Rzadko wychodzę z domu. Choroba nie pozwala mi uczestniczyć w
życiu społecznym tak jak niegdyś. Świat oglądam z okna czwartego
piętra. Pierwszego września wzrok mój przyciągnęły odświętne ubrania
dzieci i młodzieży powracających z inauguracji roku szkolnego na
Jasnej Górze. W pewnym momencie poczułam, jak pamięć przywołuje obrazy
sprzed dwudziestu lat. Na tym samym balkonie stałam z mężem i z niepokojem
przyglądałam się uciekającym przed zomowcami i milicją młodym ludziom.
Wokół rozlegały się krzyki i huki wystrzałów pocisków z gazem. Był
wieczór 1 września 1982 r. Powracającą z Jasnej Góry ze Mszy św.
pod Szczytem na rozpoczęcie roku szkolnego młodzież zaatakowała milicja
i zomo. Młodych pałowano, oblewano wodą z armatek wodnych i gazowano.
Akcja była na pewno przygotowana wcześniej. Wydawało się, jakby na
ten wieczór sprowadzono zomowców z połowy Polski. Nawet na czwarte
piętro mojego bloku przy ówczesnej alei Lenina dochodził duszący
i łzawiący zapach gazu, którym zaatakowano młodzież.
Pełni niepokoju wyruszyliśmy z mężem po córkę, która pracowała
w szpitalu przy ul. św. Barbary. Szliśmy aleją Lenina, później ulicami
Partyzantów, Jasnogórską, koło hotelu "Patria". Aleje Najświętszej
Maryi Panny były już puste, ale wszędzie wokół widać było porozrzucane
puszki z gazem i powywracane ławki. Minęliśmy park podjasnogórski.
Wokół pełno było milicji i zomo. Nas nie zatrzymywno. Odebraliśmy
córkę ze szpitala i ruszyliśmy w powrotną drogę do domu. W Alejach
milicja legitymowała nas trzy razy.
Przyglądając się z balkonu młodzieży, rozmyślałam o tym,
że to przecież dzieci tych młodych sprzed dwudziestu lat. O tym 1
września 1982 r. pod Jasną Górą nikt już nie mówi, nikt nie pisze.
Tyle nadziei się rozwiało, tyle goryczy narosło. Wtedy młodzi, dziś
czterdziestolatkowie są rozgoryczeni, niespełnieni, nie chcą mówić
o tym, co przeżyli. Dziś są bezrobotnymi, często mieszkają przy rodzicach,
bez perspektywy własnego mieszkania. Ci, którzy mają pracę, zarabiają
grosze lub pracują na trzech etatach, by zapewnić dzieciom godniejsze
życie. Byli naładowani ideałami, wartościami, patriotyzmem. Na własnej
skórze przekonali się, że za uczciwość płaci się wysoką cenę. Kto
im przywróci nadzieję? Kto odblokuje pamięć, by przekazywać młodym
najnowszą przecież historię?
Z czwartego piętra mojego bloku przyglądałam się roześmianym
młodym ludziom powracającym w tym roku z rozpoczęcia roku szkolnego,
ale myślami byłam z młodymi sprzed dwudziestu lat. Byłam świadkiem
ich trudnej młodości i jestem świadkiem ich trudnej dorosłości. Tak
bym pragnęła, by podzielili się swoją pamięcią. Ich pamięć jest tak
potrzebna młodym dzisiaj...
Wspomnień Lucyny Betcher wysłuchała
Pomóż w rozwoju naszego portalu