Pewnie nigdy bym nie napisała tego tekstu, gdyby nie wewnętrzny
bunt na słowa pana Michnika, wydawcy gazety, którą to ku mojemu zdziwieniu
czytają także katolicy. Otóż Pan ten mówiąc o czasach komunizmu,
przytoczył tezę, że był to czas, w którym wszyscy byliśmy "utytłani",
to znaczy zdradziliśmy nasze ideały.
Dlatego pragnę dać świadectwo, które należy się ode mnie,
a pewnie i od wielu innych moich koleżanek i kolegów, naszemu profesorowi
Felicjanowi Dzierżanowskiemu, który to w latach 50. stał zawsze,
i dotąd stoi na swojej pozycji prawdziwego patrioty, katolika i uczciwego
wychowawcy młodzieży.
Kiedy w marcu 1953 r. zmarł Stalin Katowice zostały przemianowane
na Stalinogród. Buntowałam się z tego powodu, głośno wypowiadałam
swoje oburzenie. Akceptowały to moje koleżanki - otworzyła się dyskusja.
Jednak znalazł się ktoś, komu nie podobała się ta rozmowa. Doniósł
o tym naszemu wychowawcy klasy, który bardzo popierał komunizm, budował
go ze wszech sił. Wysyłał młodzież szkolną do sąsiednich wiosek na
zebrania, które to miały na celu organizację spółdzielni produkcyjnych.
Ale do rzeczy. Muszę wyjaśnić, że zawsze dotąd w naszej szkole w
Zarzeczu k. Jarosławia był krzyż, były lekcje religii i modlitwa
przed i po nauce. Czas by i z tym skończyć - pomyślał wychowawca
klasy. Zrobił więc zebranie i zaproponował, abyśmy zaprzestali tych
praktyk. Tłumaczył to bliskością kościoła, a także różnymi poglądami
religijnymi. Mówił długo i przekonywująco. Młodzież siedziała w milczeniu,
w większości niezadowolona z przebiegu sprawy. Czekała, aby ktoś
zabrał głos przeciw tym propozycjom. Czułam wzrok niemal wszystkich
zebranych. Tym sposobem byłam zmuszona zabrać głos jako pierwsza,
dlatego zostałam nazwana wrogiem klasowym, demoralizującym młodzież.
Nawiązałam do Konstytucji, która gwarantuje nam wolność sumienia
i wyznania. Zaproponowałam głosowanie, ponieważ w klasie byli rzeczywiście
praktykujący i niepraktykujący, a mniejszość musi uszanować wolę
większości. Rozpoczęła się ożywiona dyskusja. Otrzymałam akceptację
niemal całej klasy. Wówczas wychowawca uderzył pięścią w stół i krzyczał: "
tu nie ma wyborów". Odpowiedziałam półgłosem - to znaczy, że jest
przymus. Na zebraniu nic nie ustalono. Rozeszliśmy się w milczeniu.
Oczy donosicieli zwrócone były bacznie na wszystkich, którzy zabierali
głos. Każdy myślał jak to będzie jutro, będzie modlitwa, czy nie
będzie? Kto zacznie?
Rozumieliśmy, że nie może zrobić tego nikt z obecnych
na zebraniu. Pozostała nadzieja w młodzieży dochodzącej do szkoły.
Rano poszłam do kościoła, spotkałam tam dochodzące koleżanki. Powiedziałam
im o sporze. Zrozumiały, że w ich rękach pozostaje inicjatywa. Przed
dzwonkiem na lekcje zebrali się wszyscy w klasie. Panowała jakaś
dziwna atmosfera, jakaś głucha cisza; nie było rozmów, nie było zwykłego
młodzieńczego gwaru. Wreszcie dzwonek, 8.00 godzina. W tym momencie
jak na komendę wszyscy wstali i któraś z dochodzących koleżanek zainicjowała
pieśń Serdeczna Matko Opiekunko ludzi. Wyśpiewaliśmy całą pieśń z
wielkim wzruszeniem, potem odmówiliśmy Ojcze Nasz i Zdrowaś Maryjo,
modlitwę przed nauką i wszyscy usiedli. Pierwsza lekcja była właśnie
z wychowawcą, który był wrogiem modlitwy. Przyszedł na lekcje, raczej
wpadł razem z dzwonkiem, prawie przebiegł salę tam i z powrotem.
Mocno zdenerwowany, ale bez słowa. I tak wszystko pozostało bez zmian,
po staremu; krzyże na ścianach, nauka religii i modlitwa. Ale prześladowania
dopiero na dobre się zaczęły.
Nadszedł czas egzaminów przed wyjazdem na 6-miesięczne
praktyki zawodowe. Przyszedł nas pożegnać dyrektor szkoły prof. Dzierżanowski.
Złożył nam życzenia i powiedział: "Idąc w świat, pamiętajcie, że
człowiek dla człowieka ma być bratem a nigdy katem. Słowa te weźcie
sobie jako drogowskaz życia". Potem przyszedł pożegnać nas wychowawca.
Wręczył wszystkim skierowania na praktyki, moje skierowanie zatrzymał.
Wszyscy wyszli z klasy, mnie wychowawca zatrzymał i wyjaśnił, że
nie otrzymałam skierowania, bo muszę zmienić szkołę, że zostało to
ustalone na radzie pedagogicznej; tu podał mi adresy różnych szkół
o tym profilu nauczania. Motyw przeniesienia - demoralizacja młodzieży.
Odpowiedziałam stanowczo, że szkoły nie zmienię, albo tu skończę,
albo nigdzie! W tej sprawie poszłam do prof. Dzierżanowskiego pełniącego
wówczas funkcję dyrektora szkoły. Pan Dyrektor zdziwił się tą wiadomością
i odpowiedział: "ja jestem dyrektorem, a o niczym nie wiem. Bądź
dobrej myśli".
Ówczesny Dyrektor bronił mnie i obronił, a za swoją uczciwą
postawę musiał odejść ze szkoły.
Kiedy na pożegnanie szkoły poprosiliśmy prof. Dzierżanowskiego,
byłego już wtedy dyrektora, podeszłam do niego i podziękowałam, przecież
dzięki niemu skończyłam szkołę. Odpowiedział mi jak zwykle bardzo
skromnie: "Nie należą mi się podziękowania, nie robiłem nic więcej
niż powinien zrobić każdy uczciwy człowiek". Słowa te pozostawiam
bez komentarza.
Po 46 latach czuję się nadal dłużna i chcę tą drogą jeszcze
raz serdecznie podziękować, oraz zapewniam Pana Panie Profesorze
- jest Pan dla mnie wzorem do naśladowania.
Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że szkoła Rolnicza w
Zarzeczu jest blisko kościoła. Alejka między pięknymi paprociami
wiodąca przez park, mała bramka i kościół. Biegaliśmy często tą alejką
do kościoła i tu czerpaliśmy siłę do nauki i pokonywania różnych
trudności. Mała bramka, o której wspomniałam, często była zamurowana,
ale niewidzialna ręka likwidowała mur i ścieżka przez park do kościoła
nie zarosła trawą.
Wdzięczna jestem również wielu Profesorom, którzy wspierali
mnie w tym trudnym okresie. W sposób konspiracyjny informowali mnie
o zagrożeniach i dzięki nim łatwiej mi było pokonywać trudności.
Dziękuję kolejnemu dyrektorowi szkoły Panu Płachcińskiemu,
który w czasie egzaminu końcowego przerwał nagonkę bocznych pytań,
zmierzających do oblania mnie.
Jak widać nie wszyscy byli "utytłani". Byli i są bardzo
uczciwi, choć bardzo skromni patrioci i katolicy.
Muszę jeszcze wspomnieć o uczeniu nas patriotyzmu. Nasi
szanowni wychowawcy często w czasie lekcji nawiązywali do patriotyzmu,
prawdziwej historii i wiary. Robili to oczywiście w bardzo delikatny
sposób, "na marginesie".
Margines ten miał dla nas większą wartość, niż cała lekcja.
Dzięki temu marginesowi uczyliśmy się prawdziwej historii, literatury,
patriotyzmu. Marginesem tym otwierali nam oczy i wyciągali z bagna
komunizmu.
Jak widać byli - bo już niektórzy odeszli do Pana, ale
jeszcze i są tacy, przed którymi należy chylić czoło z pełnym uznaniem,
szacunkiem i wzruszeniem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu