Reklama

W objęciach sekty

Anię poznałam na rekolekcjach ewangelizacyjnych prowadzonych przez Odnowę w Duchu Świętym. Trwała w milczeniu przed obrazem Jezusa Miłosiernego. W oczach miała wielki smutek. Gdy kapłan podniósł hostię, rozpłakała się. Domyślałam się, że w sercu tej dziewczyny dzieje się coś niezwykłego. Dobry Bóg sprawił, że mogłam poznać historię jej życia

Niedziela podlaska 31/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna ma 22 lata, a los zdążył już wyposażyć ją w ciężki bagaż doświadczeń. 5 lat temu jej rodzice postanowili wziąć rozwód. Ta decyzja zburzyła uporządkowany świat dziewczyny. - Nie chciałam przyjąć do serca, że naszej rodziny już nie ma, że od tej chwili każdy z nas będzie elementem innej układanki - opowiada. W sercu Ani zagościł bunt. Pojawiły się pytania, które w obliczu cierpienia stawia każdy człowiek: Czy Bóg naprawdę istnieje? Czy kocha ludzi? Jeśli tak, to dlaczego pozwala, aby Jego dzieci cierpiały? - Kiedy pojawiają się życiowe burze, trudno czuć Bożą obecność. Cierpienie jest tym stanem, który silnie odczuwamy, ale którego bardzo często nie rozumiemy. Za rozpad naszej rodziny obwiniałam Pana Boga. Obraziłam się na Niego, myślałam, że mnie opuścił - wyznaje. Wzorowa uczennica ze średnią ocen 5,0 w rekordowym tempie zasiliła szeregi „klasowych obiboków”. - Zaczęłam wagarować, w szkole byłam tylko gościem. Nie mogłam patrzeć na moje ułożone koleżanki, które - jak mi się wtedy wydawało - nie wiedzą nic o życiu. One miały szczęśliwe rodziny, a ja? Ja im tylko zazdrościłam.
Jak sama mówi, był to dla niej bardzo trudny czas. I wtedy poznała ludzi, którzy deklarowali, że pomogą jej przetrwać ciężkie chwile. To byli świadkowie Jehowy. Troskliwi, uśmiechnięci służyli pomocą. Udzielali odpowiedzi na wszystkie trudne pytania, rozwiewali dręczące wątpliwości. - Zaimponowali mi perfekcyjną znajomością Pisma Świętego i odważnym mówieniem o Bogu.
Anna, dotąd zbuntowana i wrogo nastawiona do otoczenia nastolatka, obdarzyła ich zaufaniem i szacunkiem. Przyjęła kilka numerów „Strażnicy” i „Przebudźcie się!”. Skorzystała z zaproszenia świadków Jehowy i pojechała na zebranie do miejscowego zboru. Tam spotkała się z ciepłym, serdecznym przyjęciem. - Blisko 60 osób zgromadziło się, by wielbić Jehowę. Czułam się dumna, że jestem wśród nich. Ci ludzie stali się dla mnie żywym znakiem obecności Boga - podkreśla. Od tej pory zaczęła systematycznie uczęszczać na zebrania. Równolegle chodziła na studium biblijne, w ramach którego analizowała podawane publikacje i materiały. Nowi przyjaciele stopniowo, aczkolwiek skutecznie zaszczepiali w jej sercu i umyśle nienawiść do Kościoła katolickiego. Rodzina nic nie wiedziała o kontaktach Ani ze świadkami Jehowy. - Nadrobiłam zaległości w szkole, zapisałam się nawet na konkurs wiedzy matematycznej i to miał być dowód, że wszystko jest OK. Uśpiłam czujność rodzinki.
Któregoś dnia po powrocie ze szkoły zdjęła ze ściany krzyż i obraz Matki Bożej. - Krzyż, na którym Jezus oddał życie również za mnie, w moich oczach nie miał już żadnej wartości. Zapakowałam w czarny worek to, co uznałam za „niepotrzebne” i wyniosłam na śmietnik - mówi drżącym głosem. Ania opowiada, że tej nocy przyśniła jej się duża zasłona. Wiedziała, że za tą zasłoną jest Jezus. Nie mogła przedostać się do Niego, bo dookoła był tłum ludzi, który głośno krzyczał. I nagle wszystko znikło. Nie było ludzi, nie było hałasu. Odsunęła niepewnie zasłonę i zobaczyła drewniany krzyż. - To był ten sam krzyż, który wyniosłam na śmietnik - wzrusza się. - Nie potrafiłam zrozumieć znaczenia tego snu. Wzięłam do rąk Pismo Święte, ale nie byłam w stanie przeczytać nawet jednego zdania. Paraliżował mnie paniczny strach. Nie wiedziałam, co robić. Modlitwa do Jehowy nie przynosiła ukojenia - tłumaczy.
Następnego dnia spotkała się z braćmi. Opowiedziała o dziwnym śnie i potwornym lęku. Powiedzieli, że szatan będzie ją atakował dopóty, dopóki całkowicie nie powierzy swego życia Jehowie. Oczywiście całkowite powierzenie życia Jehowie rozumieli jako ostateczne odejście od Kościoła. Zasugerowali apostazję. Anna postanowiła porozmawiać z mamą. - Życie w kłamstwie jest bardzo trudne. Nie potrafiłam dłużej ukrywać, że chodzę do świadków Jehowy - wyznaje. Ale jak powiedzieć o czymś takim? I co czuje matka, która dowiaduje się, że jej dziecko odchodzi od Kościoła? Jedynego, świętego, powszechnego? - Wierzyłam, że w sercu mamy znajdzie się dla mnie przebaczenie. Powiedziałam prawdę.
