20 stycznia 1951 r. Służba Bezpieczeństwa aresztowała biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka oraz jego najbliższego współpracownika, a później następcę na stolicy biskupiej - Jana Jaroszewicza, wówczas wikariusza biskupiego. Tamte bolesne dla Kościoła kieleckiego wydarzenia i czas głębokiej próby winny chyba pozostać dla nas głęboką lekcją.
Najpierw są lekcją tego, jak nieludzki był tamten system, który budował swoje podstawy na kłamstwie. Bo w kłamstwie tkwiła jego siła. Ludzie tamtego systemu wiedzieli, że muszą zrobić wszystko, by obronić „swoją prawdę” - nawet za cenę złamania człowieka. Bp Kaczmarek - jak pokazały późniejsze lata i jego rehabilitacja - na wolności nie dał się złamać. To, co stało się w więzieniu i jego pozorne „przyznanie się do winy”, jak miał wykazać proces, pozostanie po części tajemnicą. Warto przypomnieć tu to, co pisał Jan Paweł II, wracając pamięcią do tamtych lat - że oblicze zła skrywa w sobie jakąś tajemnicę nieprawości. Dziś, kiedy wracamy do tamtych lat, ta tajemnica nadal przeraża i nie do końca daje się zrozumieć i wytłumaczyć.
Po drugie, tamte wydarzenia to lekcja tego, że w poszukiwaniu prawdy potrzeba i odwagi, i cierpliwości. Niekiedy dopiero upływ czasu pozwala na rzetelne i spokojne osądzenie. historia bp. Kaczmarka nauczyła nas, że są okoliczności, w których trzeba wielu lat, by prawda utorowała sobie drogę.
Początek stycznia był dla Kościoła w Polsce czasem próby. Nasza kielecka historia uczy nas, że z próby wychodzi się zwycięsko, jeśli trwa się cierpliwie przy całej prawdzie - nie zapominając o prawdzie przeszłości, ale mierząc się z nią w całości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu