Kiedy czasem pytamy serdecznie kogoś jeszcze młodego, jak to
było z tym jego powołaniem na drogę kapłaństwa lub życia zakonnego,
zwykle odpowiada, że nie było nic niezwykłego..., żadnego głosu z
nieba ani wewnętrznego olśnienia. To dojrzewało w tym młodym sercu
jak kłos zboża, który kiełkuje z ziarna, przebija skorupę ziemi,
potem staje się małą roślinką, by na końcu "objawić się" kłosem...
Dziś w Ewangelii czytamy o powołaniu czterech Apostołów
- braci: Szymona i Andrzeja oraz braci: Jakuba i Jana. I chociaż
to było powołanie przez samego Pana Jezusa, odbyło się ono bardzo
zwyczajnie. Ale równocześnie przeczuwamy wielkość tej chwili, kiedy
ta czwórka powołanych słyszy słowa: "Pójdźcie za Mną!". I tajemnicza
obietnica: "Uczynię was rybakami ludzi". Nie ma mowy o tytule "apostoł", "
biskup"..., zwyczajnie: "rybak", ale... łowiący ludzi. Oni jako rybacy
doskonale wiedzieli, co to znaczy "łowić", lecz to słowo kojarzyło
im się zawsze z rybami. Ale łowić ludzi?... Tego chyba nie rozumieli,
a jednak bez wahania poszli za Nim! Pan Jezus nie namawia, nie pertraktuje,
nie czyni nic takiego, żeby ich olśnić, oczarować. Nie odsłania ani
rąbka swojego Bożego Synostwa, swojej mesjańskiej tajemnicy. Co ich
przekonało? Może przez moment spotkały się ich oczy? Może wyczytali
w tym spojrzeniu miłość, dobroć, wielkość, którym warto się oddać...
I zostawili wszystko. I te łodzie oczekujące na nich na brzegu jeziora
i te suszące się na drągach sieci. A - co najważniejsze - zostawili
swoje dotychczasowe życie - rodzinę, przyjaciół i własne plany, i
marzenia o przyszłości. Podziwiamy czasem życiorysy niektórych świętych,
pochodzących z królewskich, książęcych rodzin, którzy również zostawiali
wszystko: bogactwo, pałace, dziedziczone tytuły i godności. Gdy jakiś
kapłan lub osoba zakonna przy okazji jubileuszu srebrnego, a tym
bardziej złotego, poproszeni są o wspomnienia na temat genezy ich
powołania, najczęściej szczerze mówią, że to jest niepojęta łaska
Boża, za którą nieustannie dziękują, i pokornie wyznają, że ciągle
żyją świadomością, iż nie są jej godni.
W Ewangelii dzisiejszej słyszymy także o dwóch powołanych,
że byli w łodzi z ojcem, bo - "natychmiast zostawili łódź i ojca
i poszli za Nim". Pan Jezus wybiera sobie pierwszych uczniów z Galilei,
która w tym czasie była prowincją, powiedzielibyśmy dzisiejszym językiem
- politycznie zapadłą, religijnie zaniedbaną, a ci rybacy nie mieli
żadnego przygotowania, aby stać się głosicielami słowa Bożego. Odpowiedź
daje nam św. Paweł w swoim Pierwszym Liście do Koryntian: "Spodobało
się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. (...)
Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić
mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć" (1 Kor 1, 21.
27). Apostołowie i głosiciele Ewangelii nie muszą podobać się ludziom
wspaniałymi talentami krasomówczymi, ale mają być pełni tej gotowości,
którą okazali ci czterej, którzy wszystko zostawili i poszli za Panem
Jezusem. To "wszystko", to nie było, po ludzku mówiąc, wiele, ale
prawdziwie to było wszystko. I to jest ważne przy każdym powołaniu
- kapłańskim, zakonnym i chrześcijańskim.
Pomóż w rozwoju naszego portalu