Mama Ani, pani Ewa, nie mogła w to uwierzyć. - Moje dziecko znalazło się w objęciach sekty, a ja nie wiedziałam, co robić. Nie umiałam pomóc własnej córce. To było straszne.
Doszło do kłótni. Anna zdecydowała, że wyprowadzi się z domu. Jeszcze tego samego dnia spakowała swoje rzeczy. Przyjechali po nią bracia ze zboru. - Do końca życia będę pamiętać ich szyderczy uśmiech - wspomina pani Ewa. - Nic nie można było zrobić. Anusia była pełnoletnia. Pozostała tylko wiara w Boga i nadzieja, że On z niej nie zrezygnuje.
Minęły dwa tygodnie. Pani Ewa niespodziewanie zachorowała i trafiła do szpitala. Ania miała wyrzuty sumienia, że mama znalazła się tam z jej powodu. Postanowiła odwiedzić chorą matkę. - Gdy córka spytała, co może dla mnie zrobić, powiedziałam: „Nie odchodź od Boga” - mówi mama Ani. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i wyszła z sali. Usiadła na szpitalnym korytarzu i zaczęła płakać. Nie umiała wybrać między świadkami Jehowy a miłością do matki; między sektą a Kościołem. - Bolała mnie dusza. Byłam żywym trupem. Czułam się bezsilna. Chciałam krzyczeć, gryźć i nie wiem, co jeszcze. Nie potrafiłam poradzić sobie z własnym sumieniem - opowiada Ania.
Wewnętrzna pustka doprowadziła ją do szpitalnej kaplicy. Był środek Mszy św. Ksiądz mówił właśnie o Bożym miłosierdziu. Fragment kazania zachęcał, aby wszystko oddać Jezusowi, „swoją nędzę też”. Te słowa wtargnęły do jej duszy, nie potrafiła nad nimi zapanować. Zresztą nie chciała, bo to, co słyszała, było bardzo wartościowe.
Objęła sercem bolesną przeszłość, trudną teraźniejszość i przyszłość, której nie zna. Podeszła do konfesjonału. Płakała przed Panem Jezusem, prosząc Go o przebaczenie.
- Kapłan, który słuchał mojej spowiedzi, okazał się wyrozumiałym i cierpliwym spowiednikiem. Powiedział, że cierpię, bo odwróciłam się od Jezusa. Dodał, ze jeśli chcę, aby moje życie miało sens, to muszę się Go mocno trzymać. Ta spowiedź uratowała mi życie - podkreśla. Bóg nie zrezygnował z Ani. Był blisko niej także wtedy, kiedy myślała, że ją opuścił. A gdy zrozumiała, że życie bez Niego nie ma sensu, obdarzył ją łaską nawrócenia. Wielkie jest Boże miłosierdzie.
Gdy poprosiłam Anię, aby w kilku zdaniach scharakteryzowała taktykę, którą posługują się świadkowie Jehowy w celu werbowania ludzi, spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i powiedziała, że musi już iść. Nie miała siły, by o nich dłużej rozmawiać. Przed wyjściem powiedziała tylko: - Napiszę do Ciebie na adres e-mailowy. Po kliku dniach w skrzynce odbiorczej znalazłam wiadomość od Ani. Pisała te oto słowa: „Droga Kasiu! Kilka dni temu spytałaś mnie o mechanizm postępowania świadków Jehowy. Cóż miałam Ci powiedzieć? Czy to, że stwarzają atmosferę ciepła, zrozumienia i otwartości tylko po to, by zawładnąć ludzkim życiem? A może to, że werbują kogo się da, bo najważniejsze są statystyki? Na własnej skórze przekonałam się, że potrafią podeptać człowieka w momencie, kiedy już nie pozwala sobą ślepo kierować. (...) Pozwól, że zacytuję słowa wypowiedziane wiele lat temu przez George’a Orwella, które - moim zdaniem - trafnie definiują sposób działania tych ludzi: «Zgnieciemy cię tak, że się nie podźwigniesz. Wszystko w tobie obumrze. Nigdy nie będziesz zdolny odczuwać miłości, przyjaźni, życia; zapomnisz, co to uśmiech, ciekawość, odwaga, prawość. Będziesz pusty w środku. Wyciśniemy z ciebie wszystko, po czym napełnimy cię sami»”.
Droga świadków Jehowy nie prowadzi do prawdy, to droga donikąd. Ania patrzyła na świat oczyma „Strażnicy” i „Przebudźcie się!”. Dziś ze wstydem przyznaje, że się nie przebudziła. Wręcz przeciwnie. Żyła w letargu, faszerowana naukami, które okazały się fałszywe. Postanowiła o tym wszystkim opowiedzieć, bo ma nadzieję, że jej świadectwo pomoże innym ludziom uchronić się przed świadkami Jehowy, których dzisiaj bez wahania nazywa sektą.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Ryś: Bardzo Wam dziękuję, Kościele Łódzki!

2025-12-13 15:48

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

Msza św. dziękczynna za 8 lat posługi pasterskiej kard. G. Rysia w archidiecezji łódzkiej

Msza św. dziękczynna za 8 lat posługi pasterskiej kard. G. Rysia w archidiecezji łódzkiej

- Kiedy mnie ktoś zapyta jaki jest Kościół Łódzki to powiem, że Kościół łódzki to kościół słuchający, nie słuchający bzdur, ale Słowa Bożego! I za to Wam bardzo dziękuję tu dziś! – mówił kard. Grzegorz Ryś w trakcie Mszy św. dziękczynnej za jego posługę jako metropolity łódzkiego.

Po 100 miesiącach posługi w archidiecezji łódzkiej kard. Grzegorz Ryś żegna się z Łodzią i obejmuje metropolię krakowską. Podczas Mszy św. dziękczynnej w archikatedrze łódzkiej zebrali się przedstawiciele duchowieństwa, osób konsekrowanych, władz miejskich i wojewódzkich oraz wierni, którzy chcieli podziękować Kardynałowi za jego posługę w naszym mieście. Obecny był kard. Konrad Krajewski, abp senior Władysław Ziółek. Bp senior Ireneusz Pękalski, bp Marek Marczak, bp Piotr Kleszcz, bp Zbigniew Wołkowicz oraz biskupi i przedstawiciele bratnich kościołów chrześcijańskich. A wierni przybyli z całej archidiecezji łódzkiej ściśle wypełnili całą bazylikę archikatedralną. O oprawę muzyczną zadbał chór złożony z uczestników trwających Dominikańskich Warsztatów Liturgicznych „Stella Maris”.
CZYTAJ DALEJ

Papież modli się do Maryi o pomoc dla Następcy Piotra

2025-12-13 17:04

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

W homilii podczas Mszy św. sprawowanej w we wspomnienie Najświętszej Marii Panny z Guadalupe 12 grudnia Papież Leon XIV w homilii przedstawił Matce Bożej modlitewne błagania, także za siebie, jako Następcę Piotra. Modlił się m.in. słowami Jana Pawła II.

„Matko ‘Boga prawdziwego, dla którego się żyje’, przyjdź z pomocą Następcy Piotra, aby był umocnieniem w jedynej drodze, prowadzącej do błogosławionego Owocu Twojego łona tych wszystkich, którzy zostali mi powierzeni” – wzywał Leon XIV pomocy Maryi podczas Mszy św. sprawowanej 12 grudnia w Bazylice św. Piotra.
CZYTAJ DALEJ

Prezydent: stan wojenny nie był mniejszym złem; był złem w czystej postaci i zdradą narodu polskiego

2025-12-13 23:28

[ TEMATY ]

Karol Nawrocki

PAP/Rafał Guz

Prezydent Karol Nawrocki podkreślił w sobotę, że stan wojenny w Polsce nie był mniejszym złem, tylko zdradą narodu polskiego i złem w czystej postaci. Zaznaczył, że Polska nigdy nie zapomni ani o ofiarach stanu wojennego, ani o jego sprawcach.

Prezydent uczestniczył w sobotę na pl. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie w uroczystym zapaleniu „Światła Wolności” w 44. rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję