Wypowiedź matki
„Którejś nocy 1950 r. mój kilkumiesięczny synek konał w moich ramionach. Wtedy uklękłam z nim przed obrazem Matki Bożej i prosiłam: «Matko Najświętsza, ratuj!». Przyrzekłam, że
jeżeli wyzdrowieje, wychowam go na kapłana. W pewnej chwili mój synek zaczął bacznie wpatrywać się w obraz Maryi... Modliłam się długi czas. Rano lekarz stwierdził obustronne zapalenie płuc. Pomimo tak
groźnej diagnozy - dziecko powoli wracało do zdrowia. Rosło i rozwijało się prawidłowo.
Był rok 1964, syn kończył wtedy szkołę podstawową i któregoś dnia powiedział do mnie: «Mamo, wiem, że chciałabyś, żebym był księdzem, ale czy ja sobie poradzę...?» - i popatrzył
na mnie pytająco. Zaskoczyły mnie jego słowa. Odparłam gniewnie: «Nie dasz rady. My też nie damy rady...». Nic nie odpowiedział. Później bez słowa poszedł do szkoły, jaką mu wybraliśmy, ale
od 16. roku życia zmienił się... Już nie służył do Mszy św., przestał chodzić na religię, w niedzielę wychodził do kościoła, ale na Mszy św. go nie było... Zmienił się bardzo, choć pozostał dobrym chłopcem.
Gdy wrócił z wojska, jeszcze bardziej oddalił się od Boga.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że to ja jestem winna. To ja nie dotrzymałam przyrzeczenia Matce Bożej. Ministranci, klerycy, młodzi księża przypominali mi moją winę, patrzyłam na nich przez łzy. Ciągle
słyszałam słowa syna i moje NIE!
Syn ożenił się, jest dobrym mężem, lecz nie chciał ślubu kościelnego, dziecka też nie chciał ochrzcić. Prosiłam, lecz grzecznie mnie zbywał. A mnie dręczyła myśl, że odszedł od Pana Boga przeze mnie.
Modliłam się wytrwale i wierzyłam, że kiedyś się nawróci. Sama chciałam przebaczenia dla siebie. Błagałam też św. Maksymiliana o wstawiennictwo. Modliłam się przed cudownym wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej,
prosiłam o Mszę św. na Jasnej Górze w intencji mojej i syna.
Teraz już mogę napisać ze łzami szczęścia w oczach: w październiku 1983 r. odbył się ślub i chrzest”.
(Za: Rycerz Niepokalanej, 1984, nr 3/333, s. 91)
„Obyśmy pozostali wierni Jej Matczynej Twarzy!”
Dwa krótkie fragmenty wyznań niech zakończą naszą relację o niektórych spośród ogromnej liczby cudownych wydarzeń, za które wszyscy mamy powody, by dziękować Maryi. Najpierw zeznanie z 15 stycznia 1984 r.
osoby wprost rozkochanej w Jasnej Górze.
„Od szóstej klasy szkoły podstawowej jestem częstym pielgrzymem na Jasną Górę. Czuję się z nią bardzo związana. Doznałam bardzo wielu łask od Matki Bożej Jasnogórskiej.
Stwierdzam, zgodnie ze swoim sumieniem, o czym pisałam też w liście, że 26 sierpnia 1983 r. o północy od dworca kolejowego w Częstochowie szłam na kolanach na Jasną Górę do Kaplicy Cudownego
Obrazu.
Dotarłam tam na godzinę 7.30. Po przywitaniu Matki Bożej poszłam do zakrystii złożyć wotum - złoty pierścionek zapisany w Księdze wotów pod numerem 1348.
Była to moja dziękczynna pielgrzymka do Matki Bożej za doznane łaski i Jej opiekę, której doświadczyłam (jednego roku co miesiąc przyjeżdżałam z Ciechanowa na Jasną Górę).
Od kilku lat doznawałam bardzo silnych bólów kręgosłupa, które powodowały sztywnienie rąk. Ból był nie do opisania. Sanatoria i leki nic nie pomagały. Bóle te ustały po odbyciu tej pielgrzymki na
kolanach - do tej pory ich nie odczuwam i jestem pełnosprawna...”.
Gdy kronikarz wyraził zdziwienie takim wyczynem, a zarazem podał w wątpliwość jego roztropność, usłyszał szokującą odpowiedź: „Nie wiem, czy to roztropne, czy nie, ale ja mam naprawdę za co
dziękować Matce Bożej i postanowiłam sobie jeszcze raz odbyć taką samą pielgrzymkę”. l faktycznie, kobieta uczyniła to 26 sierpnia 1984 r.
Drugim słowem-wyznaniem, którym ciągle żyjemy, jest modlitwa Ojca Świętego Jana Pawła II, wypowiedziana 10 lutego 1982 r. Oto jej fragment:
„Od sześciu stuleci jesteś na Jasnej Górze, Matko Chrystusa, dana nam jako Matka nasza. Ileż pokoleń przeszło tamtędy, patrząc w Twoją Matczyną Twarz, Twarz zatroskaną, miłującą. Poprzez wyraz
tej macierzyńskiej Twarzy nauczyliśmy się Ewangelii... Obyśmy pozostali wierni Twej Matczynej Twarzy!”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu