Łukasz Krzysztofka: Metropolita warszawski mianował Księdza swoim jałmużnikiem. Kim jest jałmużnik arcybiskupa?
Ks. Marcin Szczerbiński: Jałmużnik to ten, który w imieniu biskupa diecezjalnego przede wszystkim rozeznaje i wychodzi naprzeciw doraźnym potrzebom materialnym osób potrzebujących, kierowanym do biskupa, ale także bezpośrednio do niego samego. Stara się także wspomagać duchowo potrzebujących. Można także powiedzieć, że ma zadanie by widzieć całościowo działalność charytatywną w archidiecezji oraz pomagać w jej rozwoju.
Jak odebrał Ksiądz tę nominację?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ucieszyłem się, choć wiem, że to nie takie proste zadanie. Już wcześniej myślałem o tym, że działalność charytatywna w Kościele ma wielki potencjał, także ewangelizacyjny. Wiemy, że działanie Kościoła opiera się na trzech filarach: nauczaniu, uświęcaniu i właśnie caritas, niesieniu dobra inspirowanego Ewangelią. To obszar, w którym weryfikuje się w dużej mierze nasza relacja do Boga, bo przecież gdy się do Niego zbliżamy, On nas nie zawłaszcza, ale mówi: Idź z Dobrą Nowiną i czyń miłość. Przyjąłem też tę nominację z radością, jako coś naturalnego. Od wielu lat pracuję w dziełach pomocowych, takich jak: Dom Samotnej Matki w Chyliczkach, poradnie psychologiczne czy Telefon zaufania dla małżonków w kryzysie i wielu innych z ramienia Duszpasterstwa Rodzin. Natomiast ta funkcja jest czymś nowym i na pewno jest jeszcze do dookreślenia. Na początku ksiądz arcybiskup zlecił mi konkretne role i zadania, określone w statucie jałmużnika.
Jakie to zadania?
Oprócz wspomnianej już pomocy doraźnej osobom potrzebującym, jest to integracja środowisk działających w przestrzeni charytatywnej. Mam nadzieję, że docelowo może z niej powstać jakiś efekt synergii, czyli nowe dobro wynikające ze współdziałania; że znajdą się pewne pola wzajemnej inspiracji i wsparcia, jakiejś kreatywnej, nowej jakości. Oprócz tego bycie razem to zawsze rodzaj umocnienia się w dziełach, które się prowadzi. Gdy widzimy jak wiele jest tego dobra, pogłębia się sens naszych działań. Trzecia sprawa to kwestia formacji wolontariatu, który wspomaga, a nawet prowadzi wiele dzieł charytatywnych w naszej archidiecezji – tam, gdzie może jest potrzeba takiej formacji; umocnienia duchowej motywacji działalności, która ma być przecież inspirowana miłością chrześcijańską.
Pole działalności jałmużnika wydaje się być bardzo szerokie…
To prawda. Na pewno w jej zakres wejdą organizowane akcje pomocowe czy zbiórki dla ubogich. Oprócz tego chcę podjąć się również zadania związanego z rozwojem działalności charytatywnej w oparciu o pewną diagnozę.
Na czym ona polega?
Reklama
Na poznawaniu już istniejących dobrych, skutecznych praktyk, sposobów działania, rodzajów pomocy, które się sprawdzają, przynoszą dobre efekty po to, by również dostrzec, których działań mogłoby być więcej. Chodzi o to, aby te dobre praktyki, spróbować przenieść również w miejsca, w których są zasoby i potencjał do podobnych czy innych działań. W posłudze jałmużnika chciałbym także łączyć ludzi – tych, którzy coś konkretnego chcą dać, także w wymiarze pozafinansowym, i tych, którzy może akurat tego teraz potrzebują. Zdarzają mi się już w tej chwili propozycje od osób, które mówią, że w czymś mogłyby pomóc, coś zaoferować czy posłużyć. I spotykając człowieka, który być może ma taki deficyt, nie zawsze tylko polegający na braku czegoś materialnego, po rozeznaniu, umożliwię tym osobom spotkanie i pomoc.
Które środowiska w Warszawie, Księdza zdaniem, szczególnie potrzebują dziś wsparcia?
Obszarów biedy i deficytów jest wciąż zaskakująco dużo, mimo iż żyjemy w metropolii. Na pewno sumienie powinno nas przynaglać do pomocy tym, którzy żyją poniżej progu ubóstwa. Do tych, którym trudności odbierają poczucie godności. Myślę, że dach nad głową i zabezpieczanie podstawowych potrzeb żywnościowych są jednymi z fundamentalnych wymiarów tego, by móc jako człowiek godnie funkcjonować. Ale problem ten dotyka dziś już nie osób w kryzysie bezdomności, ale także osób, który nie stać na podstawowe opłaty.
Nasze społeczeństwo, również w Warszawie, coraz bardziej się starzeje. To kolejne wyzwanie?
Niewątpliwie. Wielką płaszczyzną pomocy jest wyjście naprzeciw ludziom starszym, których jest coraz więcej, którzy potrzebują pomocy materialnej, ale także często takiej, która dotyczy działań opiekuńczych, jak zrobienie zakupów, pomoc w posprzątaniu mieszkania, wykonanie jakichś podstawowych czynności, pomoc w opłaceniu rachunków, zajęciu się domem itp. Nie umniejszałbym także takiego wsparcia jak zwykłe pobycie razem, porozmawianie, wspólny spacer. To ogromny obszar do rozwoju nie tylko dla wolontariatu, ale obudzenia zwykłej, sąsiedzkiej wrażliwości.
Reklama
Pojęcie biedy ma wymiar nie tylko materialny, ale coraz częściej także duchowy i psychiczny. W jaki sposób skutecznie pomagać potrzebującym?
Pomagając, zawsze trzeba spotkać się z człowiekiem, a nie tylko z jego potrzebą, z deficytem. Trzeba mieć dla niego chwilę czasu, może poznać jego historię życia, pomóc byciem, rozmową. To wielkie wzmocnienie psychiczne, a jeśli płynie z wiary, z miłości do Pana Boga, może być i duchowym. To zobaczenie w potrzebującym człowiekiem, jest takim odstygmatyzowaniem go, sprawieniem, że skoro my tej osoby nie definiujemy przez pryzmat jej problemów, to i może ona sam przestanie się tak postrzegać. Może to pomóc w motywacji do podjęcia różnych działań wyprowadzających siebie samego z deficytów.
Jaką postawę w dawaniu powinniśmy przyjąć?
Przede wszystkim dawać z radością, a nie z wyższością. Okazując szacunek, możemy dać więcej. To naprawdę nie jest dobroduszne mówienie, tylko sprawdzona w praktyce realność, bo często osobie w kryzysie bezdomności czy w innych kryzysach towarzyszy kryzys życia psychicznego i duchowego. Nie doceniwszy tych sfer będziemy tylko dorzucać kolejną pomoc materialną, a życie człowieka się nie zmieni. Może nawet pomożemy mu tkwić tam, gdzie jest. Natomiast życie wielu osób mogłoby się odmienić, gdyby znalazły tę motywację duchową, ludzką, życiową, może płynącą z naszego uśmiechu, dobrego słowa, zaangażowania. Potrzeba więc tylko i aż, żeby ci, którzy pomagają, robili to z wyobraźnią miłosierdzia, czyli mając szerokie horyzonty rozumienia tego, co robią i dla kogo.