Drugi najbardziej prestiżowy dziennik amerykański „The New York Times” pisze o sprawie meczetu w Kolonii. Ciekawe, jak z perspektywy liberalnej amerykańskiej gazety wygląda sprawa koegzystencji dwóch kultur na Starym Kontynencie: zakorzenionej od wieków kultury chrześcijańskiej i agresywnej, zdobywającej coraz to nowe pola kultury - muzułmańskiej. Z każdym rokiem, i to coraz śmielej, zajmuje ona większe tereny na mapie kulturalnej Europy.
Kolonia jest miejscem wyjątkowym. Nazywana czasem „Rzymem Północy”, ze swoją przepiękną, największą w Europie, gotycką katedrą i wieloma kościołami romańskimi, które są swoistymi pieczęciami korzeni kultury. W nich widać fundatorów miasta i europejskiej cywilizacji.
Kolońska, 120-tysięczna wspólnota muzułmańska, składająca się w większości z tureckich imigrantów, chce wybudować w robotniczej dzielnicy miasta największy w Niemczech meczet. Zresztą, nie pierwszy w tym kraju. Liderzy muzułmanów przekonują, że mają prawo do manifestacji swojej wiary, a ponadto obiecują, że meczet będzie zabezpieczeniem przed radykalizacją postaw zarobkowych imigrantów z Turcji. Po wypadkach brytyjskich w tego typu gwarancje mało kto już wierzy.
Jednym z przywódców opozycji przeciw budowie meczetu jest żydowski pisarz Ralph Giordano. W tych zamiarach dostrzega on znak pełzającej islamizacji Niemiec. Debata ma już charakter narodowy. Bo z jednej strony stoi własna tożsamość, a z drugiej - prawie trzymilionowa mniejszość muzułmańska, która w pluralistycznym społeczeństwie ma swoje prawa. Niemcy nie wiedzą, co zrobić z problemem, tym bardziej że muzułmanie mało integrują się z niemieckim społeczeństwem. Niektórzy mimo kilkuletniego pobytu nie znają nawet słowa po niemiecku. Metropolita Kolonii kard. Joachim Meisner zapytany w radiowym wywiadzie, czy boi się meczetu, odpowiedział: - Nie chciałbym powiedzieć, że się boję, ale jestem zakłopotany.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu