W ostatnich tygodniach uczestniczyłem w dwóch ważnych wydarzeniach, które z jednej strony wiele mówią o latach komunistycznej dyktatury w PRL-u, a z drugiej - wydają świadectwo o nas dzisiaj. I tak 13 sierpnia byłem w Zakopanem z prezydentem Lechem Kaczyńskim przy odsłonięciu pomnika majora Józefa Kurasia „Ognia”. Postument poświęcił bp Albin Małysiak, a uroczystości poprzedziła Msza św. w kościele Świętej Rodziny przy Krupówkach.
Kim był Józef Kuraś, skoro Prezydent Polski przerwał urlop nad morzem i przybył do stolicy Tatr? Pochodził on z Waksmundu na Podhalu. Był najpierw żołnierzem września, a po klęsce przystąpił do konspiracyjnej Konfederacji Tatrzańskiej i przyjął pseudonim „Orzeł”. Potem ze swym oddziałem walczył w szeregach Armii Krajowej. Gdy w 1943 r. hitlerowcy zamordowali jego ojca, żonę i synka oraz spalili dom, zmienił pseudonim na „Ogień”. Wiosną 1944 r. Józef Kuraś przeszedł do Ludowej Straży Bezpieczeństwa, zbrojnej formacji Stronnictwa Ludowego „Roch”. Na początku 1945 r. przez Mikołajczykowskie SL został skierowany do tworzenia Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Targu. Gdy po trzech tygodniach zorientował się, że nie służy wolnej Polsce, tylko Sowietom, zbiegł w góry ze swoimi ludźmi i zorganizował antykomunistyczne zgrupowanie partyzanckie „Błyskawica”. Prawie dwa lata uniemożliwiał rozbudowę struktur komunistycznych na południu Małopolski: konfidentów bezpieki karał śmiercią, atakował posterunki UB, chronił ludzi przed aresztowaniem i śmiercią. Zginął w lutym 1947 r. otoczony przez grupę operacyjną KBW w Ostrowsku. Nigdy nie odnaleziono miejsca jego pochówku.
Przez wiele lat propaganda komunistyczna w PRL-u przedstawiała „Ognia” jako bandytę i okrutnego góralskiego watażkę, opluwała „ogniowców”, wmówiła wielu, że Józef Kuraś jest postacią kontrowersyjną. Jednak badania tajnych do niedawna akt UB pokazują, że mieszkańcy Podhala powszechnie popierali „Ognia”, a osoby, na które wydał wyrok, były donosicielami bezpieki.
Można było przypuszczać, że w wolnej Polsce od razu wszyscy uznają Józefa Kurasia za bohatera, a władze niepodległej Rzeczypospolitej zdobędą się na gest budowy pomnika. Niestety, podobnie jak w przypadku pułkownika Kuklińskiego, komuś zależy na tym, aby takich bohaterskich Polaków ukazywać w podwójnym świetle - raz jako bohaterów, innym razem jako zdrajców. Dobrze się więc stało, że po 17 latach sztucznych dyskusji i sporów prezydent Lech Kaczyński oddał hołd majorowi Kurasiowi, a jego żonie przyznał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski „w uznaniu za wybitne zasługi w działalności na rzecz niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej”. Prezydent zaznaczył przy tym, że jest to odznaczenie szczególne dla wszystkich, którzy walczyli wraz z „Ogniem”.
Drugim bohaterem, o którym chciałbym wspomnieć, jest ks. Roman Kotlarz - bohater radomskiego Czerwca 1976 r. Uczestniczyłem 20 sierpnia w Koniemłotach koło Staszowa w obchodach 30. rocznicy jego męczeńskiej śmierci. Jako proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Pelagowie koło Radomia, ks. Kotlarz 25 czerwca 1976 r. znalazł się - jak sam pisał - „świadomie i dobrowolnie” w ogromnej rzeszy strajkujących z Zakładów Metalowych im. gen. Waltera w Radomiu. Następnie ze schodów kościoła Świętej Trójcy błogosławił protestujących robotników w czasie manifestacji. Później ks. Kotlarz wraz z wiernymi pelagowskiej parafii modlił się w intencji pobitych, aresztowanych i usuwanych z pracy robotników. W kazaniach domagał się szacunku dla człowieka i jego pracy, piętnował kłamstwo i brak sprawiedliwości w PRL. Wzywany na przesłuchania, przechodził „ścieżki zdrowia”, kilkakrotnie w okrutny sposób został pobity do nieprzytomności przez „nieznanych sprawców”. Pogrzeb ks. Kotlarza, 20 sierpnia 1976 r., przerodził się w wielką manifestację. Trumnę z ciałem Księdza robotnicy nieśli na barkach drogą ze szpitala w Krychnowicach do Pelagowa. Po Mszy św. polowej ciało ks. Kotlarza przewieziono do Koniemłotów, gdzie zostało złożone w rodzinnym grobie.
Naszym „pomnikiem” dla tego bohatera byłaby beatyfikacja, o którą modlono się podczas Mszy św. odprawianej przez bp. Edwarda Materskiego i bp. Andrzeja Dzięgę. Uczestniczący w uroczystościach marszałek Sejmu Marek Jurek oraz minister Przemysław Gosiewski zgodnie twierdzili, że wolna Polska ma swoich bohaterów duchownych i świeckich, którzy walczyli nie tylko o wolną ojczyznę, ale i o zachowanie Boskich i ludzkich praw.
Nie wolno nam dzisiaj zapomnieć o doświadczeniach zła i cierpienia, jakich doznały dziesiątki tysięcy Polaków w minionych latach. Piszę to, biorąc udział w pracach Senatu nad ustawą lustracyjną, a właściwie nad ujawnianiem dokumentów dawnej Służby Bezpieczeństwa. Jaki ogromny garb ciąży na nas z tego powodu, że przez 17 lat państwo chroniło oprawców, pozostawiając ofiary na łasce losu. Nie jest prawdą - co przez lata wmawiała nam Gazeta Wyborcza - że w latach PRL-u „wszyscy byliśmy umoczeni”, że „lustracja jest jak wrzucenie granatu w szambo”.
Mamy dzisiaj IPN, są archiwa, dlatego powinniśmy jeszcze raz podjąć budowę niepodległego państwa polskiego, odsłaniając pełną prawdę o latach PRL-u, budując pomniki bohaterom oraz potępiając komunistycznych agentów i zdrajców.
Pomóż w rozwoju naszego portalu