Reklama

Zsyłka

W okrutne nieznane (2)

13 kwietnia rodzina Dzikowskich: Maria oraz jej troje dzieci - Wanda, Józef i Hubert znalazły się w grupie nieszczęśników deportowanych z Pińska na Wschód. Pakując najniezbędniejsze rzeczy na - tego byli pewni - bardzo długą drogę, pocieszali się jedynie myślą o zesłanym przed miesiącem ojcu rodziny, Edwardzie, którego może spotkają u kresu tej drogi w nieznane...

Niedziela kielecka 39/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Żegnajcie

Józef Dzikowski: „Mieliśmy 20 min, aby zapakować się na wóz i tym wozem wyruszyliśmy w kierunku pińskiego dworca. Po drodze mijaliśmy furmanki tych, którzy zostali w nocy zerwani ze snu z nakazem zsyłki. Szczególnie utkwiła mi w pamięci twarz mojej nauczycielki i jej dwóch córek. Wszystkich wagonów było 80, nasz miał numer 38. Bez końca doładowywano kobiety z dziećmi, zapełniały się dolne i górne prycze. Wokół słyszało się tylko szloch, narzekania, modlitwy i przekleństwa. A ja nie mogłem przeboleć, że moje pierwsze w 12-letnim życiu długie spodnie miały być dokładnie dzisiaj odebrane od krawca. Nie bacząc na nic, wypadłem z wagonu prosto w żegnający nas tłum i pognałem do miasta po te spodnie. I minąłem się z krawcem, który wiedząc, co się z nami stało, przyniósł mi spodnie na dworzec. Zdobyłem za to dwa bochenki chleba. Cudem chyba uniknąłem poważniejszych represji, choć dostała mi się porządna reprymenda od mamy”.
Sapnęła doczepiona lokomotywa, transport zesłańców ruszył na Wschód. Tłum na dworcu jak na komendę zaintonował Jeszcze Polska nie zginęła. Czapki z głów, zwilgotniały oczy... W wagonach na pół płacząc rozpoczynali Pod Twoja obronę.

Wagon nr 38

Reklama

Za oknem powoli zmieniający się krajobraz w promieniach wczesnowiosennego słońca, w sercach strach, walczący o lepsze z nadzieją. Bo kto traci nadzieję, nie ma tam szans przeżycia.
Czasami zatrzymywali się na większych stacjach, wtedy z kotłów serwowano im ciecz, która nie miała nic wspólnego z zupą. Mało kto zmuszał się do zjedzenia paru łyżek tej strawy, znacznie lepszy był „kipiatok”, czyli po prostu wrzątek, a do tego, suszone wcześniej w domu, kromki chleba - wielu Polaków już od tygodni spodziewało się zesłania. Może ze dwa razy w ciągu trzytygodniowej podróży dostali chleb. Pociąg mijał Ural, Kursk, Pietropawłowsk, w końcu dojechał do stacji Kokczetaw. Północny Kazachstan. Z przepiękną łuną zachodzącego słońca w tle. Zapakowali ich na samochody, na furmanki.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Łobanowo

Nocą dotarli do Łobanowa. „Tutaj będziecie mieszkać, nie wolno oddalać się do sąsiednich wiosek...”.
Była to duża, biedna wieś, zamieszkała przez 2 tys. osób, głównie Rosjan, założona w I połowie XIX w. przez zesłańców rosyjskich. Okolica Łobanowa charakteryzowała się typowym dla północnego Kazachstanu klimatem: krótką, błyskawicznie rozkwitającą wiosną, upalnym latem, krótką jesienią i długą zimą, która dawała się we znaki nie tylko wskutek siarczystego mrozu, ale potężnych, długotrwałych zamieci. We wsi były dwa mizerne sklepy, w których i tak najmniejszy drobiazg dostawało się po odstaniu w długiej kolejce. Jeden felczer na całą okolicę nie dysponował prawie żadnymi lekami. Maleńka poczta. Za to ani prądu, ani względnie normalnych warunków do życia. Rodzina Dzikowskich przebywała na zesłaniu w Łobanowie do wiosny 1946 r.

Sześć długich lat

Józef Dzikowski: „Człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić, nawet do tego, że jak złapie malarię (mnie się to przytrafiło), to musi wyzdrowieć sam z siebie, bo lekarstw, w tym chininy, oczywiście nie było. Mama była dzielna, radziła sobie, jak umiała: dziergała dla Rosjan na szydełku, na drutach, wymieniała to swoje rękodzieło na ubożuchną strawę. Zamiast mydła stosowało się ług, do rozpałki, jak w średniowieczu, krzesiwo”.
Ich chata, podobnie jak inne, wybudowana była z tzw. samanu - brykietów z gliny i sieczki. Nie było podłogi tylko rozrzucona słoma. Dwa malutkie okienka, skąpe prycze, jakaś lampa naftowa - wkrótce zastąpiona tańszym kagankiem - zrobionym z ziemniaka i łoju, dopełniały „wystroju” żałośnie ubogiego wnętrza. Tę izbę Dzikowscy dzielili z rodziną Śliżewskich.
Wybuch wojny z Niemcami (22 czerwca 1941 r.) choć spowodował mobilizację i wielki zamęt wśród miejscowych Rosjan, budził Polaków z odrętwienia - bo może coś się zmieni? Zmieniło się o tyle, że nastały lata absolutnego głodu, głodu aż do wielkiego bólu.
Józef Dzikowski: „Naszym żywicielem był las. Zbieraliśmy grzyby, zioła, owoce zwane jagodami, choć był to raczej rodzaj dzikiej truskawki. Przysmakiem były jajka ptasie - nie wybrzydzaliśmy, mogły być wronie i każde inne. Jedliśmy szczaw, kłącza tataraku i różne rośliny, o których było wiadomo, że nie są trujące. Atrakcją były placuszki z wody i mąki, upieczone w popiele ogniska, wszyscy Sybiracy znają ten smak. Szkopuł był taki, że mąka była bardzo trudno osiągalna i w bardzo małych ilościach. Ukradkiem zbieraliśmy kłosy na polach kołchozowych, a w tzw. pokopkach, resztki nie wykopanych ziemniaków. Było nam trochę lżej, gdy dostaliśmy pracę, ale stało się to już po powrocie taty”.
Edward Dzikowski zjawił się u nich któregoś dnia 1941 r., tuż po amnestii Sikorski-Majski. Przebył obóz i więzienie w Marieńsku, więzienia w Pińsku, Mińsku, Moskwie, Świerdłowsku, Nowosybirsku. Niegdyś postawny, elegancki mężczyzna, stanął w progu ich chaty niczym dziad - zarośnięty, w szmatach, z kijkiem i tobołkiem na kijku. Ale to był ojciec i wszystko potoczyło się już łatwiej i lepiej.
Dzikowskiego szybko wybrali mężem zaufania dla najbliższej okolicy. Podjął też pracę przy wiązaniu długiego 800-metrowego niewodu. Nauczył się sam wiązać sieć i nauczył też tego syna. 14-letni Józef najpierw pracował przy zwózce i rąbaniu drzewa, potem dołączył do ojca. Za pracę dostawali w miarę regularnie trochę ryb, które smażone na rybim tłuszczu stanowiły nieoceniony rarytas i przysmak.
Józef Dzikowski: „Któregoś dnia wróciłem z tą rybą do wioski, a tu brat, smutny i zaniedbany, przywitał mnie sam, mama i Wanda zachorowały na tyfus. Biedny Hubert zbierał jagody i rozgniatał je w odrobinie mleka, żeby miały w ogóle cokolwiek jeść. Wtedy złapaliśmy jeża, zabiliśmy go i wrzucili do ogniska, obrali z kolców i ugotowali zupę. Była bardzo tłusta, wzmocniła mamę i siostrę. Myśmy sobie w ogóle nieźle radzili. Umiałem polować, prawie wszystko naprawić, zrobić grzebień z rogu, spinki, agrafki, kaganek. Dzień wypełniony takim bytowaniem regulował wschód i zachód słońca”.
Nie bez powodu Edward Dzikowski był darzony zaufaniem i szacunkiem ze strony zesłańców. Jedną z jego inicjatyw było gromadzenie wokół siebie polskiej młodzieży. Uczył ją, oczywiście bez podręczników, historii, geografii, języka polskiego, a po lekcjach, ze zdumiewającą precyzją, odtwarzał z pamięci Trylogię. Jak oni, młodzi to wszystko wtedy chłonęli, ile skorzystali z tych tajemnych lekcji i recytacji! Dzikowski zorganizował także chór, ucząc młodzież pieśni religijnych i patriotycznych. Sam grał na przywiezionej aż tutaj przez córkę cytrze. Ta cytra, to było jego oczko w głowie, lekcje pobierał u wielkich mistrzów w Wiedniu.
I tak krzepieni Sienkiewiczem, wiarą i nadzieją, że kiedyś przecież to się skończy, a przeżyć muszą, przetrwali tę szkołę życia i jedyną w swoim rodzaju lekcję patriotyzmu.
26 marca 1946 r. opuścili Łobanowo, aby po ponad miesięcznym oczekiwaniu wyruszyć na Zachód. Do Polski dotarli 9 kwietnia 1946 r.

* * *

Józef Dzikowski w 1989 r. reaktywował Wojewódzki Oddział Związku Sybiraków w Kielcach. Urząd prezesa piastuje czwartą kadencję. Poprzez kontakt ze szkołami, instytucjami kultury, publikacje, wystawy, upamiętnianie za pomocą obelisków i tablic tragedii zsyłek, Sybiracy wciąż dają świadectwo nieodległej, nadal jeszcze nie do końca odkrytej historii.
Józef Dzikowski: „Szkoda, że głębszej wiedzy historycznej zabrakło urzędnikom kieleckim, odmawiając nam przed kilku laty postawienia pomnika Ofiar Sybiru w bliskości pomnika Katyńskiego na cmentarzu wojennym. Szkoda, że radni Urzędu Miasta wprawdzie przychylili się do naszego wniosku o nadanie jednej z ulic w Kielcach imienia Sybiraków lub Ofiar Sybiru, lecz nadali tę nazwę polnej drodze prowadzącej do wyrobiska kopalni piasku - między Domaszowicami a Mójczą. Stoją przy niej trzy domy. Jako zainteresowani dowiedzieliśmy się o niej przypadkowo. Przykro nam, Sybirakom, że na tyle zasłużyły Ofiary Sybiru w sumieniach urzędników kieleckich. Przepraszam za te słowa goryczy...”.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Portal wpolityce.pl: zablokowano 28 rachunków bankowych Księży Sercanów

2024-11-14 21:16

[ TEMATY ]

Ks. Michał Olszewski

sercanie.pl

ks. Michał Olszewski

ks. Michał Olszewski

„Od 1 listopada zablokowanych zostało 28 rachunków Księży Sercanów, to jest 28 domów zakonnych i inicjatyw sercańskich przez bank BNP Paribas” - powiedział mecenas Krzysztof Wąsowski w rozmowie z Wojciechem Biedroniem na antenie Telewizji wPolsce24, ujawniając szokujące informacje na temat działań podejmowanych wobec zgromadzenia do którego należy ksiądz Michał Olszewski.

Obrońca księdza Michała Olszewskiego na antenie na początku rozmowy podkreślił, że sprawa duchownego jest klasycznym procesem politycznym.
CZYTAJ DALEJ

Archidiecezja przemyska: Oświadczenie w sprawie ostatnich doniesień medialnych

2024-11-12 08:36

[ TEMATY ]

komunikat

Archidiecezja przemyska

Archidiecezja przemyska

W związku z ukazanymi kolejnymi artykułami w tematyce wrażliwej informujemy, że sprawa została wyjaśniona i zamknięta na najwyższym szczeblu kościelnym w Watykanie - czytamy w opublikowanym dziś przez archidiecezję przemyską komunikacie.

W związku z ukazanymi kolejnymi artykułami w tematyce wrażliwej informujemy, że sprawa została wyjaśniona i zamknięta na najwyższym szczeblu kościelnym w Watykanie. W zakresie postępowania świeckiego służymy pomocą. Dla dobra stron postępowania nie będziemy udzielać informacji, ani komentować sprawy.
CZYTAJ DALEJ

25 lat UKSW

2024-11-15 21:33

[ TEMATY ]

Ks. prof. Ryszard Czekalski

25‑lecie UKSW

UKSW

Na zdjęciu od lewej ks. prof. Ryszard Czekalski, ks. prof. Stanisław Dziekoński, ks. prof. Roman Bartnicki, ks. prof. Henryk Skorowski

Na zdjęciu od lewej ks. prof. Ryszard Czekalski, ks. prof. Stanisław Dziekoński, ks. prof. Roman Bartnicki, ks. prof. Henryk Skorowski

- Na naszej uczelni staramy się kierować nauczaniem błogosławionego Patrona, kardynała Stefana Wyszyńskiego, człowieka wielkiej mądrości, odwagi i prawości - powiedział w czasie gali jubileuszowej z okazji 25-lecia powstania UKSW ks. prof. dr hab. Ryszard Czekalski, rektor uczelni.

Wspólne świętowanie odbyło się na kampusie Wóycickiego. Uroczystość poprowadziła Alicja Węgorzewska, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję