Reklama

„Sprawiedliwość niech sprawiedliwość znaczy...”

Niedziela Ogólnopolska 11/2006, str. 13

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Zbigniew Suchy: - W miarę spokojny tok naszych refleksji przygotowujących na przyjazd Ojca Świętego do Polski zakłóciły ostatnio medialnie ostro nagłaśniane problemy kapłańskiej lustracji. Należy oczekiwać, że problem będzie przez media „pielęgnowany”. Jakie jest w tej kwestii zdanie Księdza Arcybiskupa?

Abp Józef Michalik: - Konferencja Episkopatu Polski zajęła się tym problemem 18 czerwca 2005 r. Przestrzegała, że lustracji czy ujawniania nazwisk tajnych współpracowników nie godzi się dokonywać „w atmosferze intryg i pomówień, bez umożliwienia obrony osobie pokrzywdzonej, przede wszystkim zaś nie wolno zapominać o podstawowej odpowiedzialności osób i instytucji, które łamały ludzkie sumienia”. Wychodzi na to, że obecnie to łamany i niekiedy nawet złamany ksiądz czy inny człowiek jest piętnowany za swoją słabość czy nieroztropność, a prześladowcy i twórcy systemu dalej są nietykalni. Nadchodzi czas, że wreszcie może zdobędziemy się na poszanowanie prawdy, ale w miłości do wszystkich.
Konferencja pozostawiła biskupom wolną rękę w podejmowaniu działań związanych z poruszonym tematem. Każda diecezja miała i ma sobie właściwy kontekst i rozeznanie zarówno spraw, jak i osób żyjących obecnie, a także sytuacji dotyczących czasów komunistycznego zniewolenia. Stąd roztropności biskupa i jego znajomości historycznych kontekstów pozostawiono wolność działania w tej mierze. Dlatego na to pytanie odpowiem jako człowiek, który współczuje ludziom prześladowanym (a jest takich ponad 30 tys., uwięzionych tylko w 3-4 latach powojennych, potem te liczby ciągle rosły). Ale przede wszystkim współczuję Panu Bogu, którego obrażano nienawiścią i kłamstwem. To kłamstwo trwa nadal, deptana jest Prawda. To Prawda woła dziś o miłosierdzie. Miejmy odwagę rozeznać i przyznać się do prawdy o nas samych, choć niekiedy może trzeba jej będzie nawet dochodzić.
Pragnę też wyrazić moje współczucie wszystkim księżom, którzy w tamtych czasach byli poddawani różnorakim naciskom, także fizycznym, ale mimo tego nie ugięli się i pozostali wierni Kościołowi. Jest ich bardzo wielu i to ich postawa winna być przede wszystkim dziś ujawniana i podkreślana, aby pokazać heroiczność ludzi Kościoła w tamtych czasach. Bł. ks. Władysław Findysz jest przecież przykładem odwagi i wierności Kościołowi i jego pasterzom, a został umęczony nie tak dawno, w czasie zbierania soborowych czynów dobroci (+1964).
Problem księży, którzy ulegli presji i być może w różny sposób dali powód do tego, co dziś się nagłaśnia, jest skomplikowany i nie może być rozpatrywany globalnie, bo każdy „przypadek” dotyczy człowieka, sytuacji, zawiera jakieś motywy, zamiary, ale i skutki działań. Tu szczególnie nie na miejscu byłaby ogólna egzekucja, ale i daleki jestem od ogólnego „rozgrzeszania”.
Nasze spojrzenie na słabych czy „upadłych” bardziej potrzebne jest pokoleniom przyszłym niż samym zainteresowanym. Z tym problemem zmagał się Kościół od pierwszych prześladowań w okresie Cesarstwa Rzymskiego (św. Cyprian). Tak zwani „lapsi”, czyli upadli, mieli prawo wrócić do czci i sławy w oparciu o wyznanie winy, pokutę i późniejsze życie.
To bardzo dotkliwy problem i nie można go leczyć doraźnie, ukrywając czy „zamiatając pod dywan”. Sprawa ta wymaga głębokiej analizy historycznej i refleksji teologicznej. Duchownych, tak jak wszystkich innych ludzi oskarżonych o współpracę z UB, nie wolno bronić wbrew prawdzie, bo uczestniczylibyśmy w pomnażaniu zła, ale nie wolno też pomijać miłości i pokornego spojrzenia na siebie i swoje słabości - może i my w podobnych warunkach nie wyszlibyśmy na bohaterów!
To, co się dzisiaj dzieje, sprawia jednakże wrażenie nagonki. Prasowe denuncjacje przypominają nieco anonimy, które przychodzą do Kurii na niektórych księży czy działaczy społecznych. Nigdy nie są one traktowane jako „dowód” w sprawie. Są po prostu niszczone, najczęściej bez czytania. Powiem więcej: to, co się dzieje obecnie, jest dla mnie dowodem, że dawny IV Departament żyje i ma się dobrze. Wszyscy wiemy, że był taki czas, kiedy niektórzy ludzie - bez społecznego mandatu i bez społecznej kontroli - mieli wgląd w teczki i spędzili w archiwach sporo czasu. Możemy się tylko domyślać, że je „przeglądali” i oczyszczali według własnych kryteriów. Nie jest też tajemnicą, że wysocy funkcjonariusze służb specjalnych wynieśli niektóre materiały i mają je u siebie. Nieudolność wymiaru sprawiedliwości niektórych rządów poprzednich kadencji sprawiła, że wiele spraw, będących w kompetencji organów prawa, zostało zaniedbanych. Do akcji wkroczyli na szczęście (czy na nieszczęście?) dziennikarze i, owszem, udało się im osiągnąć parę spektakularnych sukcesów. To niejako ośmieliło ich do dalszych poszukiwań. Wiedzą, gdzie szukać, i znajdują sensacyjne wiadomości, które bezkarnie nagłaśniają. Na pierwszych stronach różnych tygodników pojawiają się nazwiska rzekomych współpracowników UB. To karygodne. Akta przecież mogą ujawniać rzeczy nieprawdziwe, pisane przez spolegliwego wobec swej władzy funkcjonariusza UB, który zabiegał o premię i awans, a z reguły daleko był od prawdy i nie liczył się z sumieniem. Kiedy oglądamy relacje z procesów groźnych przestępców, widzimy, że nawet kiedy już zapadł wyrok, ukrywa się ich nazwiska i twarze. Potrzeba specjalnego pozwolenia prokuratorskiego, by można było pokazać twarze oskarżonych podczas procesu.
A co dzieje się w prasie? Zupełna bezkarność - podaje się nazwiska, tłamsi się ludzi, w tym przypadku kapłanów. Co charakterystyczne - wybiera się duchownych, którzy do tej pory byli ludźmi o uznanej renomie.
Pozbawienie człowieka dobrego imienia jest wielką niesprawiedliwością, krzywdą niekiedy nieodwracalną. Trzeba temu koniecznie zaradzić i położyć kres. Nie należy bać się ujawnienia pełnej prawdy o mocodawcach i zniewolonych lękiem współpracownikach, ale powinna to być relacja sprawdzona, pozwalająca na podanie wyjaśnień, okoliczności łagodzących lub obciążających. Trzeba dać też tym ludziom szansę naprawienia wyrządzonych krzywd. Bez tego nie uwolnią się od swojej winy. Bezkarność spowoduje, oczywiście, kolejne sensacje.
Kościół chyba zdał egzamin w sytuacji, kiedy pojawili się współpracownicy rządu komunistycznego, tzw. księża patrioci. Było wiadomo, którzy to są, pozostawali pod kontrolą biskupa i opinii środowiska i jakoś dożyli swojej starości w godności. Nie awansowano ich, nie kryto, że to, co zrobili, było naganne, ale też stosowano zasadę, że człowiek bywa słaby, nawet uwikłany, ale nie można mu odbierać nadziei, godności, które są warunkiem podstawowym do poprawy. Jestem przekonany, że i problem, o którym mowa, jest znany biskupom w tym znaczeniu, że niektórzy księża powiadomili swoich pasterzy o przeżywanym dylemacie sumienia, i tu jest zasadnicza rola biskupa: pomóc naprawić zło wyrządzone wobec Boga, Kościoła, konfratrów i ludzi.
Prasowa burza ma na celu przyćmienie wizerunku Kościoła, a może nawet chęć wmanewrowania biskupów w rolę publicznych oskarżycieli. Osobiście nie zamierzam reagować na tego rodzaju próby.
Zasadę zachowania duchownych i biskupa lakonicznie, ale wiążąco, sformułował św. Bazyli Wielki, kiedy napisał: „Albo odwracamy się od zła z obawy przed karą - jesteśmy wtedy jako niewolnicy; albo też zachęca nas nagroda - jesteśmy wtedy podobni do najemników. Albo wreszcie jesteśmy posłuszni dla samego dobra i dla miłości Tego, który rozkazuje... a wtedy jesteśmy jako dzieci” (Regulae fusius tractatae).
Wspominałem już o tym, że nie uważam, aby w sytuacji, kiedy chodzi o etykę, duchowni mieli być traktowani inaczej niż inni ludzie. Tu zasady jednakowo obowiązują wszystkich. Ujawnia się też rola wymiaru sprawiedliwości, który winien działać z poszanowaniem prawdy, ale i w sposób szanujący podejrzanego. Może też wreszcie zdobędziemy się na odwagę odcięcia od systemu i tych ludzi, którzy za duże pieniądze tworzyli klimat zastraszenia, szantażu i nieludzkich metod łamania przeciwników nieludzkiego systemu. Podjęte przez nowy rząd próby oczyszczenia państwa budzą też pewną nadzieję. Ostatni komunikat IPN porządkuje, przynajmniej częściowo, tę zawikłaną sytuację. Apeluje mianowicie, aby pokrzywdzeni, którzy zechcą ujawnić nazwiska agentów, którzy na nich donosili, podawali także i swoje dane. Projekt jednakże ma wielu „zdenerwowanych” przeciwników. Ci z kolei mają nieukrywane wsparcie mediów, co także jest zastanawiające. I jakoś nikt nie protestuje na ten trwający już od kampanii wyborczej proceder popierania i obrony wyłącznie swojej własnej wizji spraw, złączonej niewątpliwie z własną opcją polityczną. Mam nadzieję, że zmiany w Krajowej Radzie Radiofonii uleczą ten niedemokratyczny sposób dezinformowania opinii publicznej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Katarzyna z Genui

Drodzy bracia i siostry! Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto. Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy. Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość. Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę. Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów. Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga. Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu. U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r). Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec. Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję. Tłum. st (KAI)/Watykan
CZYTAJ DALEJ

Niezwyciężony Triumf serca

2025-09-02 08:23

Niedziela Ogólnopolska 36/2025, str. 54-55

[ TEMATY ]

film

kino

Mat.prasowy

12 września na ekrany kin wchodzi ekranizacja amerykańskiego reżysera o polskim męczenniku.

I zaprowadzili ich do bloku numer 11, oznaczonego wówczas numerem 13. Kazali im rozebrać się do naga. Wpędzili ich wszystkich dziesięciu do piwnicy, do celi numer 18, bardzo niskiej i małej, o wymiarach dwa i pół metra na dwa i pół metra, z jednym zakratowanym, kwadratowym okienkiem pod sufitem, z podłogą z betonu. W rogu stało wiadro na odchody. Tam mieli umrzeć głodową męką. Esesmani zatrzasnęli żelazne drzwi” (z opisu śmierci św. Maksymiliana według tekstu Transitus z Harmęży).
CZYTAJ DALEJ

Przejmujące świadectwa podczas Jubileuszu Pocieszenia

2025-09-15 19:48

[ TEMATY ]

jubileusz

świadectwa

PAP/EPA/RICCARDO ANTIMIANI

O trudzie przekształcania tragedii w zalążek nadziei mówiły podczas czuwania modlitewnego Jubileuszu Pocieszenia w bazylice watykańskiej dwie kobiety.

Pierwsza z nich Lucia Di Mauro z Neapolu opowiedziała o swej tragedii, kiedy 4 sierpnia 2009 roku jej mąż ochroniarz, został zamordowany przez grupę młodych ludzi podczas pracy na placu Carmine, w historycznym centrum miasta. Miał zaledwie 45 lat.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję