Trąd w światowych statystykach chorób nie zajmuje pierwszego
miejsca. Jednak w życiu społeczeństw wielu krajów Azji i Afryki wciąż
powoduje jedno z najdotkliwszych cierpień, jakie może dotknąć człowieka.
Charakterystyczne w tej chorobie uszkodzenia ciała skazują chorego
na wyrzucenie poza nawias wspólnoty. I właśnie tej sprawie i ludziom,
którzy podejmują walkę z tą chorobą, poświęcony jest koncert charytatywny,
organizowany w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie
30 stycznia 2002 r. Jest to data sąsiadująca ze Światowym Dniem Trędowatych.
Ten koncert ma na celu przypomnieć, że istnieje coś takiego,
jak polski dorobek i tradycja walki z trądem. Nie jest to może tradycja
masowa. Są w niej jednak liderzy na miarę światową, i to zarówno
w sensie stosowania nowoczesnego podejścia do tej choroby, jak i
w sensie prezentowanej postawy humanitarnej najwyższej próby. Pragniemy
przedstawić polskie ośrodki walki z trądem na świecie.
Trzeba zacząć od polskiego jezuity, o. Jana Beyzyma,
który na samym początku XX wieku w Maranie na Madagaskarze zamieszkał
pośród trędowatych, dając wyraz najgłębiej rozumianej solidarności
z nimi. A działo się to w epoce, kiedy rozważano jeszcze ewentualność
rozstrzeliwania chorych, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się trądu.
Z wielkim trudem i niezłomnym wysiłkiem o.Beyzym zbudował w Maranie
nowoczesny ośrodek ze szpitalem. Wszystko to wyłącznie dzięki ofiarności
Polaków. Trzeba tu podkreślić, że Polacy spod trzech zaborów nie
szczędzili grosza, pomimo trwającej jeszcze wtedy ciemnej nocy rozbiorów.
Za pieniądze polskiego społeczeństwa ośrodek ten funkcjonował do
wybuchu II wojny światowej. Marana do dziś pozostaje największym
ośrodkiem leczenia trądu na Madagaskarze. Dzisiaj utrzymuje się on
z pomocy międzynarodowej, udział w tym ma również Towarzystwo Przyjaciół
Trędowatych w Krakowie.
Zaraz po wojnie - w końcu lat 40. rozpoczęła pracę w
Ugandzie wśród trędowatych dr Wanda Błeńska. Trafiła do już istniejącego
ośrodka Buluba. Historia jej pracy to 41 lat życia wśród trędowatych.
Pomimo skromnych warunków materialnych ośrodka wprowadziła nowoczesne
metody diagnozowania i leczenia trądu. Nieustannie kształciła personel
medyczny. Uczestniczyła w światowych zjazdach leprologów. Stała się
autorytetem leczenia tej choroby w Afryce Wschodniej. Przy tym wszystkim
jej stosunek do chorych wyrażał się w badaniu i dotykaniu ich gołymi
rękami - po to, żeby chory na trąd nie czuł się kimś gorszym. Nic
też dziwnego, że ta polska lekarka jest nazywana matką trędowatych.
Na początku lat 60. o. Adam Wiśniewski, pallotyn, a jednocześnie
lekarz, dociera do Indii. Wie, czego chce, nosi w sercu ideę zrodzoną
na kolanach przed Zmartwychwstałym: jeev-daya, świt życia, nowe życie
dla tych, których skreślono z listy uprawnionych do życia, którzy
stracili wszelką nadzieję. Po kilku latach prób w różnych miejscowościach
na południu podejmuje walkę z tą chorobą w ubogim rejonie Chhattisgarh´u,
w samym środku Indii. W 1969 r. w grudniu stawia na gołym piaszczystym
polu trzy namioty, znajduje upragnioną wodę i zaczyna budowę ośrodka
o dźwięcznej nazwie z sanskrytu: "Jeevodaya". Trędowaci znajdą tu
dom, będą potrzebni. Każdy będzie mógł pracować, coś zrobić dla innych.
Ich życie znów nabierze sensu. O. Adamowi chodziło nie tylko o rehabilitację
medyczną i zdrowotną, ale także psychiczną i społeczną chorych przez
kształcenie i naukę zawodu, bo najczęściej sami trędowaci nie wierzą
we własne siły i możliwości. Pełna rehabilitacja jest możliwa przede
wszystkim wobec dzieci, dla których o. Adam zaczął budować szkołę.
Pomimo wielkich trudności, barier w komunikacji, które
tak dobrze pamiętamy z lat PRL-u, Założyciel doprowadza do tego,
że w 1987 r., roku jego śmierci, w ośrodku uczy się już 170 dzieci
z rodzin skażonych trądem. Wydawałoby się, że własne problemy, własna
bieda powinny przesłonić Polakom sprawy innych. A jednak ośrodek
powstał dzięki darom Polonii światowej i Polski.
Pałeczkę po o. Adamie w 1989 r. przejęła warszawska lekarka
- dr Helena Pyz. W tej chwili w ośrodku uczy się już 332 dzieci.
Fundusze na jego utrzymanie pochodzą głównie z akcji Adopcja Serca,
znanej w naszym kraju dzięki Sekretariatowi Misyjnemu Jeevodaya.
W 1975 r., również w Indiach - w Puri nad Zatoką Bengalską założył
ośrodek dla trędowatych o. Marian Żelazek, werbista. Miał już wtedy
za sobą 25 lat pracy wśród pierwotnych plemion zamieszkujących stan
Orissa. Zaczynał od zera. W krótkim czasie stworzył osadę dla trędowatych
i otoczył ich nowoczesną opieką. Nowoczesną, bo korzystającą ze wszystkich
dobrodziejstw, które niesie rozwój medycyny, i nowoczesną w sensie
stosunku do człowieka. O. Marian patrzy na chorych całościowo: po
pierwsze - nie pozwala chorego wyrywać z rodziny - w koloniach rodziny
żyją razem. Po drugie - daje chorym pracę, żeby czuli się potrzebni.
Po trzecie - chorych przywraca społeczeństwu. Ten eksperyment trwa
już 26 lat i w jakimś stopniu się udaje.
Ośrodek o. Mariana korzysta z pomocy wielu krajów, również
Polski. Wystarczy, że wspomnę pianistkę, prof. Teresę Rutkowską,
która przez wiele lat koncertowała w wielu krajach na rzecz Puri,
ruch "Maitri" z wielu miast, niezwykle dynamiczną Fundację "Redemptoris
Missio" z Poznania, grupę Przyjaciół Dzieci Hinduskich z warszawskiego
KIK-u.
O. Marian, podobnie jak dr Wanda Błeńska, nie wkłada
rękawiczek, gdy opatruje chorych. Swoim pozytywnym stosunkiem do
ludzi potrafił przełamać górę uprzedzeń, które przez wieki nawarstwiały
się między hinduistami a chrześcijanami. Wystarczy powiedzieć, że
bramini ze świętego miasta Puri uważają go za swojego, za bramina.
Nie udało się to dotychczas żadnemu niehinduiście.
Niezwykła postawa i osiągnięcia o. Mariana natchnęły
wiele osób, aby nominować go do Pokojowej Nagrody Nobla. Przez swój
koncert "Poznańskie Słowiki" chcą sprawę tej nominacji upublicznić.
Pragną wskazać na osobę o. Mariana Żelazka i jego wybitne osiągnięcia.
W "epoce wąglika" tak bardzo potrzebne są wzorce - osoby, które mogą
podpowiedzieć, jak buduje się pokój. O. Marian ma taki sposób na
pokój, który można propagować na całym świecie.
W niedzielę 27 stycznia br. ulicami Warszawy będzie jeździł "
tramwaj nadziei" prowadzony przez Fundację Raoula Follereau, a koncertowi
towarzyszyć będzie wystawa fotograficzna.
Jest jeszcze w Polsce zastęp innych organizacji, które
wspierają walkę z trądem, i wiele osób - lekarzy, zakonnic, zakonników,
którzy bezpośrednio przez lata pracowali z trędowatymi. Rośnie liczba
osób, wśród nich lekarzy, którzy swój czas wakacyjny spędzają pracując
w ośrodkach dla trędowatych. Przez koncert "Słowiki" chcą to wszystko
przypomnieć.
Zysk z koncertu będzie przeznaczony na rozbudowę szkoły
integracyjnej w Puri. W szkole tej dzieci zdrowe i dotknięte trądem
uczą się razem. Na przekór wszelkim przesądom uczą się wspólnego
życia.
Koncert jest organizowany przy współudziale Caritas,
Sekretariatu Misyjnego SAC i wymienionych w tekście organizacji,
a także wielu osób dobrej woli, którym w tym miejscu należą się serdeczne
podziękowania.
Organizatorzy serdecznie zapraszają na koncert Czytelników
Niedzieli .
Bilety na koncert kolęd "Poznańskich Słowików" w Sali
Kongresowej 30 stycznia 2002 r. o godz. 19.00 są już w sprzedaży
w następujących punktach Warszawy: bileteria "Empik", ul. Marszałkowska
104/122, tel. 55-14-437 godz. 9.00-22.00; bileteria "Empik", ul.
Nowy Świat 15/17, tel. 625-12-19 godz. 9.00-22.00; kasa Stołeczna
Estrada, ul. Flory 9, tel. 849-68-84 godz. 8.00-16.00; bileteria "
U Rolanda", bar "Smak" (obok Teatru Małego), ul. Marszałkowska 122,
tel. 827-50-22; bileteria "Sala Kongresowa" PKiN, pl. Defilad 1,
wejście C, tel. 656-72-99; kasy teatralne "ZASP", Al. Jerozolimskie
25, tel. 621-94-54.
Pomóż w rozwoju naszego portalu