A na prowincji nie rozumieją, co to w ogóle znaczy ta magia świąt… Że co? Że świąteczne dekoracje i kolędy w hipermarketach przynajmniej od połowy listopada… Że reklamy, które niejednemu już zrobiły wodę z mózgu, o solidnym - ale czy zawsze potrzebnym? - drenażu kieszeni nie wspominając… Że Mikołaj - coraz mniej święty, za to „dobrze napakowany” i koniecznie z GPS w telefonie komórkowym, żeby trafił wszędzie, gdzie trzeba… Że nowy telewizor znanej firmy, oczywiście z funkcją „High Definition”, i nowy dekoder pewnej stacji telewizyjnej, bo tam wiedzą, co zrobić, by święta były udane… To żadna magia, tylko czysta komercja!
Cóż to w ogóle za określenie - „magiczne święta”? Magia to bałwochwalstwo i wchodzenie w relacje z siłami - najdelikatniej określając - niewiadomego pochodzenia. Gdzie tu miejsce dla Boga prawdziwego, dla Bożej Dzieciny?
Wiem, że ci, którzy mówią o magii świąt, najczęściej nie mają na myśli nic złego, że chodzi im tylko o czas pełen najwspanialszych uczuć, gdy zasiadają do wigilijnej kolacji, dzielą się opłatkiem, składają sobie życzenia, śpiewają kolędy. Ale może właśnie w tym czasie warto dać świadectwo, że dla nas Boże Narodzenie to nie żadna magia, ale najprawdziwsza wiara...
Pomóż w rozwoju naszego portalu