Miasto z napięciem czekało na „cud św. Januarego”, zwłaszcza w obecnym okresie pandemii koronawirusa. Od niepamiętnych czasów zakrzepła krew pierwszego biskupa i patrona Neapolu, św. Januarego (Gennaro), ściętego w czasach prześladowań chrześcijan za panowania cesarza Dioklecjana w 305 roku, przechowywana jest w szklanej fiolce. Stwardniała masa rozpuszcza się podczas Mszy św.
Tradycyjnie tej ceremonii towarzyszy uroczysta procesja. W tym roku, ze względu na surowe przepisy ochronne przed koronawirusem, całe wydarzenie bez udziału wiernych było transmitowane przez telewizję oraz internet. „Od wielu lat pociesza nas ten cud w najtrudniejszych i najbardziej mrocznych chwilach historii. Nigdy wcześniej miasto nie czekało tak bardzo na ten moment”, podkreślono w komunikacie archidiecezji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Od stuleci „cud krwi” dokonuje się zwykle trzy razy w roku: we wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Januarego – 19 września, w pierwszą niedzielę maja, gdy przypada rocznica przeniesienia jego relikwii oraz 16 grudnia – w rocznicę ostrzeżenia wiernych przed wybuchem Wezuwiusza w 1631 roku. Zmiana konsystencji zakrzepłej krwi męczennika jest udokumentowana od średniowiecza. Uważana jest za zapowiedź pomyślności dla Neapolu i jego mieszkańców, a jest to zły znak, gdy się nie rozpuści.
„Cud krwi św. Januarego” nie dokonał się np. w 1980 roku. Neapolitańczycy tłumaczyli to jako znak wskazując na trzęsienie ziemi w Irpinie. Na skutek tej największej klęski żywiołowej w czasach powojennych Włoch zginęło 2 900 osób. Wcześniej wierni bezskutecznie czekali na cud krwi w 1973 roku. W tym roku Neapol nawiedziła epidemia cholery.
Ostatni przypadek, gdy krew św. Januarego się nie rozpuściła, odnotowano w 2016 roku. Strażnik relikwii, ks. Vincenzo De Gregorio, uspokajał wiernych zebranych na Mszy św. w katedrze, aby nie wpadali w panikę i nadal się modlili. O żadnych nieszczęściach w tamtym czasie nic nie wiadomo.