Reklama

Tam trzeba kwitnąć, gdzie się rośnie

Niedziela bielsko-żywiecka 2/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Piotr Bączek: - Okres świąteczny to dla was raczej pracowity czas. Ile w tym roku mieliście koncertów zapisanych w świątecznym kalendarzu? Jak to się ma do lat poprzednich?

Jadwiga Jurasz: - Nasze kolędowanie utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie. W tym roku zagramy w sumie 9 koncertów kolęd. Bywało, że graliśmy więcej. Ale lata mijają i istnieje obawa, żeby nie było przesytu. Kolędowanie jest tym, co najbardziej lubimy. Choć czasem jest niełatwo, bo zima, śnieg, trudności z dojazdem, człowiekowi nie chce się z autokaru wysiąść. A i czasem kościoły są takie zimne, że woda w kropielnicy zamarza. Ale mimo to bardzo lubimy okres świąt Bożego Narodzenia.

- Czy występujecie tylko na Żywiecczyznie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Właściwie na Żywiecczyźnie graliśmy w Ciścu, Cięcinie w Szczyrku i w Leśnej. Poza tym mamy Sosnowiec, Zawiercie, Warszawę. Wybieramy się także razem ze Związkiem Podhalan na wspólny opłatek do Orawskiej Polhory na Słowacji.

- Wynika z tego, że folklor góralski cieszy się zainteresowaniem nie tylko na Podbeskidziu.

Reklama

- Tak. Można by powiedzieć, że górale mają nawet czasem przesyt tego typu muzyką. Częściej grywaliśmy w odleglejszych miejscach: Będzin, Sławków, Andrychów, Wadowice. Koncertujemy głównie w kościołach. Duchowni nas zapraszają, później wymieniają się doświadczeniami rekomendując zespół, który może zakolędować. Najdalej mamy parafię w Warszawie, do której jedziemy już po raz czwarty z dwudniową wizytą.

- Niewątpliwie należycie do najbardziej rozpoznawalnych i popularnych ludowych zespołów z Podbeskidzia. Jakie są najważniejsze wasze osiągnięcia?

- Możemy się pochwalić choćby takimi osiągnięciami jak nagrody na Festiwalu Kolęd i Pastorałek w Będzinie. Kiedyś to był konkurs ogólnopolski, teraz jest już międzynarodowy. Zdobyliśmy tam nagrodę specjalną, innym razem pierwszą nagrodę, mamy na swoim koncie nagrodę drugą. Można powiedzieć, że rozwijaliśmy się razem z tym festiwalem i tam właśnie zdobywaliśmy uznanie. Pozostając jeszcze przy kolędach możemy wspomnieć nagrody na Godach Żywieckich, na przeglądach zespołów obrzędowych i kolędniczych.
Patrząc na naszą działalność szerzej, w dziedzinie propagowania folkloru muzycznego i tanecznego możemy poszczycić się osiągnięciami na czołowych festiwalach: zdobyliśmy żywieckie Brązowe Serce, brązową Ciupagę na Międzynarodowym Festiwalu Ziem Górskich w Zakopanem, statuetkę Boryny na Ogólnopolskim Festiwalu Obrzędów Weselnych czy łowicki Pasiak. W tym roku dostaliśmy także nagrodę Zsłużony dla góralszczyzny na jubileuszowym zjeździe Związku Podhalan. To było wielkie wyróżnienie.

- Co Pani uważa za największy sukces?

Reklama

- Dla mnie jednak sukcesem jest sam fakt istnienia zespołu. Przy czym nie chodzi tutaj o to, by jedynie ubrać sobie góralski strój i zaprezentować się na scenie, zatańczyć, zaśpiewać, tam „juhnąć se i tupnąć”. Sukcesem jest to, że młodzież, na co dzień między sobą rozmawia gwarą, że ubranie góralskie to nie jest dla nich tylko sceniczny strój, kostium. Młodzi tym strojem się szczycą, tak chodzą ubrani także poza sceną. Poprzez działalność naszego zespołu poznali swoje korzenie, a to, co robią nie jest na pokaz. Można powiedzieć, że odkryli swoją góralską, regionalną tożsamość. Często im powtarzam takie słowa: „Tam trzeba kwitnąć, gdzie się rośnie”. W czasie, kiedy „Grojcowianie” powstawali, w naszej gminie strój góralski miały tylko panie z koła gospodyń i jeden mężczyzna, który przynosił chleb na dożynki do kościoła. Dziś nikt się ubrania góralskiego nie wstydzi. Ludzie chcą się w takich strojach pokazać. Myślę, że sukcesem jest, iż „Grojcowianie” są rozpoznawalni jako taka dobra góralska marka.

