Agnieszka Małecka: - Proszę powiedzieć kilka słów o parafii i diecezji, w której Ksiądz pracuje w Brazylii.
Ks. Dariusz Gudajczyk:- Diecezja, w której pracuję, jest obszarowo dwa razy większa niż diecezja płocka. Do najdalszego punktu misyjnego od kościoła parafialnego jest 90 km. Misja, w której obecnie pracuję, oddalona jest o 300 km od tej, gdzie wcześniej pracowałem, chociaż leżą one w tym samym dekanacie.
Na 70 księży w mojej diecezji przypada 1200 parafii. W tej chwili pracuję w dwóch parafiach, liczących ok. 20 tys. osób. Jedna z tych parafii jest odpowiedzialna za szpital, który został wybudowany przez misjonarzy w 1981 r.
Obsługuje on obszar porównywalny do 4 naszych powiatów. Przez pewien czas pracowały w nim siostry zakonne jako pielęgniarki, ale wiek nie pozwolił im na dalszą pracę. W tej chwili mamy tylko jednego lekarza. Niestety, łączy się to z brakiem dostatecznych środków finansowych; nie ma odpowiedniej ilości pieniędzy, aby zatrudnić dostateczną liczbę lekarzy czy pielęgniarek.
- W czym leży specyfika pracy duszpasterskiej misjonarza w Brazylii?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Praca księdza w Brazylii jest inna niż praca księdza w Polsce. Nie jest on tam tylko szafarzem sakramentów. W Brazylii musi być po trosze lekarzem, po trosze budowniczym czy kucharzem, bo nie ma przecież w parafii gospodyni.
Raz w miesiącu staram się odwiedzić wszystkie punkty misyjne. W tej chwili jestem odpowiedzialny za 32 takie punkty. Są one rozrzucone po bardzo dużym obszarze. Trzeba jeszcze pamiętać, że często nie ma tam dróg asfaltowych. Dlatego bywa tak, że jedzie się na jeden dzień do danego punktu misyjnego, a wraca po trzech dniach, bo po deszczu polne drogi zamieniają się w błotne rzeki.
Na wizyty w punktach misyjnych składa się nie tylko odprawienie Mszy św., ale i spotkania z katechetami - wolontariuszami, spotkania z grupami duszpasterskimi, z nadzwyczajnymi szafarzami Komunii św. Poza tym dochodzą też sprawy ekonomiczne, gdy jest taka potrzeba. Stałą formację prowadzą sami parafianie, liderzy, czyli osoby z parafii odpowiednio do tego przygotowane i przeszkolone na kursach. Kursy takie, z reguły trzydniowe, odbywają się w ośrodkach diecezjalnych.
- Z jakimi grupami duszpasterskimi Ksiądz pracuje?
Reklama
- Podstawową grupą duszpasterską, na którą dzisiaj kładzie się nacisk, są dzieci. W Brazylii wskaźnik umieralności dzieci jest bardzo wysoki. Na 100 noworodków umiera 30. Dzieje się tak przede wszystkim z powodu niedożywienia i braku opieki medycznej. Lekarz dociera do danej miejscowości tylko raz na tydzień.
Tak naprawdę trzeba najpierw zatroszczyć się o zdrowie parafian, żeby potem móc z nimi pracować duszpastersko. Dlatego pierwszym krokiem duszpasterstwa dzieci jest opieka medyczna. W każdej wspólnocie misyjnej są odpowiedzialni za to duszpasterstwo liderzy, którzy w zasadzie już od poczęcia dziecka do 6. roku życia kontrolują jego rozwój. Lider odwiedza nowo narodzone dzieci, waży je i mierzy na specjalnej podwieszanej wadze, którą nosi ze sobą. Każde dziecko posiada swoją kartę lekarską, w które odnotowywany jest jego rozwój.
Poza tym, tam, gdzie jest to możliwe, organizujemy obiady dla starszych dzieci. Jasne jest, że nie są to obiady w naszym rozumieniu, ale są łatwe sposoby przyrządzenia posiłku z tego, co można zasadzić. Organizujemy także spotkania dla matek tych dzieci i uczymy je, jak przyrządzić podstawowe leki z ziół, które rosną często przy domu.
