...chleba naszego
powszedniego
daj nam
dzisiaj...
Jakże ważny temat przyszło mi dzisiaj poruszyć, skoro sam
Jezus Chrystus uczynił go przedmiotem modlitwy, tej modlitwy, którą
nas obdarował i którą codziennie wypowiadamy. Chleb. Pokarm codzienny.
Co w nim jest, że spożywany od dawien dawna, codziennie, pod każdą
długością i szerokością geograficzną, nie znudził się człowiekowi,
stale poszukującemu w potrawach wyrafinowanych smaków? Otóż ten szczery
dar Boży jest czymś absolutnie wyjątkowym wśród naszych pokarmów,
a dzięki swej niezwykłej codzienności urósł do rangi symbolu. Jest
tak codzienny, tak zwyczajny, że zauważamy go dopiero, kiedy go brak.
Od dawna w naszych polskich katolickich rodzinach obdarzany
był należnym mu szacunkiem - w każdym razie w moim rodzinnym domu.
Chleb spoczywał na stole, zajmując honorowe miejsce. Jeśli kiedykolwiek
upadł na ziemię, całowaliśmy go z czcią i nie do pomyślenia było,
by poniewierał się, a tym bardziej, by wyrzucany był razem ze śmieciami.
Napoczynając bochenek, mama czyniła na nim znak krzyża. Tak czyniła
prababcia, babcia, tak czynię i ja, ucząc tego swoje dzieci. Daleko
odeszliśmy dzisiaj od tradycji naszej wiary, pełnej szacunku dla
Bożych darów, jaka była ongiś w naszych rodzinach. Nie ma dla tego
żadnego usprawiedliwienia.
Przez mamę od pokoleń jestem związany z wsią, stąd tym opisem
chciałbym przypomnieć choć trochę smak dawnego domowego chleba, o
ile smak w ogóle można opisać. Pracą na polu zajmował się brat mamy
- wuj Julian. Zawsze podkreślał, że jest chłopem, a nie rolnikiem,
bo w Polsce nie ma stanu rolniczego, tylko chłopski. Był dumny, że
należy do tych, którzy żywią i bronią. Wtedy, jako dziecko, nie zdawałem
sobie sprawy z pewnych gestów wyrażających miłość do ziemi i jej
płodów, ale zapamiętane sceny po latach przynoszą właściwy pożytek,
podobnie jak ziarno rzucone na dobrą glebę przynosi obfity plon.
Wiosną wuj wychodził na pole, brał garść ziemi i rozcierał ją. Była
w tym ocena oraz znak miłości. Siał ziarno, czyniąc przedtem znak
krzyża i modląc się. Pracę na polu wykonywał z woli Bożej "dobrany
zespół". Najprzód konie, za nimi wuj Julian, a nad nimi, niejako
sprawując opiekę artystyczną - Boży śpiewak, skowronek. Ta dobrana
trójka, służąc dobru, czyniła sobie ziemię poddaną w radosnym trudzie,
pracując na chwałę Bożą. Praca na roli jest ogromnym wysiłkiem, wymaga
samozaparcia, hartu ducha i wielu sił fizycznych. Nie jest sielanką,
jak by to mogło wynikać z tonu mojej wypowiedzi. Wiele kropli potu
mego wuja wsiąkło w ziemię, może dlatego była tak urodzajna i dawała
dobre plony.
Żniwa. Ziarno sypnęło złotem. Jaka była z niego mąka! Biała,
bielutka. Tak biała jak opłatek. Z tej mąki w drewnianej dzieży babcia
zaczyniała ciasto. Chleby były duże, prostokątne, a cała krzątanina
wokół wypieku, cały ten rytuał był świętem w domu. Smak tego chleba,
jego biel, chrupiąca skórka, świeżość i zapach są dla mnie wzruszającym
wspomnieniem. Na ten niepowtarzalny smak składał się zapach maków
i chabrów, szum kołysanych wiatrem zbóż, śpiew skowronka, a nade
wszystko miłość polskiego chłopa do polskiej ziemi. Były to jedyne
w swoim rodzaju komponenty i nimi pachniał i smakował babciny chleb.
Dzisiaj już nie ma takiego chleba, i to nie dlatego, że nie ma już
babci i wuja między nami. Dzisiaj raczej nikt nie piecze chleba w
domu. Zmieniła się też uprawa ziemi. Dzisiejszy chleb pochodzi z
ziemi, która - przywalona tysiącami ton sztucznych nawozów - daje
ziarno, z którego mąka i wypieki z niej nasycone są różnymi polepszaczami,
uszlachetniaczami, całym tym trującym chemicznym balastem. Prawie
nikt nie wypieka chleba w sposób naturalny, na tzw. zakwasie. Świat
odrzucił naturalną gospodarkę, kieruje się tylko zyskiem. W takim
świecie chleb nie smakuje tak jak dawniej, bo też i nie może tak
smakować. Nie może smakować chleb, na którym już nikt nie czyni znaku
krzyża.
Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba...
Tęskno mi, Panie...
- Tak pisał nasz wielki wieszcz -
Norwid. Czy jest jeszcze gdzieś taki kraj?
Pomóż w rozwoju naszego portalu