- Jakie były początki tego zespołu? Ile osób przewinęło się przez ten okres czasu śpiewając w „Grojcowianach”?

- Wszystko zaczęło sie 15 lat temu. Panie z koła gospodyń poprosiły mnie by zebrać jakąś grupkę małych dzieci, tak żeby mogły wystąpić na Dzień Babci, czy na dożynkach. Podeszłam do tego bardzo niepewnie. W tamtych czasach było bardzo trudno przede wszystkim o muzyków. Prosiłam kilku znajomych, zagrali raz czy dwa razy dla tego dziecięcego zespołu, ale na więcej nikt nie miał czasu. Później znalazłam dwie dziewczyny, które grały na skrzypcach, potem kolegę grającego na organach, który nauczył się gry na basach, później jeszcze kolejną skrzypaczkę. Ci ludzie tak połknęli tego bakcyla folkloru, że dziś kierownik muzyczny może się poszczycić grupą muzykantów liczącą 40 osób. Mamy trzy kapele: dorośli, młodzież, dzieci. Teraz tworzymy czwartą, złożoną z najmłodszych.
Na przestrzeni tych piętnastu lat przez nasz zespół przewinęło się w sumie około 250 osób. W obecnej chwili zespół liczy 90 osób. Kiedy dziecko do nas przychodzi to zostaje na jakieś dziesięć lat.

- Skoro dziecko śpiewa tyle lat w zespole, to nie można także zapomnieć, że Pani praca ma także aspekt wychowawczy.

Reklama

- Oczywiście. Mogę śmiało powiedzieć, że nie muszę się wstydzić za tą młodzież. Oni już się nauczyli, że jak idą grać na Mszę, to nie będzie tylko występ, lecz uczestnictwo w Eucharystii. A przecież śpiewamy bardzo często przy okazji różnych uroczystości kościelnych przez cały rok. Podobnie na festiwalach. Zespół wymaga zdyscyplinowania. Wspomnę tutaj proboszcza z Warszawy. Najpierw poprzez kurię zasięgnął opinii o naszym zespole, potem nas zaprosił. I w tym roku odwiedzimy go po raz czwarty.
Dla mnie dużym komplementem było stwierdzenie jednej z organizatorek festiwalu w Czechach, która patrząc na naszą młodzież powiedziała, że mamy „wysoku moralku”. To cieszy, że mogliśmy za granicą zaprezentować naszą godność góralską. Robimy wszystko żeby ten góral przez nas pokazany był czysty, pięknie ubrany, ładnie wyglądający i pięknie śpiewający. To chyba tworzy naszą dobrą markę. A niestety prawda jest taka, że górale często są kojarzeni z pijaństwem, „baciarką”, luzem. Staramy się tak pracować z zespołem żeby te utarte opinie zmieniać.

- Czym wytłumaczyłaby Pani coraz bardziej rosnącą popularność folkloru góralskiego?

Reklama

- Rzeczywiście na przestrzeni kilkunastu lat wiele w tym względzie się zmieniło. Pamiętam moje młodzieńcze lata. Przyznawanie się do wiejskiego pochodzenia to był wstyd. Kiedy w szkole ktoś się odezwał gwarą był wyśmiewany. A dziś ludzie z podniesioną głową mówią po góralsku, podkreślają, że są właśnie ze wsi, że nam tu jest dobrze. Bo na wsi jest swoboda, bezpieczeństwo, dyscyplina, posłuszeństwo, szacunek do krzyża, do starszych, do tradycji.
Zapewne popularności folklorowi góralskiemu przysporzyły zespoły znane z telewizji i radia: Golcowie, „Brathanki”, „Zakopower”. Przez ich twórczość folklor stał się modny. Muzyka góralska stała się bardzo popularna. Na kapele góralskie jest duży popyt przy okazji imprez turystycznych i regionalnych, więc ogromna ilość młodych uczy się grać, bo mają z tego także jakieś pieniądze.
Podobnie ma się sprawa z zapotrzebowaniem na ludowe stroje. Zajmujemy się także tą dziedziną i można powiedzieć, że prawie każdego dnia dzwoni telefon i ktoś chce zakupić góralskie ubranie. A jeśli ludzie potrzebują takich strojów, to i potrzeba tych, którzy je będą szyli. Stąd po prostu wielu ma pracę i zajęcie.
Rozkwit folkloru to jest także sprawa chęci prezentacji siebie, tego, kim jesteśmy. Ludzi można zainteresować tym, co odmienne, co niepowtarzalne. A takim właśnie jest folklor poszczególnych regionów. To ogromne bogactwo. Do tego dochodzi zmiana myślenia o promocji regionu na poziomie powiatu czy gminy. Dziś w każdej wsi jest zespół regionalny, organizowane są warsztaty, gdzie uczy się dzieci choćby robienia tradycyjnych ozdób świątecznych, w szkołach opowiadamy często o zwyczajach obrzędach, pokazujemy tradycyjne ubranie góralskie. Widać, że ruch regionalny coraz bardziej się wzmaga. Dodajmy do tego jeszcze odradzający się z wielkim rozmachem Związek Podhalan i jego aktywność promującą góralski folklor, tworzący środowisko ludzi, którym pielęgnowanie tradycji leży na sercu.
W końcu trzeba powiedzieć, że góralszczyzna nie jest nudna. Dużo się dzieje w muzyce, w tańcu. Także gwara jest bardzo ciekawa. Tak jak mówił ks. Zązel, że po góralsku najdłuższe myśli można najkrócej powiedzieć. Myślę, że to wszystko składa się na rosnącą popularność góralskiej tradycji.

- W waszym repertuarze bardzo często pojawiają się religijne tematy. Gdzie szukacie takich właśnie tekstów?

- W ostatnim czasie dużo tworzymy testów własnych. Pierwsza nasza płyta „Idę do Jezuska” powstała na bazie starych pastorałek zaczerpniętych z kantyczek. Na drugą płytę ośmieliliśmy się nagrać kilka własnych utworów. Trzeci krążek to głównie nasze utwory i może trzy tradycyjne. Nie chcemy ogrywać ciągle tych samych pieśni, bo to prędzej czy później się znudzi. Nasz kierownik muzyczna Brygida Murańska ma tę umiejętność, że między gotowaniem a bawieniem dzieci potrafi tworzyć. Stąd mamy własne kompozycje, własne teksty.
Ośmieliliśmy się wejść do kościołów z muzyką góralską. A to chyba jest z korzyścią dla górali. Bo przecież górale są pobożni i umieją się modlić. Nasze teksty mówią przecież o życiu religijnym, o Chrystusie, Matce Bożej, ale pisane gwarą oddają jednocześnie góralską mentalność. Pierwszy nasz utwór „Idę do Jezuska” powstał w pierwszą rocznice działalności. Potem pojawiały się kolejne. To także wynikało z potrzeb - bywaliśmy na wielu Mszach przy okazji różnych festiwali i tam także trzeba było zaprezentować jakiś religijny utwór. W 2000 r. wydaliśmy płytę „Gaździnie góralskiej”, ale mamy już plany żeby nagrać kolejną. Może uda się to w tym roku.

- Można powiedzieć, że „Grojcowianie” zdominowali całą waszą rodzinę, bo zaangażowany jest także mąż i dzieci.

- Tak można powiedzieć. Dobrze, że razem z mężem mamy wspólne zainteresowania i możemy wzajemnie się wspierać. Żyjemy tym na co dzień. Oczywiście to jest dla nas praca, ale podejmujemy ją z chęcią. Daje nam to także wiele satysfakcji. Nasza najstarsza córka zaczęła przygodę z zespołem w czwartej klasie szkoły podstawowej. Później podjęła nie bez trudów naukę gry na skrzypcach. Teraz gra w kapeli. I na wiosnę ubiegłego roku, kiedy trzeba było wybrać szkołę oznajmiła, że chce uczyć się w liceum plastycznym w Zakopanem. Wybrała sobie kierunek lutnictwo. Z czego sie cieszymy, bo widać, że jest ogromne zapotrzebowanie na tego typu zawód. Widać zatem, że i ona w jakiś naturalny sposób przejęła nasze rodzinne fascynacje. Jak będzie z młodszymi dziećmi to zobaczymy.
Praca z „Grojcowianami” sprawia także, że czujemy się także doceniani i potrzebni w środowisku. Wielu ludzi okazuje wielką życzliwość wobec całego zespołu. A to daje siły, żeby nadal podejmować to dzieło.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ojciec Pio ze wschodu. Św. Leopold Mandić

[ TEMATY ]

święci

en.wikipedia.org

Leopold Mandić

Leopold Mandić

W jednej epoce żyło dwóch spowiedników, a obaj należeli do tego samego zakonu – byli kapucynami. Klasztory, w których mieszkali, znajdowały się w tym samym kraju. Jeden zakonnik był ostry jak skalpel przecinający wrzody, drugi – łagodny jak balsam wylewany na rany. Ten ostatni odprawiał ciężkie pokuty za swych penitentów i skarżył się, że nie jest tak miłosierny, jak powinien być uczeń Jezusa.

Gdy pierwszy umiał odprawić od konfesjonału i odmówić rozgrzeszenia, a nawet krzyczeć na penitentów, drugi był zdolny tylko do jednego – do okazywania miłosierdzia. Jednym z nich jest Ojciec Pio, drugim – Leopold Mandić. Obaj mieli ten sam charyzmat rozpoznawania dusz, to samo powołanie do wprowadzania ludzi na ścieżkę nawrócenia, ale ich metody były zupełnie inne. Jakby Jezus, w imieniu którego obaj udzielali rozgrzeszenia, był różny. Zbawiciel bez cienia litości traktował faryzeuszów i potrafił biczem uczynionym ze sznurów bić handlarzy rozstawiających stragany w świątyni jerozolimskiej. Jednocześnie bezwarunkowo przebaczył celnikowi Mateuszowi, zapomniał też grzechy Marii Magdalenie, wprowadził do nieba łotra, który razem z Nim konał w męczarniach na krzyżu. Dwie Jezusowe drogi. Bywało, że pierwszą szedł znany nam Francesco Forgione z San Giovanni Rotondo. Drugi – Leopold Mandić z Padwy – nigdy nie postawił na niej swej stopy.
CZYTAJ DALEJ

Znamy herb i dewizę Papieża Leona XIV

2025-05-10 15:54

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

„In Illo uno unum” – „W Nim stanowimy jedno” tak brzmi dewiza Ojca Świętego. W podstawowych elementach Leon XIV zachował swój wcześniejszy herb, wybrany podczas jego konsekracji biskupiej, a także motto.

Herb Leona XIV to tarcza podzielona ukośnie na dwie części. W górnej części znajduje się błękitne tło, na którym widnieje biała lilia – symbol czystości oraz Maryi. Dolna część ma jasne tło i przedstawia obraz nawiązujący do Zakonu św. Augustyna: zamkniętą księgę, na której spoczywa serce przeszyte strzałą. Ten symbol odnosi się do doświadczenia nawrócenia św. Augustyna, które sam wyjaśnił słowami: „Vulnerasti cor meum verbo tuo” – „Przeszyłeś moje serce swoim słowem”.
CZYTAJ DALEJ

Zaproszenie na „Anielski piknik rodzinny”

2025-05-12 12:09

[ TEMATY ]

zaproszenie

Mat.prasowy

W tym roku Siostry Loretanki zapraszają na jubileuszowy „Anielski piknik rodzinny”.

„Anielski piknik rodzinny” odbędzie się w sobotę 14 czerwca w Loretto koło Wyszkowa. Świętujemy na nim 25 lat od wznowienia czasopisma dla dzieci „Anioł Stróż”. Rozpoczynamy już od 10.00 rano. Matka Boża Loretańska czeka w swoim sanktuarium, a anielski wodzirej przywita wszystkich uczestników. O godzinie 11.00 rozpocznie się Msza święta w nowym kościele. Po niej będzie czas na posiłek, a następnie zabawy i konkursy, a także warsztaty muzyczne. Całość wydarzenia zakończymy Koronką do Bożego Miłosierdzia. Grupy zorganizowane prosimy o wcześniejsze zgłoszenia do redakcji: aniol@loretanki.pl lub tel. 22 673 50 96.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję