Reklama
Po odbytej służbie wojskowej w Szwajcarii młody Cina pod koniec zeszłego roku zasilił szeregi Papieskiej Gwardii. Marco postanowił zostać gwardzistą dzięki opowieściom swojego taty, który służył Janowi Pawłowi II w latach 1993-95. Jan Paweł II na początku lat 90. XX wieku był już doświadczony na zdrowiu, upadek w 1994 r. uniemożliwił mu spotkanie się z nowymi gwardzistami i ich rodzicami na tradycyjnej audiencji z okazji zaprzysiężenia. Stąd rodzinnych wspomnień z tego wydarzenia Cinowie nie mają. Za to rodzice mają te późniejsze, które przypominają spotkania wielu innych osób za pontyfikatu Papieża Polaka. W drodze na podróż poślubną udali się na audiencję do Auli Pawła VI i pani Anna tak głośno krzyczała do Jana Pawła II, że są nowożeńcy, że Ojciec Święty podszedł do nich jako jedynych, pomimo trudności w chodzeniu, i pobłogosławił. Później dzięki listowi do ks. Stanisława Dziwisza i jego odpowiedzi udało się całej rodzinie wejść na prywatną Mszę św. do apartamentu papieskiego. Teraz państwo Cina ze swoim synem – gwardzistą mogli uścisnąć rękę i przedstawić się papieżowi Franciszkowi. Podobnie jak w czasach taty Marco, zaprzysiężenie nowych gwardzistów szwajcarskich składa się z kilku wydarzeń. W dniu przysięgi 6 maja zawsze jest poranna Msza św. przy ołtarzu katedry w Bazylice św. Piotra, a główna ceremonia odbywa się po południu na Dziedzińcu św. Damazego. W dniach poprzedzających przysięgę nowi gwardziści wraz z rodzicami są przyjmowani na audiencji prywatnej, uczestniczą w specjalnych Nieszporach odprawianych przez szwajcarskich biskupów i w ceremonii złożenia wieńca dla upamiętnienia 147 gwardzistów, którzy w 1527 r. ponieśli śmierć w obronie Klemensa VII. To właśnie w rocznicę tego wydarzenia gwardziści składają swoją przysięgę.
Anna Artymiak: – Jak wyglądają początki w Gwardii?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Marco Cina: – Przez pierwszy miesiąc szkoły rekrutów jesteśmy w Szwajcarii, następnie przyjeżdżamy do Watykanu. Na początku czujemy się trochę jak turyści, którzy poznają nowe miejsce. Różnicę widzimy wówczas, gdy wracamy do koszar późno w nocy, kiedy wszystkie biura są zamknięte i prawie cały Watykan śpi. Nie zapomnę pierwszego wrażenia z oglądania kolumnady i pałacu apostolskiego z góry; czułem się jak VIP i chyba wtedy pomyślałem, że naprawdę jestem gwardzistą. Na początku uczymy się języka włoskiego i poznajemy naszą służbę. Trenujemy ruchy z halabardą, musztrę, kroki. Służbę zaczynamy od tzw. sentinelli, czyli służby honorowej z halabardą. Pełnią ją gwardziści, którzy tylko stoją w Bramie Spiżowej, Bramie Dzwonów i w Pałacu Apostolskim. Ja przeszedłem już o stopień wyżej; jestem tzw. gwardzistą pałacowym. Praca jest bardziej wymagająca, ale już nie muszę stać nieruchomo przez 2 godziny. Podczas trenowania z halabardą na schodach w okolicy Muzeów Watykańskich wyzwaniem są turyści. Kiedy nas widzą, wyciągają aparaty fotograficzne, a my musimy skoncentrować się na musztrze. Wyjątkowo wspominam też pierwszą przymiarkę munduru, kiedy jeszcze wszystko nie było gotowe. Ogromne wrażenie na mnie zrobił fakt, że pierwszy raz w życiu miałem ubranie szyte całkowicie na mój rozmiar.
Reklama
– Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z papieżem Franciszkiem?
– Było to podczas służby przy windzie, której Papieża używa, aby wjechać na loggie Pałacu Apostolskiego. Tam są tylko gwardzista i Papież. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem komunikat, że się zbliża, serce mi biło bardzo mocno; nie znałem jeszcze dobrze języka włoskiego. Wcześniej byliśmy z rodzicami kilka razy w Rzymie na wakacjach. Widziałem papieża na audiencjach, ale to nie jest to samo. Często mamy okazję podać rękę papieżowi Franciszkowi, ale to, o czym rozmawiamy z nim, zostaje w sercu.
– Czym dla Ciebie jest Polska?
Reklama
– W Polsce jest jak w domu. Dla mnie zawsze tak było, pół na pół. W domu używamy języków niemieckiego i polskiego. Kiedy rozmawiamy ze sobą, nawet nie wszyscy ze Szwajcarii nas rozumieją. Tata też się nauczył trochę polskiego. Dla mnie i mojego brata Szwajcaria i Polska zawsze to było jedno. W Polsce jesteśmy u siebie, znamy wszystkie okoliczne drogi. Tam też mógłbym żyć. W swojej drugiej ojczyźnie jestem przynajmniej raz w roku. Często byłem z rodziną na Wielkanoc, rzadziej na Boże Narodzenie. Teraz przez pierwsze 8 miesięcy służby nie mogę wyjechać na wakacje, ale kiedy w końcu będę mógł, bardzo chciałbym odwiedzić dziadków w Polsce. Niestety, nie mogli przyjechać na przysięgę, ale widzieli mnie w telewizji podczas transmisji Mszy św. wielkanocnej z Watykanu. Stałem z halabardą przy figurze Matki Bożej i kamera mnie dwa razy uchwyciła.
– Jakie polskie tradycje kultywujecie w rodzinie?
– Chodzimy na Msze św. do kościoła polskiego w Zurychu. Na Wielkanoc jest tam święcenie jajek. Na Boże Narodzenie w domu śpiewamy kolędy, lepimy pierogi na Wigilię, dzielimy się opłatkiem. Gotujemy barszcz czerwony na Wigilię i biały na Wielkanoc. Kultywujemy tradycje polskie i szwajcarskie, ale mamy więcej polskich. Tak, gdzie mieszkamy, jest kilku Polaków, z którymi się spotykamy. W Watykanie gotują nam polskie siostry albertynki, które czasem przygotowują potrawy polskie. Ostatnio pomagałem im lepić pierogi; zrobiliśmy ich chyba z 700. Smakowały wszystkim, podobnie jak polski sernik.