Dopiero dalszym krokiem są katechezy. Mamy w tej chwili 140 katechetów. Są to osoby, które poświęcają swój czas i w niedzielę przygotowują dzieci do sakramentów: Komunii św., bierzmowania. Wspólnie z młodzieżą organizują różne przedstawienia.
Mamy też dom starców, a także chorych, którzy nie mogą się poruszać i trzeba ich odwiedzać w domach. Staramy się włączać w to młodzież, aby to nie była tylko sucha katecheza, ale czynna działalność. Chcemy, żeby był to Kościół żywy.
- Jaka jest mentalność Brazylijczyków?
- Są to ludzie bardzo spontaniczni, ludzie wielkiej wiary; takiej wiary, która charakteryzuje się dziecięcym zaufaniem. Wiele razy widziałem skutki tej wiary: uzdrowienia, nie tylko z chorób duchowych, ale i fizycznych.
Z drugiej strony, jako że są ludem spontanicznym, często bywają chwiejni. Nierzadko bywa tak, że gdy nie uzyskają pomocy w Kościele, próbują szukać jej u szamanów. Te wątki są w nich bardzo głęboko zakorzenione, są częścią ich kultury i obyczajów, dlatego często nie widzą sprzeczności pomiędzy nimi, a chrześcijaństwem. Wiele razy miałem już okazję widzieć osoby z czarem rzuconym przez szamana. Z reguły źródłem „czaru” jest jakaś trucizna podrzucona lub podana. Nie jest to urok nadprzyrodzony, jest to coś konkretnego. W wielu przypadkach towarzyszy tym zabiegom spirytyzm. Często używane są środki halucynogenne, narkotyki, które powodują takie a nie inne zachowania.
- Czy Brazylia była konkretnym celem Księdza planów misyjnych?
Reklama
- Tak naprawdę moje początki misyjne miały miejsce na Ukrainie w 1990 r. Wyjechaliśmy wtedy razem z grupą kleryków i ówczesnym ojcem duchownym, aby poprowadzić rekolekcje dla młodzieży. Najmłodszy „młodzieniec” miał 7 lat, a najstarszy 80! Wtedy na całą okolicę był jeden ksiądz. Tam właśnie powoli zaczęła rodzić się we mnie chęć pracy na misjach i głoszenia Słowa Bożego tym, którzy go potrzebują. Wtedy zgłosiłem ówczesnemu bp. Zygmuntowi Kamińskiemu chęć wyjazdu na misje. Była wtedy potrzeba wyjazdu do Brazylii, gdzie pracował już jeden z naszych księży diecezjalnych ks. Wiesław Morawski.
- Co Księdzu daje tak naprawdę satysfakcję w pracy na misjach?
- Największą satysfakcją i zapłatą jest dla mnie wdzięczność tych ludzi. Oczywiście wszyscy mówią o tym, że misje nie są łatwe, że jest dużo przeszkód. I faktycznie, nie jest łatwo tam pracować i przebywać, zwłaszcza w święta Bożego Narodzenia. W taki czas tęsknota za krajem odzywa się w szczególny sposób. Ale także w takich momentach miałem okazję doświadczać obecności Bożej za sprawą dzieci brazylijskich. Kiedy wracałem do domu, zastawałem kartkę przyczepioną do drzwi, napisaną dziecięcym charakterem pisma: „niech Ksiądz pamięta, że kochamy Księdza”. Natomiast kiedy jestem na wakacjach tutaj, dostaję listy z pytaniem, czy na pewno wrócę.
- Przeżywał Ksiądz Boże Narodzenie w Brazylii. Jak wyglądały jego obchody?
- Tak naprawdę nie da się tego porównać z Bożym Narodzeniem przeżywanym w Polsce. Człowiek zostaje wyrwany z czegoś, z czego sprawę zdaje sobie dopiero tam. Dopiero wtedy uświadamia sobie, czym jest łamanie opłatkiem, rodzinna wieczerza przy stole wigilijnym, Pasterka, czym jest choinka, a nawet... prezenty. Dla Brazylijczyków Boże Narodzenie jest bardziej kolejną okazją do festynu, zabawy, niż przeżycia duchowego. Jest oczywiście Msza św., ale nie ma pierwszego i drugiego dnia Bożego Narodzenia.
- Dziękuję za rozmowę.