Wikimedia

Św. abp. Zygmunt Szczęsny Feliński

Św. abp. Zygmunt Szczęsny Feliński

Św. abp. Zygmunt Szczęsny Feliński (1822-1895) przeszedł do historii jako metropolita warszawski okresu powstania styczniowego, który za radykalny sprzeciw wobec represji carskich został zesłany w głąb Rosji na 20 lat. Założył Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi.

Zygmunt Szczęsny Feliński urodził się 1 listopada 1822 r. w Wojutynie, na Wołyniu, jako syn ziemianina Gerarda Felińskiego i Ewy z Wendorffów, kobiety wielkiego umysłu i serca, patriotki, pisarki. Wzrastał w latach terroru, rusyfikacji, prześladowania Kościoła i narodu, ale też w atmosferze epoki romantyzmu i zrywów wolnościowych. Z domu rodzinnego wyniósł mocny fundament wiary i moralności. Gdy miał 11 lat zmarł mu ojciec. Gdy miał 16 lat jego matka została zesłana na Syberię za włączenie się w konspiracyjną działalność patriotyczną Szymona Konarskiego. Po konfiskacie majątku przez rząd carski, dziećmi Ewy Felińskiej zajęła się rodzina i bliscy.
CZYTAJ DALEJ

Posłańcy pokoju

2025-09-17 17:21

[ TEMATY ]

Kazachstan

Materiały prasowe

Prezydent Kasym Żomart Tokajew w otoczeniu uczestników Kongresu

Prezydent Kasym Żomart Tokajew w otoczeniu uczestników Kongresu

Głos w obronie pokoju musi być słyszalny z większą stanowczością – powiedział Kasym Żomart Tokajew, prezydent Republiki Kazachstanu.

W Pałacu Niepodległości w Astanie trwają obrady VIII Kongresu Przywódców Światowych i Tradycyjnych Religii. Otworzył je prezydent Kasym Żomart Tokajew.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję