Dzień pierwszy
Reklama
Noc z 1 na 2 stycznia br. Dochodzi godzina trzecia. Do budynku
parafialnego przy bazylice katedralnej w Łowiczu zaczynają podjeżdżać
samochody przywożące pielgrzymów, którzy rozpoczną niecodzienną pielgrzymkę
- do Wiecznego Miasta. Oficjalna delegacja pielgrzymów, w większości
składająca się z wiernych parafii katedralnej, uda się do Ojca Świętego
z prośbą, by raczył pobłogosławić korony, którymi 5 października
w bazylice katedralnej zostanie ukoronowany obraz Matki Bożej Łowickiej.
Delegacji pielgrzymów przewodzi proboszcz katedralny ks. kan. Wiesław
Skonieczny. Wspierają go jeszcze czterej kapłani: ks. Robert Kwatek,
ks. Paweł Staniszewski, ks. Henryk Andrzejewski i ks. Stanisław Majkut.
Godzina 3.45 - wszyscy udają się do bazyliki, by tam
rozpocząć swój szlak od Mszy św. Przybył także biskup łowicki Alojzy
Orszulik - pomysłodawca pielgrzymki, który na koniec liturgii udziela
wszystkim pasterskiego błogosławieństwa. Ksiądz Biskup dołączy (drogą
lotniczą) do swoich "owieczek" w Rzymie. Godzina 4.30. - autokar
z 26 pielgrzymami wyrusza na szlak. Wszyscy są niespokojni, gdyż
całą noc pada śnieg, a z komunikatów radiowych dowiadujemy się o
bardzo złych warunkach pogodowych, w dużym stopniu utrudniających
jazdę. Jednak pełni ufności, w imię Boże, wzywając opieki Matki Najświętszej,
wyjeżdżamy z Łowicza.
Wiezie nas elegancki autokar, a za oknami nieustannie
sypie śnieg. Około godziny 9.00 - niestety zostajemy na wysokości
Piotrkowa Trybunalskiego zablokowani w korku samochodów na trasie
Warszawa - Katowice. Cóż poradzić, trzeba się uzbroić w cierpliwość.
Chyba będzie jej nam dużo potrzeba. Po ponadgodzinnym postoju ruszamy
- ale nie za szybko, gdyż cała trasa jest bardzo zaśnieżona i śliska.
Jedziemy więc z prędkością nie większą niż 60 km/godz. Niestety,
nasza cierpliwość zostaje wystawiona na próbę po raz drugi, tym razem
między Częstochową a Katowicami - w miejscowości Siewierz, gdzie
stoimy około dwóch godzin. Wreszcie około godziny 15.00 dojeżdżamy
do Katowic. Tutaj w siedzibie Agencji Turystycznej "Ave" robimy krótki
odpoczynek i zabieramy naszego pilota - dyrektora tegoż biura - Ewę
Weintritt. Około 15.45 wyruszamy dalej. Poruszamy się także z prędkością
nie większą niż 60 km/godz. Wreszcie około godziny 18.00 jesteśmy
na przejściu granicznym w Cieszynie. Tak więc pierwszy etap podróży
do granicy trwał ponad 13 godzin. Wszyscy pełni obaw o dalszą drogę,
gdyż z radia słyszymy, że Czechy też są "zasypane". Na szczęście
rzeczywistość okazała się bardziej dla nas przychylna - przez Czechy
jazda była dobra, a w Austrii już bardzo dobra.
Po wielu trudach na pierwszy nocleg w Latschach koło
Villach (Austria) dojeżdżamy o godz. 4.30. w nocy. Wszyscy są bardzo
zmęczeni. Pilot wraz z księżmi postanawiają, iż musimy zregenerować
siły. Pobudka więc będzie o godz. 11.00 następnego dnia.
Dzień drugi
Po smacznym śniadaniu wyjeżdżamy o godz. 12.00. Pierwszym etapem
podróży jest Wenecja (wspaniałe świątynie, 150 kanałów, tyleż pałaców
i około 400 mostów), której początki sięgają IX w., kiedy to grupa
ludzi z Angelem Partecipaziem opuściła Malamocco, najważniejszy ośrodek
w tym regionie, aby osiedlić się na wyspach Rivoalto w centralnej
części laguny. Tu znaleźli schronienie przed niepokojami, jakie nękały
część upadającego Cesarstwa Rzymskiego. Kolejne pokolenia pracowały
na świetność Wenecji, aż nadszedł moment, kiedy jej mieszkańcy sprowadzili
tutaj relikwie św. Marka, bo i ten skarb umocnił pozycję chrześcijańskiego
miasta. Relikwie spoczywają we wspaniałej świątyni - bazylice pod
wezwaniem tego Ewangelisty.
Płyniemy do słynnego Placu św. Marka tramwajem wodnym.
Powoli robi się coraz ciemniej. Spieszymy się, by zdążyć nawiedzić
bazylikę św. Marka. Udaje nam się. Jesteśmy na pół godziny przed
jej zamknięciem. Patrzymy ze zdumieniem, jak ręka ludzka i geniusz
artystów zostawiały tutaj ślady uwielbienia Stwórcy. Trzeba historyka
sztuki, który opisałby wspaniałość stylów (bizantyjskiego, gotyckiego,
doby renesansu i późniejszych epok), wystroju, elementów architektury,
jakie zostawiły tutaj wieki. Podziwiamy także piękną szopkę stojącą
obok bazyliki. Spacerujemy nocą krętymi, wąskimi uliczkami Wenecji,
kierując się do kościoła ojców redemptorystów, w którym celebrujemy
Mszę św.
Około godziny 21.00 jesteśmy w weneckim hotelu, gdzie
spożywamy pierwszą włoską kolację, której podstawę stanowi makaron.
Dzień trzeci - z wizytą u św. Antoniego
We wczesnych godzinach rannych opuszczamy Wenecję. Zauroczeni
pięknem tego miasta ruszamy w dalszą drogę. W godzinach przedpołudniowych
docieramy do Padwy - miasta św. Antoniego. Nawiedzamy bazylikę, w
której znajduje się grób tego wielkiego Świętego. Przy relikwiach
św. Antoniego trwa nieustanna modlitwa. Wokół grobu panuje bezwzględna
cisza, przerywana jedynie czyimś westchnieniem. Do wiklinowego kosza
postawionego przy grobie co chwila ktoś wrzuca liścik, zdjęcie lub
wotum. To prośby i dziękczynienia dla Świętego. Przechodząc powoli
i dotykając płyty grobowej można zobaczyć wiele wotów i zdjęć, jakie
pozostawili czciciele. Stanowią one świadectwo wielkiej ufności w
uzdrawiającą ludzkie dusze i ciała moc Boga. W bocznej kaplicy przeżywamy
Mszę św. Tutaj też odnajdujemy obraz poświęcony św. Maksymilianowi
Kolbemu.
Około południa opuszczamy Padwę, obierając kierunek na
Sienę. Docieramy tam w godzinach popołudniowych. Już pierwsze kroki
średniowiecznymi uliczkami Sieny wprowadzają nas w atmosferę miasta,
które wydało dwoje wspaniałych świętych: św. Katarzynę Sieneńską
- doktora Kościoła i św. Bernarda. W drodze do przepięknej katedry
nawiedzamy kościół, w którym znajduje się relikwiarz głowy św. Katarzyny
- Basilica Catariniana di S. Domenico (kościół św. Dominika). Dalej
nawiedzamy dom, w którym mieszkała Święta, a którym opiekują się
dziś siostry dominikanki. Malutka cela św. Katarzyny zadziwia nas
swą prostotą, ale i surowością. To właśnie tu w XIV w. kształtowała
się duchowość tej prostej, niewykształconej kobiety, której mądrość
i wierność Bogu uhonorowano tytułem doktora Kościoła. Dalej zwiedzamy
plac ratuszowy słynący z "palio" - wyścigu koni. Chłoniemy piękno,
podziwiając geniusz budowniczych miasta. Gdy stajemy przed fasadą
katedry, nasz zachwyt nie ma granic. Nie trzeba być historykiem sztuki,
by zachwycić się kunsztem mistrzów. Można by tak stać i stać, podziwiając
ornamenty i freski, czas jednak płynie nieubłaganie. Jest już zmierzch,
godzina 18.00, a przed nami jeszcze droga do Rzymu. Żegnamy więc
Sienę.
W późnych godzinach wieczornych (około 22.00) docieramy
do hotelu w Bracciano koło Rzymu, który stanowić będzie naszą bazę
noclegową przez kolejnych pięć dni. Po kolacji wszyscy pełni wrażeń,
ale i zmęczeni, udają się na zasłużony spoczynek.
Pomóż w rozwoju naszego portalu