Reklama

Historia domu zakonnego w Kańczudze

Niedziela przemyska 27/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Placówka Sióstr Służebniczek NMP NP w Kańczudze w wyniku starań Kazimiery Kellermanowej (dziedziczki Kańczugi), która zwróciła się z prośbą o utworzenie tam ochronki do ówczesnej matki generalnej Leony Jankiewicz. Przełożona Służebniczek, pomna na słowa bł. Edmunda Bojanowskiego - założyciela Zgromadzenia: "Dzieci jako najdroższy skarb Jezusa Pana niechaj starannie i w miłości pielęgnują, aby stając się maluczkimi przed Bogiem, przysługiwały się Jezusowi Panu, który nie tylko stał się Dzieciątkiem, ale też w dzieciach chciał być uwielbiony", zgodziła się na założenie ochronki dla małych dzieci.

Do Kańczugi przyjechały trzy siostry 2 sierpnia 1902 r. Na początku mieszkały w domu wynajętym przez K. Kellermanową od Franciszka Gemborzewskiego. Potem Dziedziczka wybudowała na ochronkę nowy, murowany dom, który jednak "z powodu nieodpowiedniego, wilgotnego terenu został z czasem zawilgocony i zagrzybiony. Toteż co jakiś czas wymagał osuszania i remontów.

Od momentu swojego przybycia siostry zostały przychylnie przyjęte przez mieszkańców Kańczugi. Również "dzieci garnęły się tłumnie do ochronki". Oto jak fundatorka napisała w styczniu 1904 r. o placówce do Matki Generalnej: "W ochronce tutaj po trudnym początku jest ubożuchno, ale milutko i dzięki Bogu siostry są zdrowe i zadowolone [ ...]. Wierzę, że przy pracy sióstr dobre ziarnko wpadnie do serc dzieci i wyda kiedyś owoce na chwałę Bożą i pociechę ludzi. Miło mi było widzieć jak dzieci ładnie się uczą i jak się drzewkiem cieszyły" .

Poza pracą w ochronce siostry opiekowały się chorymi w domach, odwiedzały ich i pielęgnowały, a umierających przygotowywały na śmierć. Swą posługą obejmowały również chorych z sąsiednich wiosek: Żuklina, Siedleczki i Niżatyc.

Sprawowały także opiekę nad kościołem. Już po kilku latach na dobre zżyły się ze środowiskiem tak, że K. Kellermanowa w kolejnym liście do Starej Wsi pisała: "Tu w Kańczudze dobrze nam z siostrami, tak się wzajemnie dopełniają, że pragnęłabym z całego serca dla dobra bliźnich, a mojej pociechy, ażeby zostały zawsze".

W 1907 r. po wizycie w ochronce, również mieszkańcy Siedleczki zapragnęli mieć podobne dzieło w swojej wsi, toteż pytali o warunki otwarcia ochronki. Na prośbę fundatorki siostry dochodziły także do Żuklina, by tam katechizować dzieci. Mieszkańcy Żuklina, też chcieli mieć ochronkę dla dzieci ze swojej wsi. Nawet wójt chciał pomóc i jeden z gospodarzy gotów był ofiarować kawałek ogrodu, gdzie można byłoby wybudować salę ochronkową.

Utrzymanie dawała siostrom Fundatorka i dopóki żyła, sytuacja dzieła ochronkowego była dobra. Po jej nagłej śmierci w 1918 r., byt placówki stał się niepewny, gdyż prawie nie była zabezpieczona. Syn zmarłej, Witold Kellerman, chciał nawet ochronkę sprzedać, ale na prośbę mieszkańców Kańczugi w 1928 r. zapisał dom, jak też dwa morgi ziemi na własność Zgromadzenia.

Do ochronki przychodziły dzieci od wiosny do 6 grudnia, później była przerwa, gdyż salka była nieogrzewana. Zajęcia zazwyczaj kończyły się spotkaniem ze św. Mikołajem. W niektóre deszczowe lata trzeba było chwilowo zamknąć ochronkę, by usunąć wilgoć i wodę, która częstokroć podchodziła do domu.

Okres II wojny światowej był dla sióstr z Kańczugi niełatwy. W 1941 r. zostały wysiedlone przez Niemców i mieszkały w bardzo ciężkich warunkach. Do swojego domu wróciły w 1944 r. i zaczęły na nowo organizować opiekę nad dziećmi. W 1945 r. burmistrz wyremontował zniszczoną ochronkę, postawił nowy piec, i praca była nieco lżejsza.

W latach powojennych przychodziło do ochronki od 70 do 95 dzieci. Służebniczki posługiwały też 867 chorym. Pracowały przy kościele: prały bieliznę kościelną, stroiły ołtarze, przygotowywały dekoracje. Przez jakiś czas prowadziły kuchnię dla ubogich, gdzie przychodziło około 75 biednych. Organizowały półkolonie dla dzieci, wyjeżdżały na oazy, dla dziewcząt po szkole podstawowej urządzały kursy kroju i szycia oraz robót ręcznych. Prowadziły również Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej.

Nie zabrakło też posługi sióstr przy organizacji uroczystości kościelnych; przygotowywały dzieci do sypania kwiatów w oktawie Bożego Ciała, urządzały z dziećmi i młodzieżą różne przedstawienia np. z okazji św. Mikołaja, Bożego Narodzenia, Milenium, prymicji, imienin i rocznic kapłańskich.

W 1950 r. ochronka została przekształcona w przedszkole " Caritas", podlegające odtąd Wojewódzkiemu "Caritas" w Przemyślu. Natomiast w 1962 r., na polecenie władz państwowych nastąpiła całkowita likwidacja przedszkola. Następnie utworzono przedszkole będące pod zarządem Wydziału Oświaty. Usunięto z niego krzyż i wszelkie symbole chrześcijańskie. Od tej pory pracowało w przedszkolu pięć osób świeckich, a siostry zupełnie nie mogły mieć dostępu do swojej ochronki i dzieci.

Pragnąc nadal służyć wiernym z Kańczugi, służebniczki zajęły się pracą przy kościele, prały bieliznę kościelną, naprawiały ją, stroiły ołtarze kwiatami. Przygotowały również salkę katechetyczną w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej i tam zaczęły uczyć dzieci, których przychodziło około 80. W późniejszych latach oprócz dzieci przedszkolnych objęto katechezą także dzieci szkolne. Często na katechezę razem z dziećmi przychodzili rodzice. Czasami katecheza odbywała się w kościele, albo na wolnym powietrzu.

Siostry, aby zapracować na swoje utrzymanie, uprawiały ogród i miały niewielkie gospodarstwo. Ogród często jednak zalewała woda, ponieważ teren, na którym się znajdował był najniżej położonym w całej miejscowości. Tak o tym napisały w kronice w 1980 r.: "Długie deszcze spowodowały powódź, wybierałyśmy wodę z piwnicy i z pomieszczeń gospodarczych. Ogród z jarzynami był zalany".

W wolnych chwilach podejmowały jeszcze szycie paramentów liturgicznych oraz kołder. Od 1969 r. siostry objęły pracę w zakrystii kościelnej, a kiedy ktoś z parafian zmarł, były zawsze wzywane do prowadzenia modlitw i śpiewów za zmarłego.

Przez wiele lat współpracując z kapłanami przygotowywały dzieci do przyjęcia I Komunii Świętej, a także do dobrego przeżycia rocznicy komunijnej.

Siostry Służebniczki zawsze były czynnie włączone w nurt życia Kościoła parafialnego i powszechnego, dzieliły jego radości i troski, zanosząc do Boga nieustanne modlitwy w intencji wiernych, kapłanów, Ojczyzny, Kościoła i świata. A kiedy Przełożona Generalna, widząc zły stan domu, chciała zlikwidować placówkę, Rada Parafialna wystosowała do niej pismo zawierające między innymi słowa: "Plan zwinięcia ochronki mieszkańcy ochronki odczuwają tym boleśniej, że Siostry Służebniczki ze Starej Wsi pracowały na tym terenie około 50 lat, prowadziły ochronkę i swoją pracą, poświęceniem i ofiarą zaskarbiły sobie uznanie i szacunek tutejszych obywateli (...), byłoby przykro, gdyby w tych przełomowych czasach nie mogły opiekować się naszymi dziećmi. Pragniemy, by dzieci nasze były wychowywane w duchu katolickim, w duchu prawdziwie polskim, a wierzymy, że tak potrafią siostry prowadzić. Według naszych możliwości i sił (...) przyjdziemy siostrom z pomocą co do ich utrzymania (...)".

Czyż takiej prośbie można byłoby odmówić? Czy mogłyby odejść te, które chciały być pomocą, a nikomu ciężarem? Toteż pozostały, mimo zmieniających się czasów, warunków i form posługi i nadal pragną Wam Kochani służyć, tak jak to rozpoczęły przed 100 laty.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Szwajcaria: radna miejska strzelała do obrazu przedstawiającego Matkę Bożą z Dzieciątkiem Jezus

2025-07-25 21:09

[ TEMATY ]

profanacja

znieważanie

zrzut ekranu Instagram

Prokuratura w Zurychu postawiła zarzuty radnej miejskiej i byłej przewodniczącej Partii Zielono-Liberalnej Saniji Ameti po zamieszczeniu przez nią zdjęcia, na których oddaje około 20 strzałów do obrazu przedstawiającego Matkę Boską z Dzieciątkiem Jezus. Według informacji szwajcarskiego portalu 20 Minuten, Ameti oskarżono na podstawie artykułu 261. szwajcarskiego kodeksu karnego o publiczne znieważenie przekonań religijnych i zakłócanie pokoju religijnego.

Przepis powyższy przewiduje kary dla każdego, kto „publicznie i złośliwie znieważa lub wyśmiewa przekonania religijne innych, a w szczególności ich wiarę w Boga, albo złośliwie bezcześci przedmioty kultu religijnego”.
CZYTAJ DALEJ

Bezimienne mogiły

Niedziela warszawska 44/2012, str. 2-3

[ TEMATY ]

Wszystkich Świętych

Artur Stelmasiak

Socjalne mogiły na Cmentarzu Komunalnym Południowym

Socjalne mogiły na Cmentarzu Komunalnym Południowym

Ciała bezdomnych często chowane są w anonimowych grobach. Zmienić to postanowiła Warszawska Fundacja Kapucyńska. To pierwszy taki pomysł w kraju

Choć każdy z nas po śmierci może liczyć na takie same mieszkanie w Domu Ojca, to na ziemi panują inne zasady. Widać to doskonale na cmentarzu południowym w Antoninie, gdzie są całe kwatery, w których nie ma kamiennych pomników. Dominują skromne ziemne groby z próchniejącymi drewnianymi krzyżami. Wiele z nich zamiast imienia i nazwiska ma na tabliczce napisaną jedynie datę śmierci, numer identyfikacyjny oraz dwie litery N.N. - O tym, że przybywa takich bezimiennych mogił dowiedziałem się od przyjaciół. Wówczas postanowiliśmy rozpocząć akcję rozdawania bezdomnym nieśmiertelników, czyli blaszek podobnych do tych, które noszą wojskowi. Na każdej z nich wygrawerowane jest imię i nazwisko właściciela - mówi kapucyn br. Piotr Wardawy, inicjator akcji nieśmiertelników wśród bezdomnych. O skuteczność tej akcji przekonamy się w przyszłości. Jednak pierwsze skutki już poznaliśmy, gdy jeden z kapucyńskich „nieśmiertelnych” zmarł na Dworcu Centralnym. - Dzięki metalowym blachom na szyi policja wiedziała, jak on się nazywa oraz skontaktowali się klasztorem kapucynów przy Miodowej. Tu bowiem był jego jedyny dom - mówi Anna Niepiekło z Fundacji Kapucyńskiej. Kapucyni zorganizowali zmarłemu pogrzeb z udziałem braci, wolontariuszy oraz innych bezdomnych. Msza św. z trumną została odprawiona na Miodowej, a później pochowano go z imieniem i nazwiskiem na cmentarzu południowym w Antoninie. - Dla całej naszej społeczności była to bardzo wzruszająca uroczystość - podkreśla Niepiekło.
CZYTAJ DALEJ

TOPR apeluje: Nie wychodźcie w góry – fatalne prognozy pogody

2025-07-26 21:04

Karol Porwich/Niedziela

Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zaapelowało w sobotę wieczorem o całkowite zaniechanie wszelkich aktywności górskich w Tatrach w niedzielę. Powodem są wyjątkowo niekorzystne prognozy pogody, która może stanowić poważne zagrożenie dla życia i zdrowia turystów.

Dla powiatu tatrzańskiego na niedzielę wydano ostrzeżenie trzeciego – najwyższego – stopnia przed intensywnymi opadami deszczu. Towarzyszyć im będą gwałtowne burze z porywami wiatru dochodzącymi do 80 km/h. Miejscami możliwe są także opady gradu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję