Mimo malejącego w prawdziwie gwałtownym tempie poparcia społecznego, póki koalicja SLD/UP ma większość w parlamencie, nie grożą jej przedterminowe wybory. W trudnych chwilach
sejmowych może zresztą liczyć - jak pokazują dwa minione lata - na Samoobronę, która dobrze wie, do jakich granic może posunąć się w atakowaniu rządzącej koalicji. Nie znaczy to
jednak, że lewica lekceważy to malejące poparcie, zwłaszcza, że nie widać żadnych powodów, dla których w dającej się przewidzieć przyszłości miałoby ono przestać spadać.
Toteż na politycznym zapleczu lewicy widać pewne mniej lub bardziej nerwowe ruchy, aby z tej samej kuchni politycznej zaserwować trochę inne dania, bardziej ozdobione „dodatkami”.
Gotowi są więc podmienić Millera Oleksym, co może grozić rozłamem w SLD. Jest to stara koncepcja zbudowania „nowej lewicy” z połączenia „reformatorskiej”
części SLD z Unią Wolności. „Podgotowką” do takiej właśnie konfiguracji (nowy historyczny sojusz) są dziwne sondaże, wykazujące rzekomy wzrost poparcia dla UW do 5 procent. Sondaże
mają swą propagandową wagę, swą agitacyjną nośność, powiedzieć nawet można, że są ważnym socjotechnicznym elementem w kampaniach wyborczych. Nie byłbym więc zdziwiony, gdyby kolejne sondaże
nadal wykazywały rosnącą popularność UW w nadziei „badaczy opinii”, że wyniki takich sondaży z czasem napędzą prawdziwych wyborców. Od czegoś trzeba zacząć, a od
sondaży zaczynać najłatwiej...
Nie da się wykluczyć, że taką koalicję „reformatorów” z SLD i UW wsparłaby Platforma Obywatelska, dzięki czemu nowy establishment polityczny nie wyszedłby poza zasadniczy
krąg, nakreślony w Magdalence i przy Okrągłym Stole - ot, nowe tasowanie kart w tej samej talii. „Klapą bezpieczeństwa” dla takiej koalicji, ubezpieczająca
ją na wszelki wypadek, może być blok zielonych z partiami mniejszości narodowych. Blok ten pełniłby rolę podobną do tej, jaką dziś wobec SLD pełni Samoobrona. Taka koncepcja rodziłaby pewien
problem dla UW, która musiałaby zdecydować, kogo zachować w swych szeregach, a kogo ewentualnie delegować do partii mniejszościowej.
Takie przegrupowania rysują się na razie jeszcze niewyraźnie na zapleczu oficjalnego życia politycznego, nieco zaciemniane doraźnymi „podchodami politycznymi” pod wybory do parlamentu
europejskiego. Nie da się przecież wykluczyć, że w miarę zaostrzania się walki frakcyjnej w lewicy sprawy nabiorą tempa.
Tymczasem sejmowa komisja śledcza ustaliła m.in., że albo prezydent Aleksander Kwaśniewski, albo redaktor Adam Michnik skłamali pod przysięgą. Ustalenie interesujące, ale jeszcze bardziej ciekawe,
jakie będą konsekwencje tego ustalenia. Prezydenta Kwaśniewskiego poznaliśmy już od tej strony, że lubi sobie czasem minąć się z prawdą, ale dotąd czynił to w sprawach mniej ważnych:
czy ośmieliłby się okłamać prokuraturę? Co do redaktora Michnika z kolei - przed sejmową komisją śledczą zachowywał się tak, jakby wyświadczał jej łaskę swymi zeznaniami, jakby był ponad
sejmową komisją, a co dopiero mówić o niezawisłym sądzie...
Ktoś jednak skłamał. Dlaczego? Jest to pytanie równie ciekawe jak to, dlaczego Lew Rywin usprawiedliwiał się listownie akurat prezydentowi Kwaśniewskiemu, a nie na przykład Millerowi...
Są to jednak pytania odpryskowe, mniej ciekawe od pytania tytułowego: jak zmienić wiele, żeby nic nie zmienić?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu