Smutek jest starannie nieobecny w medialnym wizerunku człowieka. A jeśli już się pojawi, to po to, by zaraz zostać magicznie przemieniony w eksplozję radości, samozadowolenia, obowiązkowego optymizmu w którejś z reklam. Ma się wrażenie, że istnieje niepisany zakaz bycia smutnym na spotkaniach, konferencjach, bankietach. Kto jest smutny - można dopowiedzieć za tym zakazem - ten nie potrafi sobie z sobą poradzić, nie panuje nad emocjami, nie ma pozytywnego stosunku do życia, a na dodatek odbiera innym ich radość, czyli nieustanną wymianę uśmiechów. Smutny - to prawie jak chory, a na chorowanie przy ludziach nie można sobie pozwolić, zwłaszcza przy ludziach sukcesu, entuzjazmu i nieustannego dobrego samopoczucia. Zresztą, kto teraz ma czas na wsłuchiwanie się w czyjeś przyczyny smutku, na pocieszanie, a tym bardziej na dzielenie go z kimś... Nakazem jest zadowolenie - z siebie, ze spotkania, z życia, z imprezy („tak świetnie się bawię!”, „wszyscy są cudowni”)... Czyżby smutek był nowym rodzajem zła, nietaktu, obrazy?
- Wiem, że jeśli nie będzie czasem porządnego smutku, to i radość będzie bardzo wątpliwa - mówi bardzo pogodna z natury Magda. - Te dwa stany są jakoś przemienne w człowieku i nie można nieustannie przeżywać wszystkiego w euforii. Nie lubię powiedzenia: „Smutny święty to żaden święty”. Nic nie wskazuje na to, że święci byli gejzerami radości. Zbyt uważnie patrzyli na świat i ludzkie losy, by iść tylko ze śpiewem w stronę słońca... Osobiście wolę figurki Frasobliwego Chrystusa niż wizerunki promiennego Jesus Christ Super Star. Ten sztucznie wesoły robi wrażenie, że nie rozumie mnie ani ludzkich gehenn i że nie po drodze mu z... drogą krzyżową. Wątpię wtedy w prawdziwość takiego wizerunku. Ten, z ciężką od smutku głową, pozwala mi podzielić się z Nim swoimi bólami, a nawet próbować Go pocieszyć, czyli wziąć część Jego smutku na siebie. Jeśli się do mnie uśmiechnie - choćby blado - to ta radość będzie prawdziwa, będzie radością Aniołów Pocieszenia. Nikt z nas nie może dźwigać swojego losu na jednej szali...
Niestety, jest także zły smutek, który zaczyna być mroczniejącym kolorytem życia. Pogłębiającym się poczuciem bezsensu, beznadziejności, czarnowidztwa. Noszony w sobie, pielęgnowany wręcz, przemienia się w stan melancholii, w rozpacz, czasem w depresję. To już przekleństwo, choroba, krawędź, czarna dziura... W takim smutku do wściekłości może doprowadzić ten nakaz czy poza sztucznego zadowolenia. Do takiego kogoś nie trafia żadne słowo łatwego pocieszenia czy zachęty do optymizmu. Tu ktoś jakby przekroczył miarę smutku ludzkiego, dał się mu opętać. Tu „Anioł Smutku, co wszedł i tylko westchnął”, może po prostu podarować obecność, zasłuchanie, odwrócenie wbitego w mroczną stronę spojrzenia. Jednak potrzeba jeszcze Anioła Zmartwychwstania, otwierającego nieludzką siłą czeluść grobową duszy. Może dopiero radość i nadzieja wydobyte stamtąd mają swój prawdziwy smak i znaczenie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu