Reklama

Chłopcy z ulicy

Ci, którzy przyszli tu niedawno, są jeszcze jak dzikie koty. Mają to w oczach: przymrużonych, nieufnych… Często kładą się na betonie, zaszywają w zakamarkach pod murem. Podwórko salezjańskiego domu dla dzieci ulicy w Limie ma gładki cement i wysokie krawężniki, żeby - zwłaszcza na początku - nie było zbyt obco

Niedziela Ogólnopolska 3/2008, str. 32-33

Chłopcy lubią prace ręczne. „Alianza” to ich ukochany klub piłkarski z Limy
Małgorzata Cichoń

Chłopcy lubią prace ręczne. „Alianza” to ich ukochany klub piłkarski z Limy <br>Małgorzata Cichoń

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Jozue był pucybutem, przez cały dzień zarabiał cztery sole, które ledwie starczały na jedzenie. Ale na willę, samochód, podróże - już nie. Wcześniej w domu na prowincji oglądał w telewizji serial o Carringtonach i myślał, że tak żyje się w wielkim mieście. W swoim domu nie miał łóżka, stołu, tylko ten telewizor… Czemu więc miałby mu nie wierzyć?
Przygarnęła go ulica. Zimno, chłód, bijatyki, strach przed gwałtem i policją. Bez wykształcenia i pieniędzy nie miał szans na przeżycie w Limie. Jozue miał 11 lat, gdy polski misjonarz ks. Piotr Dąbrowski zapytał go, czy mógłby przyjść do domu przy ulicy Brasil 210. Salezjanin miał tam cztery pary butów do czyszczenia. Zapłacił za robotę, a potem zagadnął chłopca, czy chce się umyć i zjeść kolację. Jozue chciał. Zobaczył innych chłopaków. Po kilku dniach przyszedł do biura misjonarza z pytaniem, czy może zostać na stałe.
- Nikomu nie odmawiam. To dom dla tych, którzy go nie mają - mówi ks. Piotr Dąbrowski. - Nowy chłopak musi się jednak podporządkować pewnym regułom: sam zdecydować, czy chce z nami być, nie wychodzić w nocy oraz przestrzegać planu dnia.
Chłopcy budzą się o szóstej rano, gimnastykują się, biorą szybki prysznic, jedzą śniadanie i wychodzą do szkoły. Wracają na obiad, po południu wspólnie sprzątają cały dom: myją naczynia, zamiatają podwórko i boisko, podlewają kwiaty. Na zmianę pracują w kiosku z napojami i słodyczami. Po sprzątaniu grają w piłkę nożną. Później odrabiają lekcje.
O dwudziestej siadają na krawężnikach u stóp ks. Piotra. Po modlitwie ich opiekun robi krótką pogadankę: czasem pochwali, innym razem stanowczo zgani swą blisko stuosobową gromadkę.
W poniedziałki cały dom robi generalne pranie, które potem chłopcy rozwieszają na murkach wokół boiska. W piątki i niedziele obowiązuje wspólna Msza św. W niedziele można odwiedzić rodziny, a ci, którzy ich nie mają, wychodzą z Moniką na plażę.

Izajasz prosi Monikę o różaniec

Reklama

Monika, wolontariuszka z Białegostoku, jest pedagogiem. Przyjechała do Limy zaraz po ukończeniu studiów. Niektórzy chłopcy mówią do niej „mamita”, czyli mamusiu, lecz - jak sama przyznaje - początki miała trudne. Chłopcy zaufali jej dopiero wtedy, gdy opiekowała się nimi podczas epidemii grypy. Podawała witaminy, antybiotyki, nieraz robiła im zastrzyki. Pozostałych odwiedzała w szpitalu. W domu zajmuje się wszystkim po trochu: kupuje jedzenie, nadzoruje wydawanie posiłków i sprzątanie, prowadzi też warsztaty plastyczne, podczas których uczy chłopaków, czym jest impresjonizm, abstrakcja i kubizm...
Niedawno jeden z wychowanków, Izajasz, poprosił Monikę o różaniec:
- Po co ci? - pyta z niedowierzaniem wolontariuszka. - Gdy ci ostatnio dałam różaniec, to uciąłeś krzyżyk i zrobiłeś sobie koraliki.
- Będę się modlił za moją mamę - obiecuje chłopak.
- Nie wierzę ci już - odpowiada Monika. Za chwilę jednak ustępuje. - No dobra, ale będziemy się modlić razem.
Po kilku miesiącach do Moniki dołączył wolontariusz z Łodzi, Darek. Przed wyjazdem sprzedał samochód, zostawił mieszkanie. Nie ma wykształcenia pedagogicznego, ale pracował przedtem w łódzkim hospicjum i w poprawczaku. Właściwie nie jest już Darkiem, bo chłopcy zwracają się do niego po hiszpańsku: Dario. Wolontariusz wierzy, że to symboliczna zmiana imienia, bo zaczyna się nowy etap w jego życiu. Ileś lat temu był inny, zbuntowany, otarł się o sprawy ulicy. Teraz o tamtym okresie mówi: „poprzednie życie”. Potem był przełom, spotkanie z Bogiem. Dla chłopców chce być bratem i przyjacielem.
- Trochę ich rozumiem - zwierza się.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podopieczni ks. Piotra

Reklama

Ci, którzy przyszli tu niedawno, są jeszcze jak dzikie koty. Mają to w oczach: przymrużonych, nieufnych… Często kładą się na betonie, zaszywają w zakamarkach pod murem. Podwórko salezjańskiego domu dla dzieci ulicy w Limie ma gładki cement i wysokie krawężniki, żeby - zwłaszcza na początku - nie było zbyt obco. Z czasem chłopcy oswajają się z domem, a dom z nimi.
Jan cierpliwie czyta książkę w sali do nauki. Tak jak inni chłopcy ma tu wygodne krzesło i porządne biurko. Na ścianach wiszą pogodne obrazy. Ośrodek jest zadbany, ale nadal w remoncie, bo przybędzie szpitalik i większa biblioteka.
19-letni Manuel Rojas jest w domu czwarty rok, pracuje na lotnisku - robi opakowania do posiłków podawanych w samolocie. Chce zostać pilotem. Jest wesoły, śmiało patrzy rozmówcy w oczy. Ma plik zeszytów pod pachą, bo właśnie wrócił z technikum. Ks. Piotr zapłacił mu za kurs prawa jazdy, a teraz często wysyła go autem po większe sprawunki. Manuel niedawno przyprowadził do salezjanów swojego brata, Saula. Pilnuje go jak oka w głowie. I nie daj Boże, żeby w czymś zawalił!
Saul ma właśnie dyżur w kuchni. Ks. Piotr wpaja chłopakowi, żeby dokładnie wycierał kuchenne kafelki, jakby to robił dla swojej ukochanej. Żartuje, że przyszła żona Saula podziękuje mu za dobre wychowanie męża.
- Kobietom w Peru nie jest łatwo. To one są głowami rodziny. Już przed ślubem zastanawiają się, co będzie, gdy mąż je zostawi. Nie ma tu modelu rodziny - skarży się ks. Piotr. - Mężczyźni mogą mieć po kilka kobiet. Piją, bywa, że wyrzucają dzieci na ulicę. Dla chłopców najważniejszą osobą jest mama, ojca nie znają lub chcą o nim zapomnieć...

Znalazłem ulicę, znalazłem dom...

Kiedyś ks. Dąbrowski wychodził na ulice, szukał. Teraz chłopcy sami przyprowadzają swoich kolegów. Przyciąga ich to, że w domu mogą mieć coś własnego: łóżko, biurko i zamykaną na kluczyk szafkę. Misjonarz nie chce dla swoich wychowanków byle czego.
- Nie można im dawać z tego, co zbywa - tłumaczy.
Chłopcy noszą więc kolorowe podkoszulki i dżinsy. Gdy dostali od sponsorów adidasy, nawet do spania nie chcieli ich ściągać.
- Jakoś na wszystko znajdują się pieniądze - przyznaje salezjanin. - Właściciele linii lotniczych oddają nam rzeczy zgubione przez pasażerów, firmy biorą chłopców na praktyki zawodowe, sklepy dzielą się jedzeniem.
Gdy któryś z wychowanków domu obchodzi jakieś ważne święto: przyjmuje chrzest, Pierwszą Komunię św. lub bierzmowanie, to po uroczystości wychodzi z ks. Piotrem na obiad do restauracji. Chłopak zamawia tam prawdziwy rarytas - kurczaka z frytkami. Jest trochę skrępowany, ale uśmiechnięty. Takie wyjście z „tatą” - to wielki dzień.
Ks. Piotr rozwiesza na ścianach domu foldery salezjańskiej szkoły technicznej, która znajduje się tuż za rogiem. Można po niej zostać mechanikiem, informatykiem, stolarzem… Jozue ogląda kolorowe zdjęcia warsztatów. Jeszcze niedawno nawet nie marzył o szkole, teraz wszystko się zmieniło. Ma przecież swój adres: ulica Brasil 210, Lima.

Epilog

Ks. Piotr w styczniu 2007 r. został przeniesiony do Piury, na północ Peru. Monika wróciła do Polski, obecnie wykłada pedagogikę w Białymstoku i przygotowuje doktorat na temat dzieci ulicy. Dario został w Peru, gdzie poznał miłość swojego życia. Jozue opuścił dom. Saul został najlepszym uczniem w klasie...

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Matka Boża Płacząca

[ TEMATY ]

#NiezbędnikMaryjny

La Salette

Adobe Stock

Jest rok 1846. Francja przechodzi poważny kryzys, epokę fermentu i zmian społecznych. Kraj przeżywa najpierw rewolucję, czasy napoleońskie, wreszcie lata nędzy. Rodzi się moda na racjonalizm i krytykę Kościoła. W wielu miejscach z wolna zanika wiara.

Nawet najzdrowsze zdawałoby się środowiska – wsie – tracą swą tożsamość i wyrzekają się swoich tradycji. W Corps ludzie żyją tak, jakby Boga nie było. Tam właśnie mieszkała Melania Calvat (lub Mathieu). W 1846 r. miała czternaście lat. Tam żył też jedenastoletni Maksymin Giraud. Choć oboje mieszkali w tej samej parafii, La Salette, pierwszy raz spotkali się dopiero na dwa dni przed objawieniem się Matki Najświętszej. Nic dziwnego, byli tak różni, że nawet gdyby się gdzieś zobaczyli, nie zauważyliby swojej obecności.
CZYTAJ DALEJ

Zakłócenia na lotniskach w Brukseli, Londynie i Berlinie z powodu cyberataku

2025-09-20 10:50

[ TEMATY ]

lotnisko

Adobe Stock

Minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski oznajmił w sobotę, że nie ma obecnie sygnałów o zagrożeniu dla lotnisk w Polsce.

Atak na firmę Collins Aerospace sparaliżował automatyczne systemy, przez co procedury związane z odprawą pasażerów i wpuszczaniem ich na pokład można było przeprowadzać tylko ręcznie.
CZYTAJ DALEJ

Mężczyźni u swojego patrona

2025-09-20 15:39

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

W sanktuarium św. Józefa w Nisku miała miejsce coroczna pielgrzymka mężczyzn z całej diecezji.

Spotkanie zgromadziło licznych uczestników, którzy przybyli, by wspólnie modlić się i umocnić w wierze pod opieką swojego patrona. Pielgrzymka rozpoczęła się konferencją, którą wygłosił ks. Konrad Fedorowski, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Małżeństw i Rodzin w Sandomierzu. Ks. Fedorowski, nawiązując do Księgi Rodzaju, podkreślił, że mężczyzna od początku został powołany do działania i pracy, aby zapewniać byt i bezpieczeństwo rodzinie oraz uczestniczyć w stwórczym dziele Boga. Jego podstawowym zadaniem jest ojcostwo, które nadaje sens życiu zarówno mężczyzny w małżeństwie, jak i kapłana. Pytanie Boga „Gdzie jesteś?” pozostaje dziś aktualne i dotyczy wierności mężczyzny swojemu powołaniu. Kapłan zwrócił uwagę na kryzys ojcostwa spowodowany kultem sukcesu, osłabieniem religijności i fałszywym obrazem ojca w mediach. Wskazał, że męskość często redukuje się do stereotypów siły, władzy czy brawury, które nie oddają jej prawdziwego sensu. Ojciec powinien być przewodnikiem i świadkiem wiary, prowadzącym dzieci własnym przykładem.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję